Dodany: 04.08.2023 22:36|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Sir Terry jak żywy


Przeczytawszy kilka lat temu biografię Pratchetta pióra Craiga Cabella, byłam zaskoczona, że o tak nadzwyczajnym twórcy można pisać tak… nawet nie zwyczajnie, tylko wręcz zdawkowo i chaotycznie. I wiedziałam, że musi nadejść dzień, gdy ukaże się opowieść o nim naprawdę godna przeczytania. Taka, dzięki której stanie się nam bliski nie tylko sam Świat Dysku, ale i jego stwórca. I ukazała się, stworzona nie przez zawodowego biografa, lecz przez człowieka, który w swoim spojrzeniu na życie Sir Terry’ego mógł nie być obiektywny – bo czy w ogóle da się być obiektywnym, przepracowawszy kilkanaście lat u boku nieprzeciętnego artysty i z płatnego pomocnika zmieniwszy się w prawą rękę, przyjaciela, niemal członka rodziny? Rob Wilkins miał to szczęście, że pracował w wydawnictwie publikującym powieści słynnego już wówczas autora jako dyrektor techniczny i bywał proszony o udanie się do „najbardziej znanego klienta”[1] z „misjami technicznego wsparcia”[2], więc zdążył z nim zawrzeć znajomość i znaleźć niejedną płaszczyznę porozumienia. I, że gdy Pratchett „potrzebował gosposi ze wsi”[4], kogoś, „kto przyjdzie na kilka dni w tygodniu pomóc w administracji, wypełni to i owo, może zajmie się formularzami vatowskimi. Może też, przy odrobinie szczęścia, dopilnuje, by w lodówce w pracowni był zapas mleka do herbaty”[5], on akurat rozstawał się z wydawnictwem. I został asystentem pisarza na prawie piętnaście lat, z czego połowa przypadła na okres najtrudniejszy dla nich obu, od rozpoznania u Sir Terry’ego nieuleczalnej choroby układu nerwowego do jego śmierci.

Czytając we wstępie, że żywił dla swego pracodawcy „podziw graniczący z zachwytem”[6], można by się obawiać, że biografia będzie pisana na klęczkach, z jedną tylko myślą, by przypadkiem nie skalać czymś pamięci uwielbianego mistrza. Ale nie. Nic z tych rzeczy. Pratchett jest tu odmalowany jak żywy, a „jak żywy” znaczy: ze wszystkimi dziwactwami, słabostkami, niedoskonałościami charakteru. Bez nałogów, bo ich nie miał (nie licząc pisania), bez skandali, bo w żadnych nie uczestniczył. Z wszystkimi problemami wynikającymi z postępującej choroby, jednak bez nadmiernego rozpisywania się o detalach (nawiasem mówiąc, rzadko zdarza mi się wzruszyć przy czytaniu biografii, zwłaszcza w przypadku postaci, którymi się wcześniej interesowałam i znam dużo faktów z ich życia. A tu – owszem. Co to musiał być za koszmar – stopniowo tracić zdolność pisania i czytania, wciąż mając sprawną tę część umysłu, która odpowiada za wyobraźnię! I tak bardzo pragnąć skończyć jeszcze kilka zaplanowanych książek. Szczególnie „Pasterską koronę”, z którą musiał nastąpić koniec Świata Dysku takiego, jakim go poznaliśmy…).

Pięknie to jest napisane. Obszernie, ale bez chaosu i lania wody. Szczegółowo, ale nie nużąco. Poważnie, ale nie bez odrobiny humoru (popatrzmy choćby na tytuły rozdziałów: „Zabawne warzywa, bielizna sędziny i skuter z piekła rodem”[6], „Kapelusz lorda Nelsona, wrzeszcząca małpa i tajemnica sherry”[7]). Z uczuciem, ale bez sentymentalizmu (jakie to prawdziwe, że „Terry naprawdę żyje i jest takie miejsce, gdzie wszyscy możemy go spotkać: pośród milionów słów w tych wielu, wielu książkach”[8]!).

I z przypisami. Generalnie takimi, że gdybym nie wiedziała, że to niemożliwe, posądzałabym o autorstwo przynajmniej części z nich samego Sir Terry’ego.

Jedyną ujemną stroną tej biografii jest to, że zaistniał powód do jej powstania. Ale skoro musiała powstać, to dobrze, że taka.

[1] Wilkins Rob, „Terry Pratchett: Życie z przypisami”, przeł. Piotr W. Cholewa, wyd. Insignis, 2023, s. 14.
[2] Tamże, s. 15.
[3] Tamże, s. 13.
[4] Tamże, s. 9.
[5] Tamże, s. 14.
[6] Tamże, s. 114.
[7] Tamże, s. 261.
[8] Tamże, s. 507.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2214
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: