Dodany: 19.03.2006 02:22|Autor: Otoo

Książka: Opowiadania sewastopolskie
Tołstoj Lew

4 osoby polecają ten tekst.

Pacyfizm i patriotyzm


"Opowiadania sewastopolskie" to trzyczęściowy cykl ogniskujący się wokół jednego wydarzenia historycznego - obrony Sewastopola podczas wojny krymskiej z lat 1853-55. W każdym z niezależnych względem siebie opowiadań przenosi nas Tołstoj do bronionej przez żołnierzy rosyjskich, a obleganej przez wojska sprzymierzonych mocarstw twierdzy nad Morzem Czarnym. I we wszystkich przypadkach mamy możliwość przyjrzeć się realiom wojny przez inny nieco pryzmat, zobaczyć odmienne sytuacje, skupić się na rozmaitych szczegółach. Różnice te nie są wyłącznie pochodną zmiennych kolei wojny i kilkumiesięcznych przerw między poszczególnymi relacjami. Krwawy spektakl sprzed półtora wieku możemy oglądać w sposób za każdym razem odmienny również dzięki nieprzeciętnym zdolnościom Lwa Tołstoja, który, bynajmniej nie dla literackich fajerwerków, zadziwia bogactwem środków stylistyczno-narracyjnych zastosowanych w tej wojennej trylogii.

Albowiem autor, tworzący omawiane utwory w okresie daleko poprzedzającym pisanie "Wojny i pokoju", musiał być świadomy, jak trudnego podejmuje się zadania, czyniąc głównym bohaterem "Opowiadań sewastopolskich" prawdę o wojnie. Bo postacie przewijające się na kartach cyklu, choć zarysowane mniej lub bardziej wyraźnie, stanowią zawsze tło dla bohatera głównego - prawdziwego oblicza wojny.

Przystępując do pisania "Opowiadań...", miał za sobą Tołstoj pewne sukcesy jako twórca nowelistyki batalistycznej. Wojnę, jeden z głównych tematów swojej twórczości, znał z własnego doświadczenia. Jako młody człowiek służył najpierw na posterunkach kaukaskich, później zaś brał czynny udział właśnie w obronie Sewastopola. "Opowiadania..." są więc dziełem naocznego świadka i uczestnika wojny krymskiej. Pracującemu nad nimi Tołstojowi przyświecała chęć "odromantycznienia" napuszonych i pełnych przekłamań opowieści wojennych, jakie za sprawą epigonów romantyzmu szerzyły się wówczas w literaturze rosyjskiej. Cel ten udało się Tołstojowi osiągnąć, i gdyby nie zacięcie moralne przebijające spod warstwy chłodnej narracji, można by uznać "Opowiadania sewastopolskie" za rodzaj manifestu naturalistycznego w obrębie gatunku prozy batalistycznej.

Warto sobie oczywiście zadać pytanie: cóż nas obchodzi relacja wojenna sprzed stu piędziesięciu lat? Czy posiada ona dziś jakąkolwiek wartość? Otóż posiada i, wbrew pozorom, nie tylko historyczą. Nie jest również najistotniejszy fakt, że wojna krymska, w której dominowały bombardowania artyleryjskie i nieustanne ostrzeliwanie z okopów, była antycypacją dwudziestowiecznych batalii. Sedno aktualności dzieła tkwi w samym temacie - wojnie, tym ponurym i krwawym fenomenie ludzkości. Czytelnikom, którzy znają tę eskalację nienawiści i zniszczenia na szczęście tylko z opowiadań starszych, z podręczników historii albo z migawkowych newsów bądź jeszcze bardziej efektownych filmowych superprodukcji, czytelnikom takim dzieło Tołstoja dać może bardzo wiele. Pozwala zobaczyć oczami wyobraźni i poczuć w sercu cień wojennego koszmaru. Tołstoj w nim uczestniczył i przeżył. Wrócił, by zdać sprawozdanie, które stanowi głębokie wniknięcie w rzeczywistość niepojętego szaleństwa wojny.

Cykl rozpoczyna opowiadanie "Sewastopol w grudniu". Narracja utrzymana w konwencji reportażu prowadzi czytelnika poprzez miejsca najbardziej charakterystyczne dla oblężonego miasta i broniących go żołnierzy. Już pierwszy opis rannych w szpitalu wojskowym jest wstrząsający. Ogromu ludzkiego cierpienia, ściśniętego w niechlujnym baraku, nie łagodzi wcale sucha, beznamiętna forma podawcza, wręcz przeciwnie - czyni atmosferę lazaretu straszną, nieludzką, nie do zniesienia. Dusząc się i rozglądając nerwowo, chcielibyśmy uciec z tego piekła na ziemi jak najprędzej i wdzięczni jesteśmy narratorowi, gdy wyprowadza nas, rozstrojonych od wstrętu i współczucia, na powietrze, gęste od przelatujących pocisków. Ale to nie koniec. Czeka nas jeszcze wizyta na głośnym - dosłownie i w przenośni - czwartym bastionie, gdzie służba jest powodem straceńczej dumy załogi, a postrachem i "wyrokiem śmierci w zawieszeniu" dla reszty żołnierzy.

Opowiadanie, obejmujące jeden dzień z życia obleganej twierdzy, kończy się pochwałą prostego żołnierza rosyjskiego, który walczy nie dla chwały, bogactw i zaszczytów, ale z nakazu serca, powodowany miłością ojczyzny. Przeciwstawienie narażających życie uczestników walk frontowych oficerom sztabu, wiodącym życie dość wygodne jak na wojenne warunki, stało się jednym z powodów, dla których drugą część ("Sewastopol w maju") ocenzurowano w pierwszym i drugim wydaniu*. Pewne szczegóły, jak też ogólna wymowa utworu wydały się czujnym strażnikom moralności najwidoczniej "sianiem defetyzmu". Sam Tołstoj pisząc zakończenie ma spore wątpliwości, czy postąpił słusznie, przedstawiając rosyjskich żołnierzy w tak niekorzystnym świetle. I w pięknych i prostych słowach odpowiada sam sobie, czytelnikowi i ewentualnym krytykom: "Bohaterem mojej opowieści, który zawsze był, jest i będzie piękny, jest prawda"**.

A prawda wypełniająca "Sewastopol w maju" jest gorzka i różni się znacznie od optymistycznych wniosków wieńczących część pierwszą. Oficerowie sztabowi to ludzie próżni, chcący się za wszelką cenę przypodobać zwierzchnikom, nieczuli na ciężki los swoich podkomendnych z pierwszej linii ognia. Zwykli żołnierze, choć odmalowani w nieco sympatyczniejszych barwach, również przedstawieni zostali bez pietyzmu. Jednych i drugich łączy pragnienie wyglądania na prawdziwych zuchów, junaków, co to nigdy nie czują strachu. Ale dziarskie obejście to maska. Od lęku, od przerażenia na froncie nie ma ucieczki - zdaje się mówić zza pleców swych postaci Tołstoj.

Jest jeden fragment w "Sewastopolu w maju", który zapada w pamięć głęboko. Scena z człowiekiem czekającym na wybuch bomby jak na wyrok, od którego nie będzie już odwołania. Scena dająca poczuć siłę literatury w świecie, gdzie media elektroniczne wyznaczają główny nurt kultury, oraz ukazująca wielką siłę czystego realizmu w czasach literatury postmodernistycznych udziwnień. I będąca świadectwem wielkiej siły pisarskiej Lwa Tołstoja.

"Sewastopol w sierpniu 1855 roku" przenosi nas w zupełnie inny klimat. Nad opowieścią unosi się nastrój smutnej zadumy. Opowiadanie zaczyna się wydłużoną scenką rodzajową, która przechodzi w historię dwóch braci, śpieszących, żeby wziąć udział w obronie miasta. Los postaci, jak też ogółu obrońców kończy się tragicznie. Sewastopol po przegranej przez Rosjan bitwie zostaje zajęty przez wojska francuskie. Wycofujący się są przygnębieni, ale nawet w obliczu klęski nie tracą do końca wiary i spoglądając w stronę przeciwników, obiecują sobie, że jeszcze wrócą, aby zwyciężyć.

Ta końcowa scena umacnia przewagę wątku patriotycznego nad krytycznym wobec wojny. Bezpośredni krytycyzm ujawnia zresztą Tołstoj tylko raz, pisząc w dygresji odautorskiej: "Jedno z dwojga: albo wojna jest wariactwem, albo skoro ludzie robią to wariactwo, znaczy, że nie są stworzeniami rozumnymi, za jakie nie wiadomo czemu, zwykliśmy ich uważać"***. Czyżby więc była trylogia o wojnie krymskiej dziełem napisanym "ku pokrzepieniu serc"?

Jestem przekonany, że prawdziwy rdzeń, najgłębszy sens "Opowiadań sewastopolskich" stanowią humanitaryzm i niechęć wobec wojny. Skąd to przeświadczenie? Otóż niektóre wątki poboczne łączy wspólny wydźwięk emocjonalny i moralny.

Zwraca uwagę nacisk, jaki kładzie Tołstoj na szpital wojskowy; jest to miejsce (poza linią ognia) najbardziej wyeksponowane ilościowo i stylistycznie w ogólnej strukturze cyklu sewastopolskiego. Ranni
w lazaretach to oczywiście bohaterscy patrioci, ale ostatecznie z opisu ich losów pozostaje w pamięci tylko współczucie dla nieludzkiego cierpienia, przerażenia odbierającego zmysły i powolnego, straszliwego konania. Żołnierz pozostaje sam, wydany na pastwę paroksyzmów bólu, osłabienia, świadomości trwałego kalectwa, lęku przed śmiercią. Oto ofiary szaleństwa wojny i prawdziwe, skrywane zwykle tej wojny oblicze.

Inny trop pacyfistyczny to znaczenie przyrody we wszystkich częściach cyklu. Wschody i zachody słońca, obłoki, drzewa, morze i wiatr, wszystko to składa się na obraz ujmujący spokojem, kojący i piękny. Przyroda żyje własnym życiem, jakby nie zwracając uwagi na ludzi i nie rozumiejąc pozbawionego sensu cierpienia i krzywd, jakie zadają sobie jej marnotrawni synowie. Wojna jest więc przeciwstawiona naturalnemu, zdrowemu porządkowi świata.

W drugim opowiadaniu powtarza się motyw dziecka zderzającego się z grozą czasu wojny. Dzieci nie rozumieją koszmaru, jaki się wokół nich rozgrywa. Mała dziewczynka cieszy się z widoku rozpryskujących się pocisków, biorąc to za pokaz ogni sztucznych. Chłopiec krąży wokół pobojowiska, przerażony widokiem masowej śmierci. Dla dziecka wojna jest albo nierealna do granic absurdu, albo stanowi straszliwą tajemnicę, zagadkową przyczynę skumulowanej śmierci, hekatomby wynikającej z nie dających się odgadnąć przyczyn.

Tak więc, mimo wszystko, bardziej pacyfizm niż patriotyzm przemawia do mnie z kart "Opowiadań sewastopolskich". Tołstoj, o ile mi wiadomo, nigdy, nawet po wielkiej przemianie duchowej, uczuć patriotycznych nie potępił; zresztą jego akcja krzewienia oświaty wśród dzieci chłopskich to piękny przykład poświęcania swoich zdolności dla najmłodszego pokolenia biednej i pogardzanej części narodu. Z uznaniem wyrażał się też autor o dążeniach narodowowyzwoleńczych Polaków i mieszkańców Kaukazu****. Ale wydaje mi się, że Tołstoj zrozumiał również prawdę, która do dziś wielu ludziom przychodzi z oporem lub jest nie do zaakceptowania - prawdę, że ponad miłością własnego narodu stoi umiłowanie człowieczeństa, "patriotyzm" wielkiej rodziny ludzkiej, z której nikt nie powinien być wykluczony. Braku tolerancji i ograniczeń w tej kwestii nie mógł Tołstoj wybaczyć wielkim tego świata i dlatego stworzył swój własny program religijno-społeczny z "anarchizmem chrześcijańskim" i taktyką pokojowego buntu jako najważniejszymi wyznacznikami swoich poszukiwań duchowych.

Mam też wrażenie, że "tołstoizm" nie narodził się w duszy jego twórcy z dnia na dzień, ale dojrzewał tam latami, by opanować serce i umysł w chwili ciężkiego kryzysu życiowego. Jednym zaś z pierwszych śladów "wielkiego przebudzenia", kiełkującego dopiero, jest w moim odczuciu cykl opowiadań z czasów wojny krymskiej. Wspomnienia z tego okresu nigdy Tołstoja nie opuściły, o czym świadczy choćby słynna "Spowiedź". Wysłały go po latach na poszukiwanie własnej odpowiedzi na pytania zadawane przez życie. Byłoby pięknie, gdyby te same wspomnienia, uwiecznione w "Opowiadaniach sewastopolskich", przemawiały jak najczęściej swoją surową mocą wyrazu do wszystkich, którzy, wzdychając do mitu dawnych, rzekomo romantycznych potyczek, chętnie chwyciliby za karabiny i pod płaszczykiem patriotycznego obowiązku pognaliby do okopów. Na fałszywy sentymentalizm wielbicieli szczęku oręża Lew Tołstoj ma tylko jedną odpowiedź, lecz taką, której trudno zaprzeczyć - prawdę naocznego świadka wojennego koszmaru.


---
* Por. informacja w: Lew Tołstoj, "Dzieła wybrane", t. V, s. 705-706, Warszawa 1979.
** L. Tołstoj, "Sewastopol w maju", przeł. T. Łopalewski; w: "Dzieła...", wyd. cyt., s. 454.
*** Tamże, s. 414.
**** Np. w powieści "Zmartwychwstanie" i opowiadaniu "Za co?".

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6066
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: