Dodany: 15.04.2006 09:04|Autor: antecorda

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Przybyszewski
Helsztyński Stanisław

Biografia pisana na kolanach


Nie wiem, co napisać, bo moje odczucia są ambiwalentne. To znaczy – z jednej strony biografia została napisana porywająco, niektóre fragmenty mogłyby bez ujmy zdobić niejedną pozycję należącą do kategorii "literatura piękna". Całość została napisana z epickim rozmachem, choć tekst w głównej mierze oparty jest na niezliczonych listach pisarza. Z drugiej jednak strony, opowieść ta wyraźnie nosi ślady bezkrytycznego uwielbienia.

Helsztyński, jak sam wspomina, spotkał Przybyszewskiego w czerwcu 1916 roku, podczas prac nad "Zdrojem". Niedługo potem sam autor „Il regno doloroso” zaproponował mu napisanie biografii, co Helsztyńskiemu zajęło ładnych kilkadziesiąt lat. Przez ten czas Przybyszewski zdołał zadomowić się w historii polskiej literatury i okryć się nawet patyną klasyka.

Opowieść biograficzna zaczyna się klasycznie – od urodzin poety, od jego rodziców, sytuacji rodzinnej, okolic, które zamieszkiwał, krewnych i znajomych. Opisuje dzieciństwo i pierwsze lata szkolne – kłopoty z nauką i subordynacją. Opisuje wpływ matki i surowość ojca. Jednak brak w tych pierwszych partiach jakiejś głębszej analizy psychologicznej. Brak tego spojrzenia pod nieprzepuszczalną tkankę duszy, któremu hołdował bohater. Być może wymogi, jakie stoją przed biografią, nie dopuściły do takiej introspekcji duszy Przybyszewskiego, ale ten brak odbija się wyraźnie na odbiorze dalszych części książki.

Bo tak naprawdę – nie wiemy, dlaczego Przybyszewski z obiecującego „kmiotka” z jakiejś zapadłej dziury w Wielkopolsce przeistacza się w przywódcę cyganerii berlińskiej, niemal w uosobienie szatana. Helsztyński sugeruje tu wpływ dzieciństwa, zgodnie z naukami Freuda i Adlera, ale nie znajdujemy potwierdzenia tego w opisie pierwszych lat życia poety. To, moim zdaniem, poważny błąd. Drugi (choć może dla niektórych wcale nie być błędem), to maniera, z jaką czcigodny profesor przedstawia dzieje Meteora Młodej Polski. Podobnym stylem została napisana powieść Józefa Weyssenhoffa „Żywot i myśli Zygmunta Podfilipskiego”, gdzie narrator, Jacek Ligęza, płaszczy się i ślini przed swoim Mistrzem. Z jednej strony jest to dość niesmaczne, ale z drugiej, jeśli rzecz potraktować jako obrazek socjologiczny, albo raczej – psychologiczny, obcowanie z tym stylem jest dość interesujące, żeby nie powiedzieć – rozśmieszające. Dekadent, pijak, narkoman, erotoman, satanista, degenerat, wałkoń, oszust, krętacz, kłamca – takimi epitetami określali współcześni Przybyszewskiego i takim jawi się on sam, jeśli usunąć choć na chwilę lukier ze słów autora biografii. Człowiek, który unieszczęśliwił wielu ludzi, przyczynił się pośrednio do śmierci kilku osób (Marta Foerder, Dagny Przybyszewska), staje się tu bohaterem nieomal homeryckim, któremu największe zbrodnie t r z e b a wybaczyć, w imię... no właśnie, nie wiadomo, w imię czego. Sztuki? Piękna? Poezji? Nie ma nic pięknego w nieprawdopodobnej pysze autora „Krzyku”, bo tak naprawdę to właśnie ona najbardziej przebija z kart tej opowieści. Nie ma nic pięknego w jego nieustających kłamstwach, oszukiwaniu siebie samego i wszystkich dokoła. Nie ma nic pięknego w porzucaniu rosnącej wciąż liczby dzieci poety na pastwę losu po to, by sobie bujać w obłokach. Przynajmniej w moim odczuciu. Ale tym, co mnie najbardziej uderzyło, był brak piękna w jego „poezji”.

Tej książki nie można czytać nie zapoznawszy się choćby pobieżnie z twórczością Przybyszewskiego. W zasadzie wystarczy przeczytać jeden jego utwór, żeby wyrobić sobie jakieś ogólne pojęcie o całej twórczości. Rzadko przecież zdarzają się autorzy, którzy potrafią poruszać się po mistrzowsku po wielu różnych, niespokrewnionych ze sobą tematach. Przybyszewski do nich nie należy – jest monotematyczny. Jego powieści, poezje, dramaty krążą wciąż wokół JA autorskiego, które jest jednocześnie drogowskazem i celem samym w sobie jego twórczości. To JA może przybierać różne odcienie, różne nazwy, ale nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, żeby w „Requiem aeternam” odnaleźć nieustający hymn do sobie samego. Cała twórczość Przybyszewskiego, jego działalność i jego życie obracały się wokół tego samego punktu – uwielbienia samego siebie. Nie przyjmował do wiadomości takiej możliwości, że ktoś inny może być takim samym „meteorem” jak on, że może zupełnie ignorować „wielkość” naszego łojewskiego poety.

Biografia ta jest utrzymana właśnie w takim stylu, stylu apoteozy, padania plackiem przed „Mistrzem”. Być może był to zabieg świadomy, bo może, według Helsztyńskiego, nie dało się pisać o Przybyszewskim w inny sposób, może nie – trudno powiedzieć. Jednak jest to wyraźny i – co tu ukrywać – frapujący psychologicznie rys tej książki.

Jednak pod koniec życia Przybyszewski daje oznaki niejakiego opamiętania się. Zaczyna działalność publiczną, wraca na łono Kościoła i w końcu umiera w Jarontach nad Gopłem, w 1927 roku. Ciekaw jestem, czy zobaczył to, co narzuca mi się od pewnego czasu, gdy obcuję z literaturą modernistyczną przełomu XIX i XX wieku. Ciekaw jestem, czy widział, że ten jego bunt, to jego uwielbienie dla „piękna” i „sztuki”, było tylko jednym z przejawów drobnomieszczaństwa, filisterstwa, które z takim zapałem i poświęceniem zwalczał (wszak jego największe sukcesy miały miejsce w jednym z najmniej poetycznych miast świata - Berlinie, światowej stolicy filisterstwa!). Czy widział, że droga, którą wytyczył dla niego uwielbiany tak bardzo Nietzsche, jest tylko ślepą uliczką, pułapką bez wyjścia. Tego pewnie nigdy się nie dowiem, ale biografia pióra Stanisława Helsztyńskiego dała mi odpowiedzi na inne, mniejszej rangi pytania.

Nie wiem, czy mam polecać tę książkę. Jak już napisałem – mam do niej ambiwalentny stosunek. Polecam ją każdemu, kto potrafi myśleć. Przede wszystkim obserwować i myśleć krytycznie. Jeśli jednak ktoś bezkrytycznie patrzy na twórczość modernistów, to powinien raczej unikać tej książki, bo nic z niej nie zrozumie. Utwierdzi się tylko w przekonaniu, że tamte czasy to szczyt szczytów doskonałości poetyckiej, czasem tylko poprzetykany jakimiś nieistotnymi, czy wręcz idiotycznymi, wstawkami w postaci samobójczej śmierci Marty Foerder (sprowokowanej przez wyrzucenie jej z domu przez Przybyszewskiego). Ale myślę, że fanatyzm i zaślepienie to nie są najbardziej pozytywne cechy sympatyka modernizmu?

Na koniec jeszcze powtórzę – polecam tym, którzy potrafią krytycznie myśleć!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 11741
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 26
Użytkownik: joanna.syrenka 16.04.2006 01:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, co napisać, bo ... | antecorda
Czytając Twoją (znakomitą, skądinąd) recenzję przypomniało mi się moja (kiepska skądinąd) praca roczna z jednego z tych uroczych przedmiotów na polonistyce, p.t. "Boy jako współtwórca legendy Przybyszeskiego" (nie trafiłam do Helsztyńskiego, aż wtyd przyznać). I otóż ciekawa rzecz - nawet tak krytyczny i zdystansowany pisarz, jak Boy, miał w swoim życiu okres absolutnego zapatrzenia w postać Przybyszewskiego (do czego wszkże umiał się potem przyznać). Przybyszewski musiał mieć niezwykłą charyzmę, skoro nie tylko Helsztyński, nie tylko Boy, i nie tylko połowa krakowskiej cyganerii przełomu wieków dała się uwieść jego urokowi...
Użytkownik: verdiana 16.04.2006 08:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Czytając Twoją (znakomitą... | joanna.syrenka
Syrenko, jakoś dziwnie chodzę Twoim śladem i podpisuję się pod wszystkim, co piszesz. :)
Bolku, pisz więcej recenzji, proszę!
Użytkownik: antecorda 16.04.2006 12:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Syrenko, jakoś dziwnie ch... | verdiana
W rzeczy samej, tego nie można zaprzeczyć - Przybyszewski miał charyzmę, którą przyciągał do siebie ludzi. Nie tylko Boy uległ mu, ale przede wszystkim kompletnie niezrozumiała jest sprawa romansu z Jadwigą Kasprowiczową! To był dopiero magnetyzm! Dla niezbyt przystojnej i niemłodej już córki urzędnika lwowskiego, żony jednego ze swoich najlepszych przyjaciół, porzucił obiekt westchnień połowy ówczesnej Europy - Dagny (swoją drogą, oglądając zdjęcia Dagny jakoś nie mogłem dopatrzyć się w jej rysach "przystojności", ale w końcu: de gustibus...). Tego nie można mu odmówić - miał niewątpliwą charyzmę!

Ale wolałbym nie znaleźć się w kręgu jego wpływów. Czytając książkę, co ja piszę - znając wcześniej jego życiorys, cały czas odnoszę wrażenie, że był niesamowicie samotnym i w gruncie rzeczy, nieszczęśliwym człowiekiem. Mam nadzieję, że teraz jest mu lepiej, tam gdzie teraz jest... :)

Pozdrawiam i dziękuję :)
Użytkownik: jakozak 16.04.2006 12:30 napisał(a):
Odpowiedź na: W rzeczy samej, tego nie ... | antecorda
Zdecydowanie samotnym, zdziwaczałym i pewnie strasznie zakompleksionym facetem. Zresztą cała ta "paczka" z końca wieku miała w sobie taki skrajny dekadentyzm. Może to być piękne w literaturze, ale obcować z takimi ludźmi to koszmar!
Pozdrowienia dla wspólnika mojego w spisku.
Użytkownik: joanna.syrenka 16.04.2006 15:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdecydowanie samotnym, zd... | jakozak
To że miał charyzmę, nie jest równoznaczne dla mnie, że był wspaniałym człowiekiem... Nie był - i wszyscy o tym wiedzią:)
Bolek (wolałam Twój poprzedni nick;D)! Nie podoba Ci się Dagny? Jest piękna na tych starych fotografiach...
Użytkownik: antecorda 16.04.2006 16:52 napisał(a):
Odpowiedź na: To że miał charyzmę, nie ... | joanna.syrenka
Prawdę mówiąc - wygląda na nich jak jakaś czarownica (Dagny Przybyszewska), ale w tym raczej pejoratywnym znaczeniu. Możliwe, że swym niesamowitym wyglądem zainteresowałaby mnie, ale nie sądzę, żebym chciał się stać jej kochankiem. Mam nieco inny gust... ;)))

Pozdrawiam :)

P.S. Trochę głupio sie czuję, gdy ktoś pisze do mnie tak jak do kobiety... Dlatego jednak zostanę przy "Bolku". :D
Użytkownik: joanna.syrenka 16.04.2006 21:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawdę mówiąc - wygląda n... | antecorda
A, no chyba, że takie względy zadecydowały o zmianie nicka:)
Pozdrawiam.
Użytkownik: verdiana 17.04.2006 12:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Prawdę mówiąc - wygląda n... | antecorda
Poza tym to piękne imię, szkoda by było, gdybyś go nie używał. :-)
Użytkownik: --- 29.04.2006 02:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, co napisać, bo ... | antecorda
komentarz usunięty
Użytkownik: antecorda 29.04.2006 07:30 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Być może masz rację, być może nie. Jednak w biografii chciałbym znaleźć choćby próbę dotarcia do sedna sprawy - tak moim zdaniem wyglądałaby zwyczajna uczciwość względem czytelnika. Helsztyński tego nie zrobił i odbija sie to ujemnie na jego opowieści. To jest moja opinia.

Co do feromonów - nie wiem. Pan Samochodzik zakochał się przecież w obrazie Anny Orzelskiej ;)

Pozdrawiam :)
Użytkownik: verdiana 29.04.2006 08:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Być może masz rację, być ... | antecorda
W biografii najważniejsze jest przecież to, jakim kto jest człowiekiem, a nie suche fakty, życie a nie zdarzenia - jeśli Helsztyński tego nie zrobił, to ja się czuję zniechęcona i dziękuję za ostrzeżenie. :-)
Użytkownik: antecorda 29.04.2006 09:50 napisał(a):
Odpowiedź na: W biografii najważniejsze... | verdiana
:) O to chodzi, że on dość wybiórczo potraktował życiorys Przybyszewskiego i okres dziecięctwa i wczesnej młodości został potraktowany po macoszemu. Być może jednak były jakieś względy przemawiające za tym - na przykład opór któregoś z krewnych Stacha, by nie pisać o rzeczach niewygodnych dla niegoi jego rodziny - w końcu mogło tak być i to byłoby prawo takiego człowieka. To takie moje przypuszczenie na które nie mam żadnych dowodów.
Użytkownik: verdiana 29.04.2006 10:09 napisał(a):
Odpowiedź na: :) O to chodzi, że on doś... | antecorda
Mogło tak być, ale wtedy się o tym lojalnie uprzedza... niekoniecznie tłumacząc, dlaczego o tym nie ma. Niektórzy biografowie uprzedzają, np. we wstępie. Opisują trudności ze zbieraniem materiałów itd. Wtedy wiesz, o czym będzie w biografii, a o czym nie i możesz zdecydować, czy czytać.
Użytkownik: antecorda 29.04.2006 10:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Mogło tak być, ale wtedy ... | verdiana
Masz rację! Nie pomyślałem o tym... :-)))
Użytkownik: verdiana 29.04.2006 10:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację! Nie pomyślałe... | antecorda
To nie Ty miałeś o tym pomyśleć, tylko Helsztyński. :-) Kiedy ta biografia była wydana?
Użytkownik: antecorda 29.04.2006 14:07 napisał(a):
Odpowiedź na: To nie Ty miałeś o tym po... | verdiana
Gdzieś w latach sześćdziesiądtych/siedemdziesiątych. Nie pamiętam, bo to była pożyczona książka.
Użytkownik: justin dd 11.07.2006 17:04 napisał(a):
Odpowiedź na: To nie Ty miałeś o tym po... | verdiana
A dokładnie w roku 1966, we Wrocławiu.
Użytkownik: --- 29.04.2006 16:04 napisał(a):
Odpowiedź na: :) O to chodzi, że on doś... | antecorda
komentarz usunięty
Użytkownik: antecorda 29.04.2006 16:15 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Ale bez podania faktów jesteśmy bezradni... :)))
Użytkownik: forresty 13.06.2007 21:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, co napisać, bo ... | antecorda
hmmmm... helsztyńskiego czytałem dość dawno, ale lektura utkwiła mi dość głęboko w pamięci. Długo gnębiło mnie pytanie: jak kobieta pokroju Dagny mogła związać się na stale z takim palantem jak przybyszewski. Ponoć do dziś jak jedzie się do muzeum w Kongsvinger to lepiej nie mówić że jest się Polakiem ;-). Dagny w moim przekonaniu była jak na owe czasy piękną kobietą a dodatkowo spełniała ponoć wszystkie wymogi kanonu piękna. Nie zapominajmy ze dla modernistów kobieta była przede wszystkim istotą duchową, praktycznie niematerialną i jakkolwiek Dagny w oczach współczesnych była piękna fizycznie to sam Przybyszewski stwierdził po jej śmierci ze była "bardzo ładna" ale w gruncie rzeczy ważniejsze było to ze ona miała nagą duszę - wyzwoloną z wszelkich obyczajowych gorsetów purytańskiej mieszczki. Co do urody - nie mam wiekszych zastrzeżeń wziawszy poprawkę na jakość tych zdjęć i warunki w jakich mieszkała po zamążpójściu. Gdy popatrzy się na fotki z lat 93-95 i późniejsze to widac jak na dłoni że Przybyszewski ja zniszczył a fragmenty jej dramatów moga nasuwac przypuszczenia ze genialny małzonek podsuwał jej być może jakieś prochy.
Co do samej biografii... czyta się całkiem nieźle i nie zgodze się że Helsztyński pisze ją z jakąs wielką atencją. Nie raz pamietam Przybyszowi dostaje się a to za Dagny a to za Martę więc helsztyński miał w miarę obiektywny stosunek do "mistrza". niejednokrotnie też demistyfikuje oczywiste kłamstwa zawarte w "moich współczesnych". Przybyszewski podobnie jak i Strindberg czy nawet współczesny nam Himilsbach każdemu przedstawiał swą biografię podług zasady " co tam k..a bede każdemu to samo gadał" i wiekszosc z jego wspomnień to zwykła blaga podobnież jak strindbergowe bajania o tym ze wywalił Dagny z jej własnego łóżka. prawda była ponoć taka ze to Dagny odrzuciła strindberga który oświadczył sie jej po tej nocy za co ten chciał zrobić jej papiery prostytutki. Całe to towarzystwo może poza schorowanym Munchem to była banda niezłych świrów i blagierów znudzonych życiem i naprawdę dziwie się co robiła tam ta ponoć inteligentna i piękna kobieta która raczej nie była zdana na łaskę i niełaske uwiedzionych facetów. Norweżka ma trochę niespójny wizerunek w świetle późniejszych przekazów. Dobra ponoć matka i kobieta nawołująca do oddania dzieci marty do sierocińca. Przykładna siostra i córka - hulaszcza kobieta widmo grajaca w bilard i paląca tytoń w męskim towarzystwie. Jak dla mnie ta kobietak jej motywy postępowania i sposób traktowania rzeczywistości to zagadka. Inna sprawa ze Dagny była mocno 'przeidealizowana' w późniejszych wspomnieniach a niewyjaśniona dotąd zagadka śmierci poteguje mit kobiety która z "myśliwego zwierzyną Amora się stała". Cokolwiek była to postac tragiczna a ponoc są jakieś nowe fakty rzucajace inne swiatło na wydarzenia z Tyfilisu. A z Przybyszewskiego to był naprawdę niezły łajdak. Troje dzieci w sierocińcu, dwie żony zabite, Pająkówna umiera w biedzie a ich córa zostaje narkomanką... Doprawdy "patrzcie ojcowie swiata". O jego twórczosci napisac się wiele nie da zważywszy na to ze wiekszość z tego co da sie przeczytac napisał mu praktycznie Dehmel. po śmierci Foerderówny Dehmel zrywa znajomośc z przybyszem i nagle nikt Polaka czytac nie chce a krytyka łoi kolejne wypociny. Z biegiem czasu z buntownika i badacza chuci co włada duszą przeistacza się piewcę polskości i sztuki na usługi narodów za co naród funduje mu królewski pogrzeb. jedna z córek zagazowana w oświęcimiu, boleś rozstrzelany, foerder pochowana w niepoświęconej ziemi a Dagny w mogile porośnietej chwastami gdzie czas wytarł już praktycznie jej imię z kamienia. A Stachu wieziony w truchle na prezydenckim suknie.
jak dla mnie ten człowiek jest porażka Pana Boga i jakąś okrytną pomyłka w jego zamierzeniach.Powinien skończyć jak jego bracia - być żandarmem albo lakiernikiem u Kruppa.
Minęło ponad 100lat... Niby dużo a ja jak dziś pamietam prababkę zmarłą kilka lat temu która urodziła się na trzy lata przed smiercią Dagny. Chyba w roku urodzenia Ivi... Czyli Dagny mogłaby pokoleniowo być moją praprababką. Dziwne uczucie jak się patrzy w takim kontekście na kobietę oceniając urodę i potencjalną atrakcyjność. Dla mnie była ok. Na browara pewnie byśmy poszli. Pytanie tylko w jakim stanie bym wrócił??? Zakochania czy inspiracji? Większosć wracała w tym pierwszym. Tylko ponoć Przybyszewski w niej się do końca nie zakochał, ale to był mocno upośledzony człowiek wiec sie nie dziwię.
Większosć pewnie przypisze mi głęboka niechęc do naszego wieszcza. Tak... nie jest to bohater z mojej bajki. uważam go za zwykłego blagiera, oszusta, cwaniaka który do historii przeszedł tylko dziei umiejętnościom autokreacji i dobrego mniemania o samym sobie. Literat z niego żaden - raczej marny filozof z zacięciem artystycznym. Redaktor marny, mąz i ojciec beznadziejny więc jakim cudem on do cholery posiadł Dagny, pił wódę z munchem i pomiatał strindbergiem??? Moze to prawdziwe dziecko szatana?
Użytkownik: antecorda 15.06.2007 18:24 napisał(a):
Odpowiedź na: hmmmm... helsztyńskiego c... | forresty
Bardzo ciekawa wypowiedź. Przeczytałem ją z niekłamanym zainteresowaniem i muszę powiedzieć, że z wieloma myślami przedstawionymi przez Pana zgadzam się bez zastrzeżeń. Rzeczywiście, gdy dziś czyta się choćby takie "Requiem aeternam", to można odnieść wrażenie, że jest to stenograficzny zapis jakiegoś wieczorku autorskiego na którym Pan Poeta pokusił się o improwizację, czego jednak nie da się zaliczyć do najwybitniejszych dzieł literatury światowej.

Co do oceny Dagny - mam nieco odmienne zdanie, choć przychylam się do Pańskiej opinii, że musiała być niezwykle intrygującą kobietą, pełną nieuchwytnego seksapilu.

Na koniec chciałbym poruszyć jeszcze kwestię stosunku Helsztyńskiego do swego bohatera. Czytając "Opowieść biogreficzną" miałem nieodparte wrażenie, że "gdzieś to już czytałem". Owo "gdzieś", w trakcie lektury, sadowiło się wygodnie w jakimś zapomnianym dziś skryptorium, gdzie w nabożnym skupieniu jakiś bezimienny mnich pisał obszerny panegiryk na cześć swego władcy. Tak odebrałem dzieło Helsztyńskiego i do dziś to wrażenie mi pozostało.

Dziękuję za Pańskie, niezwykle cenne uwagi i pozdrawiam :)
Użytkownik: forresty 15.06.2007 20:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo ciekawa wypowiedź.... | antecorda
Dziękuję za tych kilka życzliwych słów skreślonych pod moim adresem. Jak wspomniałem książkę czytałem dośc dawno i w tym okresie osoba mistrza jakoś specjalnie mnie nie interesowała. niemniej jednak z tego co pamiętam to Przybyszewski sam nmaścił helsztyńskiego na swego biografa. Być może, mam takie przypuszczenia, że Przybyszewski doceniał i wykorzystał bekrytryczne uwielbienie helsztyńskiego do jego osoby i w większej części swą biografię zainscenizował, wyreżyserował podsuwajac fakty ze swej biografii w określonym kontekscie. Wydaje mi się jednak że helsztyński w pewnym momencie pisania biografii doszedł do wniosku że "coś mi tu sie nie zgadza" i da się w tej pracy odnaleźć osądy zdecydowanie niekorzystne dla Przybyszewskiego. Jak napisałem, wydaje mi się ze to był jakis proces ewolucji stosunku Helsztyńskiego do własnego mistrza (jak dobrze pamietam) i chyba nie chciał zmieniać pierwotnie napisanej treści tym bardziej ż ejak zaznaczył chciał aby ta książka mówiła też coś o nim. Szczere mówiąc to sięgnę chyba jutro na półkę i przeczytam ja jeszcze raz i wtedy bedę mógł jakoś rzetelniej postawić wnioski.
Co do kwestii którą Pan postawił; Co sprawiło ze Przybyszewski z ubogiego domu wiejskiego nauczyciela stał się jednym z liderów berlińskiej awangardy? Moim zdaniem my Polacy mamy trochę niewłaściwy obraz roli i pozycji Prybyszewskiego w berlińskim, a właściwie skandynawskim środowisku artystycznym. jest bowiem raczej bezsporną kwestią fakt iż dzis nie zawracalibyśmy sobie głowy Przybyszewskim gdyby nie świadomosć że przebywał z Munchem, Strindbergiem, malo znanym u nas Dehmelem i tą nieszczęsną Dagny która doprowadził do grobu. To ze zachłysnął się nim Kraków a potem Warszawa świadczyć moze tylko o tym jakim zaściankiem kulturalnym były ziemie polskie pod zaborami. Przybyszewski w świadomosci kulturalnej Europy praktycznie nie istnieje. Został za to Munch, Strindberg i częściowo Dagny. Przybyszewski jest na dokładkę do skandynawskiej bohemy. W moim przekonaniu jest to jeszcze jeden dowód na przecietnosć by nie powiedzieć mizerię artystyczną Przybyszewskiego. On byl po prostu cyganem czym szokował Europę że o Polsce w której malowano grzeczne harpie przy studniach czy roztańczone wijskie baby jak u Axentowicza i tetmajera nie wspomnę. Owszem, nie można mu odmówić intelgencji, bystrosci umysłu i jakiegoś smaku który pozwalał mu docenić rodzące się przyszłe pomniki jak Munch na przykład, ale to za mało aby stawiać go w w szeregu ze Słowackim czy mickiewiczem.
natomiast powody dla których Stasiu stał się berlińskim Stachem są jak sam pan słusznie zauważył i Helsztyńskiemu i nam dotąd nie znane. Niech mi będzie wolno postawić tezę że Przybyszewski od dziecka miał trochę wybujałą wyobraźnię a tym samym skłonność do konfabulacji. Pół biedy jeśłi kończyło się to na tworzeniu zabawnych historyjek dla księdza ale przerodziło się to z biegiem czasu w poważne zaburzenia swiadomości i ten człowiek co jemu współcześni przyznają stworzył sobie drugi, nierealny świat który za wszelką cenę chciał realnie stworzyć. Byc moze prawda jest to co napisał pan odnosnie przybyszewskiego jakoby był człowiekiem głeboko nieszczęśliwym i zakompleksionym. tak to prawda. Niemniej jednak ten biedny i zakompleksiony, chodzący ponoć z głową w chmurach artysta doskonale orientował się w kursach walut, przelicznikach i doskonale organizował sprawy przelewów, zapłat za bilet itd. Kłóci się to trochę z wyobrażeniem nieszczęsnego poety który nie radzi sobie w życiu.
Owszem - Przybyszewski napatrzył się narzeczy okropne. Zabił się jego nadwrażliwy kolega z gimnazjum który podobno wprowadził go i w alkohol i w świat okultyzmu. Widział obłąkanie ojca, biedę braci z pierwszego malżeństwa ojca, ale nie widzę tu jakiejs szczególnej przyczyny dla której przybyszewski stał się demonem. Najprawdopodobniej gdzies w latach 80-90 przeżył jakąs traumę która zrobiła go nihilistą - być moze jakiś niudany związek i próba ułożenia życia podług prowincjonalnych kanonów. Trafił jeszcze na wesołe towarzystwo i został literatem i cyganem. Zapragnął światowego zycia ale garbem stała mu Marta. Tak sobie teraz przypomniałem że helsztyński chyba w ogóle o tym nie pisał, ale Foerderówna była w czwartej ciąży i to o próbę usunięcia tej ciąży i w rezultacie morderstwo podejrzewany był przybyszewski. jak było tego nie wiemy, ale fakt ze odsunęli się od niego towarzysze którzy dotąd wiedzieli ze przybyszewski gra na dwa fronty świadczy przeciw niewinności Przybyszewskiego. najprawdopodobniej musiał mieć coś na sumieniu tym bardziej ze szybko ewakuował się z berlina.
Przeczytam jeszcze raz książeczkę i moze napiszępotem kilka słów.
Pozdrawiam
Użytkownik: forresty 15.06.2007 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za tych kilka ży... | forresty
Dodam jeszcze że jak oglądam "noce i Dnie" to przybyszewski nieodłacznie staje się dla mnie pierwowzorem Tomaszka. Nawet ta historia z paltem czy futrem jeśłi dobrze pamiętam to jakby żywcem wyjeta z historii kiedy Przybyszewski jechał na Wigilię bładząc w sniegu bez.. . futra które ponoć dal biednemu na jałmuznę. Matka Stasia jako żywo przypomina jadwigę a surowy papa Bogumiła bo awantura była ponoć wyborna
Użytkownik: Maruna87 28.07.2008 18:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wiem, co napisać, bo ... | antecorda
Stanisław Przybyszewski to wielka postać w polskiej ale i europejskiej literaturze. Zaznaczył silnie swoją obecność i odcisnął piętno w historii. Jego zasługi widać nie tylko w literaturze, ale i w teorii literatury. Niestety, gwiazda tego Wielkiego Poety przygasła znacząco. Stąd powstanie strony www.przybyszewski.pdg.pl/. Jest ona próbą odkurzenia legendy Stacha.
Użytkownik: Macabre 28.07.2008 18:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Stanisław Przybyszewski t... | Maruna87
Już lepiej by było, żeby biblionetka nie stawała się miejscem zwykłych prowokacji i żeby powyższa wypowiedź wyrażała szczere uwielbienie dla mętnej gwiazdy tego nieszczęsnego kabotyna.
Użytkownik: Maruna87 28.07.2008 19:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Już lepiej by było, żeby ... | Macabre
Ale ta wypowiedź wyraża szczere uwielbienie Przybyszewskiego!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: