Dodany: 06.05.2006 10:55|Autor: bogna

Wyleczą książki w Jagiellonce


Pierwszą w Polsce unikatową Klinikę Papieru udostępni za kilka dni Biblioteka Jagiellońska. Zwiedzający zobaczą, jak przed rozpadnięciem ratuje się stare książki.

Inspiracją dla nas był Stanisław Lem, który już w 1960 roku w książce "Pamiętnik znaleziony w wannie" przewidział rozpad papieru i przerażające tego konsekwencje dla ludzkości - mówi Katarzyna Szklanny z Oddziału Organizacji Prac Bibliotecznych i Dydaktycznych Biblioteki Jagiellońskiej, jedna z koordynatorek wystawy "STOP papyrolizie! Przeciwdziałanie degradacji kwaśnego papieru". Uroczyste otwarcie wystawy zaplanowano na poniedziałek, ale już teraz wiadomo, że udostępnienie wartych wiele milionów złotych urządzeń do odkwaszania starego papieru będzie prawdziwym hitem.

- Prowadzona przez Uniwersytet Jagielloński inwestycja to część wieloletniego programu rządowego pod nazwą "Kwaśny papier", którego całkowite uruchomienie do 2008 r. będzie kosztować ponad 77 mln zł - mówi Andrzej Barański, pełnomocnik rektora UJ ds. realizacji programu. Jak dotąd stosowne urządzenia zainstalował tylko Kraków, warszawska Biblioteka Narodowa dopiero rozpisała przetarg na podobną technologię.

Klinika Papieru ratuje książki drukowane w drugiej połowie XIX w. i XX w., których kartki wskutek zakwaszenia papieru z czasem niszczeją i rozpadają się. Sterowane komputerowo maszyny nasączają papier specjalnymi substancjami, a później prasują i suszą. Odkwaszone książki wracają na biblioteczne półki.

- Problem kwaśnego papieru dotyczy całości druków, rękopisów i archiwaliów, które powstawały od 1850 do mniej więcej 1996 r. - informuje Katarzyna Szklanny. - W Polsce od kilku lat prowadzone są intensywne prace nad oceną stanu księgozbiorów, uruchomieniem sieci instalacji masowego odkwaszania papieru oraz liczne projekty badawcze.

Kraków od 2002 r. dysponuje pierwszym w Polsce i jednym z kilku w świecie urządzeń do masowego odkwaszania dokumentów metodą Neschena. Od tego czasu Biblioteka Jagiellońska prowadzi odkwaszanie druków z własnych zasobów (nieoprawione czasopisma i prace naukowe, plakaty i druki ulotne), a od 2004 r. udostępnia tę usługę wszystkim zainteresowanym.

- W ubiegłym roku UJ pozyskaliśmy nową technologię Bookkeeper firmy Preservation Technologies LP z USA, którą z powodzeniem stosują archiwa największych instytucji amerykańskich, m.in. Biblioteka Kongresu - informuje Katarzyna Pilitowska, rzeczniczka prasowa UJ.

Pracownicy Kliniki Papieru mają ambitne plany: chcą do końca roku odkwasić ponad 400 000 kart w przeliczeniu na format A4 metodą Neschena oraz ponad 30 ton materiałów metodą Bookkeepera.

W najbliższy poniedziałek, 8 maja, rektor UJ prof. Karol Musioł dokona otwarcia wystawy "STOP papyrolizie!". - Pokażemy "kwaśne" książki Stanisława Lema z Grecji, Japonii, Hiszpanii. Pewnie gdzieś tam wie, że próbujemy zapobiec jego przepowiedni - uśmiecha się Katarzyna Szklanny.

Na wystawie będzie można sprawdzić odczyn papieru własnych książek albo innych dokumentów papierowych testerem ze wskaźnikiem chemicznym (czerwienią chlorofenolową), tzw. pHisakiem. Rozpoczną się też wykłady, po których będzie się można umówić na zwiedzanie Kliniki. Pełne otwarcie dla zorganizowanych grup zwiedzających planowane jest podczas Dni Otwartych Kliniki Papieru, które 12 i 13 maja towarzyszyć będą obchodom święta UJ.

[Gazeta.pl Kraków > Aktualności]
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: 00761 06.05.2006 12:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Pierwszą w Polsce unikato... | bogna
Widziałam o tym program w TVP Kraków, niesamowicie to wygląda! I sam proces, i efekt końcowy.
Użytkownik: jb 06.05.2006 21:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Pierwszą w Polsce unikato... | bogna
Jakoś mnie to mało rusza...
Może jestem nieodrodnym dzieckiem komputera, ale ja bym tą kasę raczej przeznaczył na dygitalizację tych książek - bo i ochrona pewniejsza (jakoś raczej ufam płytom CD i dyskom twardym, niż papierowi czy innemu pergaminowi). A i udostępnić zasoby szerszej publice będzie można, nie marnując przy tym Państwowej pieniędzy - wszak rozpowszechnianie informacji w sieci jest najtańsze, a prawa autorskie do XIX wiecznych ksiażek wygasły.
Ale cóż, jest to zdanie osoby która jak chodzi do Antykwariatu, to nie po to by kupić książkę starą i "unikalną", ale tanią, lub niedostępną w księgarniach.
Użytkownik: Anitra 07.05.2006 14:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakoś mnie to mało rusza.... | jb
Chciałbyś żyć w świecie, w którym książka "papierowa" nie istnieje? :-)
Użytkownik: jb 07.05.2006 16:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Chciałbyś żyć w świecie, ... | Anitra
A czy chcesz żyć w świecie, w którym książka papierowa jest (relatywnie, ale jednak) niedostępna? Bo nie wiem, ale do domu raczej Ci XIX wiecznego druku nie pożyczą, a ściągnąć (nie ruszający się z domu, który może być w Gdańsku, albo w Abudhabi) owszem pozwolą.
Zresztą, zdarza mi się obcować z książką zdygitalizowaną, jednakowoż będącą na papierze - mam w domu drukarkę.
Nie mówiąc juz o tym, że pewnie za taką kasę mogliby kupić sobie instalację print-on-demand, i mogłabyś mieć własny (jak najbardziej papierowy) egzemplarz.
A mówiąc szczerze, naprawdę mi wisi czy książka jest wydrukowana na papierze XIX, czy XXI wiecznym...
Użytkownik: Anitra 07.05.2006 21:34 napisał(a):
Odpowiedź na: A czy chcesz żyć w świeci... | jb
No nie wiem, chyba jest pewna różnica między książką wydrukowaną na drukarce, a wydaną w tradycyjny sposób (w okładce itp.). :-) Czytanie ich to dwa zupełnie różne wrażenia (nie wspominam nawet o czytaniu z ekranu).
Piszesz, że książki są niedostępne - to przesada. Oczywiście niewielu ludzi ma dostęp do XIX-wiecznych druków, ale chyba nic w tym dziwnego. A z pewnością osoby zainteresowane ich treścią wolałyby mieć do czynienia z oryginalną książką. Nawet ponowne wydrukowanie tych utworów nie rozwiązałoby problemu. Te książki to przecież kawałek historii, a z tego, co piszesz rozumiem, że wrzuciłbyś ich treść do komputera, a oryginały wyrzucił na śmietnik, bo już wtedy nie będą potrzebne.
Użytkownik: verdiana 07.05.2006 21:37 napisał(a):
Odpowiedź na: No nie wiem, chyba jest p... | Anitra
A potem zrobimy zdjęcia zabytkom i przestaniemy je poddawać renowacji - bo po co. :P
Anitro, podziwiam Twoją cierpliwość... ;)
Użytkownik: Anitra 07.05.2006 23:02 napisał(a):
Odpowiedź na: A potem zrobimy zdjęcia z... | verdiana
:-)))
Ja po prostu nie jestem na tyle cierpliwa, aby pozostawić takie uwagi bez komentarza.
Użytkownik: jb 08.05.2006 19:51 napisał(a):
Odpowiedź na: A potem zrobimy zdjęcia z... | verdiana
> A potem zrobimy zdjęcia zabytkom i przestaniemy je poddawać
> renowacji - bo po co.
Ech jak zwykle do moich słów dopisuje się drugie, a potem - trzecie dno.
Wyrzucanie czegokolwiek na śmietnik jest nielogiczne, mniej więcej tak samo jak to że nie ma do nich dostępu z sieci.
A nie myślałaś jak sam akt renowacji niszczy oryginalność dzieła?? Pal licho obrazy na płótnie, ale freski z których farba potrafi złazić na powierzchni dłoni? I renowator po prostu domalowuje to czego brakuje, często kożystając ze zdjęć :P.
Ale gdyby była opcja zrobienie wysokorozdzielczych zdjęć to podpisałbym się oboma ręcoma. Bo dzieła, dajmy na to Renesansu (nie mówiąc już o takich portretach Witkacego, czy obrazach Nikifora tworzonych na bardzo delikatnym papierze i wcale nie najlepszymi farbami), niszczeją jak nie byłyby przechowywane. A w bankach danych informacja jest praktycznie wiecznotrwała. A i dostęp do tych dzieł byłby możliwy z domu - ja np. planuje sobie kupić kolorową drukarkę laserową żebym mógł zmienić sobie wystrój pokoju i co jakiś czas ozdabiać dziełami innych malarzy.

P.S. Muzea i biblioteki mają upowszechniać wiedzę. A nie ją konserwować. A digitalizacja służy upowszechnianiu. I to w średniowieczu raczej sie książki w bibliotekach chowało - żeby ludu nie psuć i pregamin chrnoić ;-).

>Anitro, podziwiam Twoją cierpliwość... ;)
A to juz jest mało uprzejme :P I teraz ja mało uprzejmie: podziwiam Twoją umiejętność niesłuchania argumentów. I chciałbym usłyszeć Twoje, żebym mógł sie do nich ustosunkować, o ile masz cierpliwość... - Jednocześnie proszę o wybaczenie i informuję że zdanie to jest wynikiem tylko chęci zemsty i nie jest umocowane w faktach.
Użytkownik: jb 08.05.2006 19:45 napisał(a):
Odpowiedź na: No nie wiem, chyba jest p... | Anitra
>No nie wiem, chyba jest pewna różnica między książką wydrukowaną
>na drukarce, a wydaną w tradycyjny sposób (w okładce itp.).
Mówiąc szczerze zależy od drukarki i jej "przyległości", bo pewnie można kupić sobie sprzęt który pozwoli tworzyć sobie książki "z okładkami" (nie mam ale chciałbym mieć). A już na pewno taki sprzęt mogła by sobie kupić jagiellonka.
A książki wydrukowane na żądanie mają jedną oczywistą przewagę nad bibliotecznymi - można po nich notować, co dla książek trudniejszych jest nieocenione, nieprawdaż ;-). I nie mówię tu o jakichś trudnych podręcznikach, ale o ambitnej beletrystyce. A uprzednie podkreślenie sobie fragmentów, znacznie uprzyjemnia powtórne czytanie.
>A z pewnością osoby zainteresowane ich treścią
>wolałyby mieć do czynienia z oryginalną książką.
Z samej definicji osób zainteresowanych _treścią_ nie interesuje okładka, ani czas druku ;-). Ale to jest złośliwa demagogia.... Więc odpowiedź nie-demagogiczna: Owszem, profesorowie Literaturoznawstwa: tak. Ale ja chciałbym żeby te książki były zdigitalizowane, bo może za parę lat mnie coś strzeli i będę chciał obejrzeć parę starodruków, ot tak z ciekawości, albo mnie w te strony rzuci inna okoliczność i jako student (ew. doktorant, albo magister) i to do tego Fizyki po porostu nie będę miał dostępu to nich.
Nie mówiąc o tym że jak książka jest w komputrze, to można z nią cuda na kiju robić - indeks dodać, dodać metatreść, przeszukiwanie uskuteczniać, można ją czytać nie fatygując się do biblioteki i nie mówię o sobie który ma do Krakowa marne ~300km, ale o np. starym polonusie z Chicago.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: