Dodany: 18.03.2024 18:28|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Bezpośredni kontakt
Traviss Karen

1 osoba poleca ten tekst.

Ludzie to coś więcej niż sprzęt bojowy


Wydarzenia za wschodnią granicą sprawiły, że zaczęło mnie kompletnie odrzucać od lektur wojennych i wobec tego, nie chcąc mieć do czynienia z bombami, czołgami, snajperami itd., zrezygnowałam z czytania kilku książek, na które wcześniej miałam sporą ochotę. Ale po jakimś czasie – cóż za niekonsekwencja – znęciła mnie powieść, której akcja umiejscowiona zostały „dawno, dawno temu, w odległej Galaktyce”. A skoro realia tak nie-ziemskie, można zrobić wyjątek.

Więc sięgnęłam po kolejną gwiezdnowojenną historię, osadzoną tym razem w rzeczywistości ludzi, których nikt albo prawie nikt nie uważa za ludzi – bo klony to tylko sztucznie wyhodowane mięso armatnie, postacie bez nazwisk, bez rodzin, bez swobody (przecież od urodzenia robią wszystko na komendę, a „wszystko” to to, czego sobie życzą najpierw hodowcy, a potem dowódcy), bez własności i bez przyszłości. A jednak, choć celowo zadbano o to, by nie mieli żadnych cech indywidualnych – zresztą fizycznie z definicji ich mieć nie mogą, będąc genetycznie identyczni – jest jakieś niesprecyzowane „coś”, co sprawia, że jednak się różnią. Jakimś ułamkiem temperamentu, jakimś skrawkiem emocji, jakąś wyjątkową porcją wiedzy, nabytą w pozornie tej samej scenerii, ale chwilowo innej konfiguracji zdarzeń. To wychodzi na jaw, kiedy nowa drużyna komandosów, zmontowana z ocaleńców, którzy stracili swoich „braci” z poprzednich drużyn, zostaje wysłana na Qiilurę, opanowaną przez separatystów. Zadanie nie jest łatwe – mają dostać się do pilnie strzeżonego laboratorium, uprowadzić badaczkę pracującą nad szczególnie niebezpiecznym nanowirusem, a ośrodek zniszczyć. Aha, i jeszcze przy okazji odnaleźć dwoje zaginionych Jedi, o ile ci żyją. Ale kto powiedział, że komandosom do zadań specjalnych ma być łatwo? I nie jest. Aktualnej misji pewnie by nie byli w stanie wykonać, gdyby nie odnaleziona przypadkiem padawanka Jedi Etain – po stracie swego mistrza zdezorientowana i trochę bezradna, bo niemająca jeszcze dużego doświadczenia w posługiwaniu się Mocą – oraz autochtonka Jinart, należąca do rzadkiej rasy zmiennokształtnych Gurlan (co w tym przypadku wyjątkowo się przyda, gdyż o ile nieznany humanoid pojawiający się na cudzym terenie zawsze wydaje się podejrzany, o tyle kudłaty czworonóg już niekoniecznie, a cóż dopiero coś w rodzaju plamy oleistej cieczy czy starego pniaka…). Misja misją, wiadomo, że będzie wymagała użycia wszelakiej broni, od mieczy świetlnych po laserowe miotacze, od karabinów elektromagnetycznych po zdalnie odpalane ładunki – ale ważniejsze jest to, co dzieje się w głowach i sercach bohaterów. Zwłaszcza Etain, która bardzo szybko orientuje się, iż klony nie są (choć może to byłoby dla nich lepsze) bezduszne i pozbawione indywidualności, że buntuje się przeciw traktowaniu żołnierzy jak sprzętu bojowego, którego się używa, póki jest sprawny, a następnie o nim zapomina, że budzi w niej gorący sprzeciw fakt, iż odmawia się im prawa do… właściwie do czegokolwiek prócz walki. Bo chociaż ona sama też wyrastała wśród obcych, jak każdy Jedi, zabierany od rodziny w wieku, w którym jeszcze nie potrafi zachować wspomnień – choć też „nie może mieć żadnego domu. Nie wolno jej nikogo kochać, z nikim się przyjaźnić i mieć zobowiązań wobec kogokolwiek z wyjątkiem Mocy” [1], to przynajmniej jest kimś konkretnym, kto ma imię, nazwisko, własną historię, a nie tylko numerem w armijnej ewidencji. Członkowie drużyny Omega – Darman, Atin, Fi i Niner – po raz pierwszy mają z kimś takim do czynienia i nawet nie przypuszczają, jak trudno im się będzie rozstać z dziewczyną, która wbrew własnej woli została ich dowódcą (musiała, bo, jak orzekł Darman, „wszyscy Jedi są w tej chwili oficerami”[2]…

Była to jedna z lepszych książek z tej serii, bo nie tylko z żywą akcją i barwną scenerią, ale też z postaciami głęboko zapadającymi w pamięć, a poza tym po prostu dobrze napisana. Najchętniej wzięłabym się od razu za kolejne tomy, chociaż, gdy sobie pomyślę, co będzie się działo w „Rozkazie 66”, to może lepiej byłoby o nich zapomnieć…

[1] Karen Traviss, „Bezpośredni kontakt”, przeł. Andrzej Syrzycki, wyd. Amber, 2006, s. 64.
[2] Tamże, s. 82.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 278
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: