Dodany: 17.09.2005 23:56|Autor: eros

Książka: Regulamin tłoczni win
Irving John

1 osoba poleca ten tekst.

Regulamin win i zbrodni


Muszę przyznać, że na samym początku książka rozkręca się dość wolno, dopiero po kilkudziesięciu stronach czytelnik zaczyna się wkręcać w fabułę, w życie postaci, w klimat Maine i St. Cloud's.

Z jednej strony powiem, że Irving nie zawiódł mnie. Fabule nie można nic zarzucić - nie jest miałka, obracająca się wokół niczego, autor nie powstrzymuje na wodzy zdarzeń po to tylko, by w pewnym momencie przyprawić czytelnika o zawrót głowy. Słowem: napisana solidnie, tak, jak na tego autora przystało. Z drugiej strony "Regulamin..." jest jedną z książek, które najbardziej mnie zdenerwowały w ostatnim czasie. Powodem jest zwłaszcza jedno - obłudny i denerwujący dydaktyzm książki. Dlaczego obłudny? Ano dlatego, że Irving w niemal nieuchwytny sposób potrafi tak połączyć dobro ze złem, krzywdę z czynieniem dobra, że komuś mogą się one pomieszać. Sztandarowa postać: dr Larch - miejscowy święty, czy on potrafi odróżnić pomoc potrzebującym od zbrodni aborcji? Nie - dla niego dzieło boże i dzieło szatana jest jednym, po prostu robi, o co się go prosi, nie zważając na konsekwencje. Przewrotnie przedstawiana jest sytuacja tych nieszczęsnych, które nawiedzają doktora. Autor, konfrontując ich sytuację z ciążą, zdaje się niemal mówić - to przez dziecko. Przepraszam - produkt zapłodnienia, bo "nie kopie". Cóż za zgrabna definicja człowieczeństwa. O doktorze Larchu można by długo mówić. Ale i jego wychowanek jest rozbrajająco amoralny. Otóż bez żadnej wątpliwości staje pomiędzy dwojgiem kochanków (w staromodnym znaczeniu tego słowa). Nie wydaje mu się ta sytuacja bynajmniej dwuznaczna, wręcz przeciwnie, musi poczekać, co czas pokaże. Równie bezsensownie zachowuje się wspomniana piękność - Candy. Ponieważ nie potrafi dokonać wyboru pomiędzy dwoma mężczyznami, postanawia poczekać, nie wykluczać żadnej ewentualności. Czy to ma sens? Czy to jest miłość, czy może egoizm i strach przed samotnością? W dalszej części książki żadnemu z nich trojga nie wpadnie do głowy, iż sytuacja takiego trójkąta, gdzie dwa boki są małżenstwem, a dwa romansem, jest w jakikolwiek sposób niewłaściwa. Tym bardziej, że cała trójka zna reguły tej gry. No, może za względu na dziecko mogliby to zmienić, ale też nie wszyscy i niekoniecznie. I wszystko to po to, by nie krzywdzić innych! Co za kłamstwo - w ten sposób krzywdzeni byli dokładnie wszyscy, również dziecko, które w zawiłościach tychże związków nie miało swojego udziału.

Najbardziej podoba mi się jednak podejście w tej książce do republikanów/przeciwników aborcji. Okazuje się, że są to szuje, jakich mało, a świat bez nich byłby dosłownie rajem, gdzie nie byłoby niechcianych dzieci. To, autor podkreśla przez całą książkę, ludzie bez serca i duszy, prawie zło absolutne. Nigdzie nie mają w powieści prawa pokazać swej lepszej - ludzkiej - strony. Zabawne, że lepiej już, bo całkiem człowieczo przedstawiony został Murzyn-nożownik, gwałciciel własnej córki. Otóż umierając pokazuje się nam prawie do łez doprowadzając: to prawda, zrobił to, ale w imię własnego kodeksu, własnej moralności. Doprawdy, nie wiem, śmiać się czy płakać.

Muszę na koniec powiedzieć, że przeczytałem do ostatniej strony tę powieść jedynie ze względu na wartkość słów, potoczystość fabuły i oryginalny styl autora. Tym, którzy porównują takie książki do biblii, współczuję.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 16544
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: żabka zielona 31.07.2007 15:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Muszę przyznać, że na sam... | eros
Trochę mi ulżyło, jak przeczytałam twoją recenzję, bo ja też nie potrafię się przyłączyć do zachwytów nad tą ksiażką. Do momentu kiedy akcja toczyła się w domu dziecka, bardzo mi się podobała. To było takie wejście w ten smutny świat i ja jakoś czułam to wszystko i rozumiałam- złość Melony,jej rozpacz, potrzebę Homera by być pożytecznym, jego uległość i podziw dla Melony, a także rodzącą sie miłość pomiedzy doktorem Larchem i chłopcem. Niesamowicie wzruszył mnie ten fragment, kiedy Snowy Meadow płakał myśląc, że Wally i Candy adoptowali Homera zamiast niego, a także ten kiedy Doktor Larch pierwszy raz pocałował Homera. No i też prześmieszny był dla mnie opis tego jak Snowy i mały Copperfield idą na stację poinformować o śmierci kierownika stacji.

Od momentu kiedy jednak Homer rozpoczął życie na plantacji jabłek, książka stawała sie dla mnie coraz mniej przekonująca i wartościowa, aż w końcu czytałam ją tylko po to, żeby doczytać. Nie rozumiałam jego zachowania i filozofii "czekać i patrzeć". Nie rozumiałam zachowania Candy, która kochała dwóch mężczyzn jednocześnie. Nie rozumiałam ich życia w trójkącie. Nawet trudno mi było zrozumieć Pana Rose i jego zasady. I tak jak mówisz tyle tam jest o tej aborcji, a trudno w końcu wysnuć z tego jakikolwiek wniosek.

Bardzo dla mnie jest ciekawym to, że Irving jest autorem scenariusza do ekranizacji tej książki. Film "Wbrew regułom", w którym akcja kończy się dobrych kilkadziesiat lat wcześniej, jest dużo lżejszy do przyjęcia i dużo bardziej przejrzysty. Zamiast obserować dziesiątki lat życia w kłamstwie, widzimy jak Homer ucina to, co zakazane bardzo szybko. Film ten mnie bardzo poruszył, a książka nieco wymęczyła. Polecam też wszystkim, żeby najpierw oglądać a potem dopiero czytać.
Użytkownik: melissa 15.06.2008 19:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Muszę przyznać, że na sam... | eros
Ja też miałam mieszane odczucia po przeczytaniu. Powieść ciekawa, ale równie kuriozalna jak jej tytuł i gdyby nie zachwyt nad „Światem według Garpa” Irvinga, pewnie nigdy nie sięgnęłabym po nią. Nie można odmówić autorowi talentu literackiego, a jednak doznałam ogólnego rozczarowania.
Pierwsze rozdziały okazały się bardzo interesujące, lecz w głębi doznałam uczucia, że Irving daje się ponieść fali improwizowanej, pozbawionej logiki fantazji. Niemal wszyscy bohaterowie tej prozy przedstawieni są jako ludzie poczciwi, pragnący dobra, lecz pojmujący je w sposób bardzo subiektywny. W imię szlachetnych celów dokonują aborcji i okłamują otoczenie, w którym egzystują, łącznie z przyjaciółmi i rodziną. Wszystkie ich amoralne czyny wydają się z pozoru umotywowane, słuszne, potrzebne, a zarazem absurdalne i perfidne.
Na pewno też nie każdego zachwyci motyw aborcji z drastycznymi szczegółami, który wplątany w powieść nie opuszcza jej od początku do końca.
Przesłanie książki wydaje się bardzo niejasne, mimo iż porusza ona wiele dylematów moralnych. Generalnie morał z tej „bajki” nasuwa się taki, że pozbycie się niechcianej ciąży bywa tzw. mniejszym złem i niemal zawsze jest dla kobiety dramatem. Jednak Irving i tą tezą nieco zachwiał, stwarzając wątek o kapryśnej aborcji Candy, a także o płodzie martwej kobiety, którego podobieństwo do człowieka zaszokowało Homera Wellsa tak bardzo, iż postanowił nigdy więcej nie przyłożyć ręki do zabiegu. Być może więc główna konkluzja zawarta jest raczej w wielokrotnie powtarzanej sentencji dr Larcha:
„szczęście nie jest najważniejsze; o wiele ważniejszą rzeczą jest być użytecznym niż szczęśliwym”.
Być może... ale wcale nie jestem tego pewna.
Ogólnie mówiąc: pomieszanie z poplątaniem, chociaż powieść chyba warta przeczytania. :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: