Dodany: 19.02.2006 22:41|Autor: 00761
Białe całuny mroźnych krematoriów
Są książki, o których pisać jest szczególnie trudno, bo dotykają spraw tak bolesnych, że powstaje obawa o spłycenie ich treści. Są książki, o których pisać się powinno, nawet jeśli takie ryzyko zachodzi. Istnieją bowiem tematy fundamentalne, których nie wolno pomijać milczeniem.
Zsyłki, łagry - "mroźne krematoria" Syberii, kołchozy, więzienia, etapy... to właśnie elementy polskiej historii, o których nie wolno nam zapominać, o których powinniśmy mówić chociażby dlatego, że przez dziesięciolecia całe kazano o tym milczeć.
Zbiór pamiętników i wspomnień, wydanych pod wspólnym tytułem "My deportowani", poraża prawdą. Ukazuje człowieka w sytuacjach ekstremalnych, w których zostaje postawiony przed wyborami, przed którymi żaden człowiek stawać nie powinien. Czasem, co gorsza, nie dostaje on żadnego wyboru, wyprowadza się go za zonę i pada strzał... zamyka w izolatorze w bieliźnie przy kilkudziesięciu stopniach mrozu... nie daje jeść czy pić... Przykłady i formy można mnożyć.
Każdy z pamiętników mówi o głodzie, brudzie, wszach, pragnieniu, pracy ponad siły, nienawiści, złu... Każdy mówi o woli życia, nadziei, solidarności, wierze, tęsknocie, dobru... Każdy ukazuje ludzką małość i wielkość, wznoszenie się ponad człowieczeństwo i upadek na dno upodlenia. Te pamiętniki dają i zarazem odbierają nadzieję.
Jest to jednak przede wszystkim przejmujące requiem dla ofiar totalitarnego systemu, requiem do tej pory nie wybrzmiałe do końca. Można by tutaj mnożyć nazwy-zbrodnie, nazwy-zbiorowe mogiły, nazwy-tragedie. Starobielsk, Kozielsk, Ostaszków, Charków, Moskwa, Kołyma... I jeszcze tyle miejsc nienazwanych... Groby milczą. Umarli nie przemówią. Mówią jednak ci, którzy przetrwali, zdawałoby się, wbrew prawom biologii, logiki... Dlatego my powinniśmy przynajmniej ich relacji wysłuchać.
Nie jest moim zamiarem ocenianie, który z tych pamiętników jest najlepszy, bo wśród autorów mamy osoby znane: Czapski, Herling-Grudziński, Obertyńska i nieznane: Grubiński, Krakowiecki, Umiastowski, wreszcie dzieci... Każdy Autor na swój indywidualny i niepowtarzalny sposób daje nam wizję osobistych doznań i przeżyć, które są zarazem doświadczeniami zbiorowości. Każdy posługuje się swoistym stylem i koncentruje się na kwestiach w jego opinii najważniejszych.
Na kartach antologii wielokrotnie pojawia się problem Boga i wiary. Najbardziej poruszające są w tej kwestii - moim zdaniem - wspomnienia dzieci ("Isfahan miasto polskich dzieci"), w których Bóg jawi się jako niezłomna gwarancja, że to piekło się skończy, jako ta instancja, która zawsze wesprze, wysłucha modlitwy, otoczy opieką. Ufna, dziecięca wiara, którą tak rzadko (co nie znaczy nigdy) odnaleźć można w pamiętnikach dorosłych.
W "Książce o Kołymie" Anatol Krakowiecki zapisał genialny w swojej prostocie dowód na istnienie Boga:
"Tymczasem strażnik otarł twarz i rozpoczął dyskusję o Bogu. Mówi, że Boga nie ma. Mówi, że Boga nikt przecież nie widział.
- Czy ty widział Boga, duraku! - zapytuje chłopca.
I wówczas padła wspaniała odpowiedź. W wagonie paliła się lampka elektryczna.
- To ty jesteś głupcem - mówi chłopiec spokojnie. - Czy widzisz tę żarówkę?
- Widzę.
- Czy świeci się?
- Oczywiście świeci się.
- Widzisz więc żarówkę i widzisz, że się świeci?
- Widzę.
- A czy wiesz, co sprawia, że świeci się ta żarówka?
- Elektryczność.
- Więc przetnij, idioto i zaglądnij do środka! Czy potrafisz ujrzeć elektryczność? Czy potrafisz zobaczyć, jak ona wygląda?"*
Koniecznie sięgnijcie po tę antologię. Naprawdę warto!
----------
* Anatol Krakowiecki, "Książka o Kołymie", [w:] "My deportowani", Wydawnictwo "Alfa", 1989, s. 130.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.