Dodany: 08.11.2005 18:26|Autor: Anna 46
Październikowo - listopadowa.
Nasze media wspomniały ostatnio rocznicę rewolucji październikowej, że pierwszy raz w Rosji nieoficjalnie i bez dnia wolnego od pracy.
To mi przypomniało książkę Johna Reeda "Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem", będącą oficjalną wersją przebiegu rewolucji 1917 roku. Nie, nie! Nie będzie recenzji! To tylko pretekst do dygresji i wspominków.
Kiedy zbliżała się rocznica Wielkiego Października - 7 listopada (wg obowiązującego wtedy w Rosji kalendarza juliańskiego, był to 26 października; stąd nazwa), nasze ponure i szare ulice czerwieniały soczyście a z wielkich portretów, patrzyły dobrotliwie na przechodniów szalone oczka wodza.
Był taki jeden, ogromny portret: Lenin w rozwianym płaszczu, z uniesiona władczo ręką i odkrytą głową (możliwe,że nieśmiertelną leninówkę dzierżył w drugiej); pod spodem widniało wielkimi literami:
LENIN W PAŹDZIERNIKU!
a u dołu dopisek:
A KOTY W MARCU!
Bardzo długo nie lubiłam czerwonego koloru - taka reakcja alergiczna...czerwony nam się kojarzył jednoznacznie.
Teraz przesunięcie w czasie; po wprowadzeniu stanu wojennego.
Tramwaj; ja i mój trzyletni, pyskaty i rzetelnie uświadomiony politycznie bratanek. Wsiada nowy pasażer, w czerwonej koszuli. Dziecko wpatruje się w niego zachłannie, po czym rozdziera się na
cały tramwaj: "Dlaczego ten pan ma czerwona koszulę?" Oczywiście wszyscy pasażerowie koncentrują się na panu a ja próbuje wyjaśnić, że pewnie lubi ten kolor - albo tylko taką miał w domu. "Nie, nie! Ten pan na pewno jest komunistą!" Twarz pana robi się taka, jak koszula i bez słowa wysiada na najbliższym przystanku.
Ktoś rzucił hasło: trzeba uczcić rocznicę rewolucji!
Tym razem nie jestem pewna czasu; pełnoletnia byłam, Solidarność była...pewnie listopad 1981 roku!
Biletem wstępu miał być plakat o tematyce antyradzieckiej. Ja tam rysować nie umiałam, ale moja przyjaciółka owszem. Zaprezentowałyśmy dzieło następujące:
orzeł w nieco przekrzywionej koronie (dla pewności podpisany, że to orzeł!), na szyi mocno zaciśnięty sznur, zawieszony na sierpie i młocie. Ów sznur jest przecinany ostrzem z napisem "Solidarność".
Dyscyplina była. Wszyscy stawili się z plakatami - nie pamiętam żadnego (poza naszym - i do śmierci tego DZIEŁA nie zapomnę - działało na widza metodą szoku) - a szkoda!
Oprócz oceny "plakatów" w programie zaplanowano słuchanie bajek W. I. Lenina.
Będzie dygresja.
Była sobie księgarnia z radzieckimi wydawnictwami: za grosze można było kupić przepiękne albumy o sztuce na k r e d o w y m papierze (wtedy papier, na którym u nas drukowano, był raczej zbliżony fakturą do toaletowego)! Uchował mi się jeden; dwujęzyczny tekst rosyjski i francuski, twarda oprawa, czarne płótno (22 na 34 cm), tekturowa "koszulka" - "Orfevrerie ancienne" [wydawnictwo Iskustwo - Moskwa 1975].
Były tam i bajki dla dzieci z upiornymi, socrealistycznymi ilustracjami. Wszystko w tonacji sepii z czerwonymi akcentami szturmówek; z sierpami i młotami.
"Bajki Lenina", "Lenin dzieciom", albo "Lenin opowiada" - jakiś taki był tytuł tego, specjalnie kupionego na tę okazję "dzieła wielkiego wodza". Czytało trzech panów z podziałem na role (i ze śmiertelną powagą): jeden robił za narratora, drugi za Lenina a trzeci za dzieci.Dzieci zwracały się do Włodzimierza Ilicza "wujaszku" a on udzielał zbawiennych i cennych rad, jako pionierom i przyszłym komunistom! Na koniec głaskał po głowach!!!
Jakoś tak przy "spontanicznych okrzykach" - bez spontanicznych okrzyków nie mogła się udać żadna impreza "ku czci" - :
"Raz sierpem, raz młotem!
W czerwoną hołotę!"
- zabrakło soku. Zaraz, a skąd mieliśmy sok pomarańczowy? A tak! Z "Pewexu", nieśmiertelny "dodoni" w puszce. Muszę wyjaśnić młodszym Czytelnikom, co to "Pewex". Otóż były takie sklepy "za komuny", w których było WSZYSTKO; cudownie kolorowe zabawki, słodycze, ekskluzywne trunki i papierosy, kawa, kosmetyki i ciuchy. Jeden był tylko problem - owe luksusy można było nabyć jedynie za waluty wymienialne. Pamiętam miny dzieci, kiedy czasem mijaliśmy taki sklep....:-(
Ktoś w kuchni wpadł na pomysł rozcieńczenia plakatówki wodą - kolorek wyszedł nawet gustowny. Zaszkodziło tylko jednemu, ale bohatersko stwierdził, że "jesiotr był drugiej świeżości".
A pijało się wtedy albo "intelektualnie", albo "ku czci", albo "na pohybel".
Były i śpiewy a jakże!
Cały ówczesny repertuar kabaretu "Elita" ("Czego się boisz,głupia", "Kurna chata", "Do serca przytul psa" z wijącą się gadziną, "Polskie strzechy", "Bilans musi wyjść na zero"), "Żółta łódż podwodna" po rosyjsku i coś, z czego pamiętam jedynie refren:
I nie pora otaczać się wojskiem,
bo to dziś niepotrzebna ochrona.
I w tę d..ę wypiętą na Polskę,
kopa dać, choćby była czerwona!
Skąd to jest - nie mam bladego pojęcia!
We wczesnych godzinach rannych, udaliśmy się spać w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.
A potem był 13 grudnia....
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.