Dodany: 15.11.2005 04:10|Autor: kocio

Stąd do wieczności


Cykl "Gateway" jest jedną z najbardziej niezwykłych serii książkowych, jakie czytałem i budzi we mnie ciekawe skojarzenia. Podobnie jak seria filmów "Mad Max", zaczyna się niezgorszą historią, ale kolejne części są po prostu lepsze. Podobnie jak "Szpital kosmiczny", został napisany wiele lat temu (tom 1. powstał w 1976 r., tom 4. w 1987 r.), a jednak nie pokryła go pleśń i nadal nadaje się do spożycia. Nie przeszkadza w tym nawet przestarzały szkielet z gatunku "space opery".

"Kronik Heechów" nie da się rozpatrywać w oderwaniu od całej serii, więc zainteresowanych odsyłam i tak do pierwszego tomu. Autor zastosował rozwiązanie wzięte z telenoweli i - może nieco bardziej dyskretnie - opowiada, co działo się w poprzednich tomach, tylko że to są smaczki dla fanów "Gateway" i w żadnym stopniu nie zastąpią pełnej lektury. Oczywiście możecie zignorować to ostrzeżenie i nie zapytam: "no dobrze, ale po co?". Będę się tylko upierał, że - w odróżnieniu od opery mydlanej - tu łatwo można wrócić do początku i choćby dlatego warto to zrobić. Tym bardziej, że Pohl stworzył kolejną powieść dygresyjną, gdzie wspomnienia mieszają się z teraźniejszością. Nie w sposób przypadkowy, ale wystarczająco splątany, żeby nie dało się ich rozdzielić.

Wygląda to tak, jakby po napisaniu dosyć zwartej, niewesołej i psychoanalitycznej opowieści "Gateway: brama do gwiazd" nagle otworzył szeroko oczy i w następnych tomach zaczął lepić z tego samego materiału zupełnie nowe, coraz bardziej fantastyczne formy, jak dziecko zafascynowane plastycznością gliny. Dlatego w tych nowych dziełach Pohla nadal można z łatwością rozpoznać całe fragmenty pierwotnej historii, uzupełnione jednak sporą ilością ironii oraz sangwinicznego poczucia humoru. Aż dziw, jak się to trzyma kupy, a raczej jak to wszystko mieści się w pisarstwie jednego człowieka.

Bohater serii, Robinette Broadhead, przypomina mi nieco Endera ze znakomitego cyklu Orsona Scotta Carda. Robin też jest najpierw prostą postacią wypełniającą jedną książkę, by z czasem ewoluować, stając się przewodnikiem po niezwykłym świecie, jaki na naszych oczach tworzy autor. Podobni są w tym, że obaj, jako bohaterowie w pełnym tego słowa znaczeniu, mają szczególną pozycję w swoim uniwersum i tak samo obchodzą ich losy nie tylko własne i otoczenia. Interesuje ich dobro całego wszechświata.

To piekielnie ambitne podejście dzięki wyobraźni i pasji pisarza jakimś cudem się udaje. Nic dziwnego, że w książce pojawiają się wielkie pytania o człowieka, boga, istotę życia, powstanie i śmierć kosmosu itp. Jeśli pisze się o wszechświecie, to pewnie nie da się tego uniknąć. U Pohla jednak wątek namysłu nad człowiekiem i jego losem istnieje od początku serii, a z czasem staje się, paradoksalnie, coraz bardziej strawny (sic!).

Nasuwa mi się jeszcze jedno skojarzenie - z przejmującą dylogią "Wróbel"/"Dzieci Boga" Mary Dorii Russell. I tu także, jak w serii o Enderze, pojawia się wątek kontaktów z innymi gatunkami inteligentnego życia we wszechświecie i ogromnych niespodzianek, na jakie ludzie natykają się poznając ten kosmos. Russell i Card piszą jednak o wiele poważniej i naprawdę solidnie. W porównaniu z nimi Pohl bawi się raczej fiszkami: kosmologię łączy perwersyjnie z psychologią, metafizyką, cyberpunkiem i... scenkami z życia małżeńskiego. W "Kronikach Heechów" aż do połowy nie przejmuje się nawet specjalnie akcją i radośnie opowiada o wszystkim, co interesuje starego, dobrego Robina. Nieomylnie wskazuje to na naturę gawędziarza. Kiedy jednak coś zaczyna się dziać, ten uroczy, ale czasem irytujący bałagan bardzo dobrze sobie radzi w roli powieści, choć na bardzo poważny ton i ostateczne uporządkowanie w finale nie ma co liczyć. Czwarty tom "Gateway" wygląda na całkiem niezłe podsumowanie całości, ale kto wie, jak ten punkt może obejść ruchliwy umysł autora?

Polecam tę lekturę zwłaszcza tym, którzy nie wierzą, że z takich mocno zużytych form, jak podróże kosmiczne, snucie utopii społecznych czy wirtualna rzeczywistość, da się ulepić coś nadal znośnego w odbiorze w XXI wieku. Spróbujcie, a będziecie zaskoczeni: da się, i to jeszcze jak!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3097
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: dorsz 15.11.2005 16:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Cykl "Gateway" jest jedną... | kocio
Twierdzenie, że kolejne części są lepsze, jest dużą rzadkością - raczej wszyscy uważają odwrotnie, i niebezpodstawnie. "Ruchliwy umysł autora" zakończył całość tomem szóstym "The Boy Who Would Live Forever", który jest tak kiepski, że wydawca nie zdecydował się go przetłumaczyć na polski. Obawiam się, że ruchliwy umysł autora w wieku obecnie 86 lat mógł nieco na ruchliwości stracić, zresztą seria została już oficjalnie zamknięta.

Ten fragment recenzji doskonale oddaje rzeczywistość: "po napisaniu dosyć zwartej, niewesołej i psychoanalitycznej opowieści 'Gateway: brama do gwiazd' nagle otworzył szeroko oczy i w następnych tomach zaczął lepić z tego samego materiału zupełnie nowe, coraz bardziej fantastyczne formy, jak dziecko zafascynowane plastycznością gliny". Z pewnością niektórym może się podobać to, co dzieci lepią z gliny...
Użytkownik: kocio 15.11.2005 21:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Twierdzenie, że kolejne c... | dorsz
No tak, faktycznie zauwazylem, ze wiekszosc uwaza odwrotnie, ale oczywiscie nic na to nie poradze, ze radosna, tryskajaca pomyslami swoboda tworcza Pohla bardziej do mnie przemawia niz ta jego powazna, ale monotonna i wrecz depresyjna ksiazka. Urocza dezynwoltura przewaza dla mnie nad poplataniem akcji kolejnych tomow.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: