Dodany: 04.05.2023 18:20|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Morderstwo według Agathy Christie
Hart Carolyn G.

2 osoby polecają ten tekst.

Lady Agatha wspominana po stu latach


Odwlekając w czasie moment zapadnięcia kurtyny nad najdłuższym chyba w moim życiu maratonem czytelniczym (do akcji „Rendez-vous z Agathą Christie” dołączyłam w kwietniu 2015), postanowiłam przed ostatecznym pożegnaniem z Herculesem Poirotem przeczytać jeszcze co nieco z wyszukanych w międzyczasie tytułów „okołoagatkowych”, czyli albo opowiadających o życiu/twórczości Lady Agathy, albo tymi motywami inspirowanych.

„Święto Christie”, wchodzące w skład dwudziestoparotomowej serii „Śmierć na Życzenie” (ten uroczy termin to nazwa księgarni specjalizującej się w literaturze kryminalnej) autorstwa Carolyn G.Hart, należy do tej drugiej kategorii. Główna bohaterka tej serii, Annie Laurance-Darling, jest właścicielką wspomnianej księgarni i – w tej odsłonie – współorganizatorką obchodów setnej rocznicy urodzin Agathy Christie. Na wyspę Broward’s Rock zjeżdżają pisarze, wydawcy, redaktorzy, krytycy, księgarze, bibliotekarze i czytelnicy, by wziąć udział w festynie, złożonym z mnóstwa wykładów, dyskusji, wystaw i konkursów. Już pierwszego dnia atmosferę psuje zjawienie się niejakiego Neila Bledsoe, człowieka, który „robił chyba wszystko, co tylko możliwe w przemyśle wydawniczym”[1] i słynie z głębokiej pogardy dla klasycznego kryminału, a faworyzowania dzieł epatujących wulgarnością i makabrą. Ale to nie te jego upodobania spowodowały, że wśród obecnych znajdzie się kilkanaście osób, które z miłą chęcią udusiłyby go gołymi rękami. Bo Bledsoe to osobnik bez skrupułów, niepomijający żadnej okazji do obrażenia czy upokorzenia kogoś, napawający się cudzą krzywdą, mściwy i skłonny do przemocy. I rzeczywiście wygląda na to, że ktoś dybie na jego życie: podczas przyjęcia powitalnego w księgarni padają strzały. I ten zamach, i następny chybia celu, ale atmosfera robi się coraz bardziej mroczna i niemiła – a obchodów przecież nie można przerwać tylko dlatego, że ktoś się zasadza na powszechnie nielubianego typa… Annie wraz z mężem Maxem (przypadkowo zajmującym się działalnością podobną do detektywistycznej), teściową Laurel (fanatyczną wielbicielką Edgara Allana Poe, a poza tym… postacią tak STRASZLIWIE amerykańską, że aż zęby bolą), przyjaciółką Henny (ekspertką od twórczości Agathy Christie) i przybyłą z Anglii pisarką lady Gwendolyn Tompkins starają się rozgryźć zagadkę, by uprzedzić potencjalnego mordercę. Ostatecznie jednak trup będzie, bo być musi, i to nawet niejeden. Całkiem jak w powieściach Lady Agathy. Zespół organizatorski nie spocznie jednak na laurach, by nie dać satysfakcji przemądrzałemu prokuratorowi Poseyowi, któremu się wydaje, że zjadł wszystkie rozumy. I to właśnie Annie przedstawi satysfakcjonujące rozwiązanie całej sprawy.

Ani intryga, ani jej obudowa fabularna nie są jakieś szczególnie wymyślne; zresztą gdyby ktoś miał wątpliwości, to już sama oprawa graficzna serii, utrzymana w konwencji nasuwającej na myśl powieści przygodowe dla młodszej młodzieży, sugeruje, że mamy do czynienia z lekkimi, raczej rozrywkowymi kryminałkami. To ma się czytać łatwo, trochę angażować szare komórki, a trochę bawić – i to zadanie spełnia. Gdyby nie szczególne didaskalia, dwa dni po przeczytaniu pewnie by się już nie bardzo treść pamiętało. Jednak się zapamięta, bo nie sposób zapomnieć czegoś, w czym jest aż tyle Lady Agathy. Wystawa zabytkowych samochodów, których daty produkcji wiążą się z jakimiś wydarzeniami z jej życia. Nawiązania do jej twórczości w niemal każdej rozmowie, a nie dość tego, także i w elementach samej intrygi. I wreszcie kapitalny zestaw wskazówek i plakatów do gry terenowej, przygotowanej dla uczestników zlotu, a polegającej na odgadnięciu 25 tytułów utworów Królowej Kryminału; wskazówki równocześnie stanowią motta poszczególnych rozdziałów, ale dla ułatwienia czytelnicy mają je zebrane także w tabelce. (Przyznam, że w takim czasie, jak powieściowi gracze, w żaden sposób nie zdołałabym rozszyfrować wszystkich. Mam jednak zamiar przepisać je i zabawić się na spokojnie). Za tę przyjemność należy się pół oceny więcej, niżby się dało za samą historię kryminalną. Chociaż zastanawiam się, czy nie powinnam czegoś ująć za błędną pisownię imienia jednej z ważnych postaci („Gwedolyn” [2] powtarza się z żelazną konsekwencją od początku do końca, jakieś 200, a może i 300 razy). W krajach anglojęzycznych nierzadko się zdarza, że ktoś nadaje dziecku imię pisane inaczej, niż dotychczas je zapisywano i takie zostaje zatwierdzone, ale sprawdziłam w dostępnym w sieci fragmencie oryginału powieści – tam bez wątpienia jest „Gwendolyn” [3]. Gdybym kupiła książkę z takim błędem, byłabym solidnie wkurzona, ale na szczęście tylko ją pożyczyłam z biblioteki i zaraz oddam.

[1] Carolyn G. Hart, „Święto Christie”, przeł. Dorota Bal i Grażyna Zawada, wyd. Edipresse, 2016, s. 32.
[2] Tamże, s. 5 i nast.
[3] Ze strony internetowej https://www.penguinrandomhouse.ca/books/76192/the-christie-caper-by-carolyn-g-hart/9780553295696/excerpt

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 188
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: