Dodany: 22.08.2005 22:49|Autor: dorsz
Bajka dwudziestowieczna
Byli sobie dziad i baba, bardzo starzy oboje... No, nie tacy znów starzy. Emile Hazel, narrator, ma 65 lat i tyle samo jego żona Juliette. Po przejściu na upragnioną emeryturę kupują sobie dom na odludziu, marząc o samotności i życiu we dwoje. Dlaczego więc zaczęłam tak baśniowo? Bo to bajka, chociaż współczesna i trochę dziwna. Dowiadujemy się, że autorka opowiada nam bajkę, już na początku tej niewielkiej książeczki, kiedy czytamy o nierealnej miłości idealnej pary małżonków, która rozpoczęła się, gdy oboje mieli po 6 lat, i w niezmienionym stanie przetrwała kolejne 60. Niepotrzebne im były dzieci, całe życie wystarczali sobie nawzajem. Po tak idyllicznym wstępie w każdej porządnej bajce pora na pojawienie się smoka, jakoż i zaraz puka on do drzwi. Ma postać sąsiada, z którym państwo Hazel, z natury dobroduszni i ciepli ludzie, chcieliby żyć w zgodzie, bo to jedyny człowiek w najbliższej okolicy, i w dodatku lekarz. Niestety, okazuje się on straszliwym, niewyobrażalnym gburem. Nachodzi naszych małżonków codziennie o czwartej po południu i siedzi dwie godziny, praktycznie się nie odzywając. Jeśli już się odzywa, to półsłówkami, ewentualnie kategorycznie żądając kawy. A potem do akcji wkracza jego małżonka, która jest jeszcze mniej kontaktowa, jeśli można to sobie wyobrazić. Autorka nie tylko potrafi to sobie wyobrazić, ale w dodatku niezwykle plastycznie opisać.
Nothomb bardzo pięknie wprowadza nas w nastrój. Doskonale możemy postawić się w sytuacji narratora, niezwykle kulturalnego starszego pana, profesora filologii klasycznej, który przeżył swoje życie w szczęściu, spokoju i pogodzie ducha, na emeryturze odnalazł Dom, o jakim marzył całe życie, i który nagle jest zmuszony stawić czoła zjawisku, z którym zupełnie nie umie sobie poradzić. Przywołuje na pomoc całe swoje wykształcenie filozoficzne, jednak ani Arystoteles, ani jego poprzednicy nie potrafią go wspomóc w zmaganiach z nudnym, niesympatycznym, nieproszonym natrętem.
Jak ta historia się skończy? Po bajce należałoby się spodziewać zakończenia "i żyli długo i szczęśliwie", ale, jako się rzekło – to rzecz współczesna. Autorka wybiera gorzką konstatację zamiast długiego i szczęśliwego życia. Niekoniecznie robi się przez to bardziej odkrywcza, ale czego właściwie spodziewacie się po baśni? Prawdziwego morału, a może raczej materiału do przemyśleń należałoby chyba szukać gdzieś w środku tej opowieści. Może nawet między jej wierszami.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.