Dodany: 31.12.2023 17:30|Autor: dot59
Jak się dogadać, kiedy nie da się dogadać?
Polecono mi tę książkę jako bardzo cenny poradnik komunikacji międzyludzkiej, zwłaszcza w sytuacjach konfliktowych. Tych co prawda staram się unikać, ale nie zawsze się da, na przykład gdy człowiek spędza dłuższą chwilę z członkiem rodziny mającym diametralnie odmienne poglądy w jakiejkolwiek kwestii, albo gdy permanentnie się z kimś nie dogaduje mimo deklarowanych dobrych chęci z obu stron. Wbrew pozorom nie jest łatwo rozmawiać tak, żeby nie wygłaszać ocen („ale z ciebie egoista!”), nie zwalać winy na kogoś („nie byłabym rozdrażniona, gdybyś się nie snuł po kuchni”), nie prezentować własnych poglądów i upodobań jako prawd uniwersalnych („przyzwoita dziewczyna by czegoś takiego nie włożyła”) i nie interpretować cudzych myśli i postaw („bo ty uważasz, że wszyscy mają koło ciebie skakać”). A nie każdy zdaje sobie sprawę, że takie wyrażenia, których używa „od zawsze”, mogą (choć nie muszą – ale my tego nie przewidzimy) kogoś ranić, wpędzać w poczucie winy, umniejszać jego poczucie własnej wartości.
Pierwsze rozdziały zawierają rzeczywiście sporo cennych wskazówek z tego zakresu, włącznie z ćwiczeniami i przykładowymi dialogami. Później narracja stopniowo dryfuje w stronę empatii, rozumianej jako niewyrażanie w rozmowie żadnych własnych opinii i interpretacji i niepodsuwanie propozycji (nieempatyczne odpowiedzi to np. „rozumiem, co czujesz” albo „nie denerwuj się tak”), tylko powtarzanie myśli rozmówcy, który jest zrozpaczony, sfrustrowany lub wściekły (na wykrzyknienie rodzica: „Cholera jasna, sprzątniesz wreszcie ten bajzel z biurka?” empatyczny potomek winien odpowiedzieć coś w rodzaju: „Czy dobrze rozumiem? Złości cię to, że mam bałagan na biurku?”), póki ten się nie uspokoi. Autor jest głęboko przekonany, że to się zawsze sprawdza – a ja znam ten schemat z czytanej ze 30 lat temu książki „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały – jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” Elaine Mazlish i Adele Faber i nie jestem o tym przekonana. Przynajmniej w odniesieniu do mnie samej, bo przy trzecim takim powtórzeniu miałabym wrażenie, że rozmówca mnie przedrzeźnia, a coś podobnego doprowadziłoby mnie do szału; a skoro mnie, to czemu nie kogoś innego, więc raczej nie odważyłabym się stosować tej techniki w każdej spornej sytuacji.
Jak to w amerykańskich poradnikach, momentami więcej jest na temat wyrazów wdzięczności otrzymywanych przez autora od ludzi, którym wskazał właściwą drogę, niż samej tej drogi, ale kiedy się odsieje takie niepotrzebne ozdobniki i powtórzenia, można jednak co nieco na temat tej bezprzemocowej komunikacji wyciągnąć. Na początek choćby tyle, że jeśli zamiast warknięcia: „Rusz się, leniu!” powiemy zbolałym tonem: „Przez to, że jesteś taki leniwy i nie chcesz mi pomagać, zaharuję się na śmierć”, to wcale nie wyeliminujemy z naszej wypowiedzi elementu przemocy słownej, tylko go złagodzimy pozorem uprzejmości …
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.