Dodany: 11.04.2023 16:27|Autor: idiom1983

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Ostatni raz
Flatland Helga

3 osoby polecają ten tekst.

Nieznośna ciężkość bytu


Typ recenzji: oficjalna PWN
Recenzent: idiom1983 (Krzysztof Gromadzki)

W powieści Milana Kundery chirurg Tomasz, żyjący w rzeczywistości tzw. "realnego socjalizmu" w Czechosłowacji, wbrew wpisanej w posługę lekarza odpowiedzialności i chęci do bezinteresownego niesienia pomocy innym, chorym i potrzebującym opieki ludziom, prowadzi próżniacze i hulaszcze życie lekkoducha i bawidamka. Wikłając się w liczne romanse, nie potrafi długo dochować wierności swoim kochankom, wpadając jednocześnie w hedonistyczną pułapkę, która coraz silniej degeneruje moralnie jego system wartości i sposób postrzegania świata. Kiedy wielka historia bezceremonialnie wkracza w życie Tomasza, najpierw reformując tzw. "realny socjalizm" na tzw. "socjalizm z ludzką twarzą", lansowany przez Aleksandra Dubčeka, a potem, w kontrze do tych rewolucyjnych przemian, interwencją wojsk Układu Warszawskiego w 1968 roku, Tomasz nie może się wyplątać z pajęczyny swojego niezdecydowania. Zmuszony wybierać między tym, co słuszne, a tym, co łatwe, wybiera to drugie. Wielka miłość do Teresy, którą potrafi poprawnie nazwać i prawdziwie zdefiniować nawet na pozór zepsute i niewrażliwe na głębokie uczucia serce samego Tomasza, zostaje zdradzona podczas emigracyjnej tułaczki do Szwajcarii, pospolitą namiętnością do pozornie tylko intrygującej swoją osobowością malarki Sabiny. Obydwie kobiety stają się personifikacją dwóch przeciwstawnych sobie zjawisk. Opartego na solidnych fundamentach głębokiego uczucia, które wcześniej czy później musi pokryć się siwizną rutyny i przyzwyczajenia, wobec płytkiej i ekscytującej namiętności, która płonąc słomianym ogniem, wypala się lotem błyskawicy. Jedno wyklucza drugie, a nie można jednocześnie "zjeść ciastko i mieć ciastko". Wszystkiemu winna jest tytułowa "lekkość bytu", zbiór pozornie banalnych i nieistotnych codziennych decyzji i życiowych wyborów, które można długo lekceważyć, bagatelizować i patrzeć na nie przez palce, ale w końcu, zebrane razem, przeobrażają się one nagle w ogromny, niemożliwy do udźwignięcia dla wątłych człowieczych ramion ciężar.

Sigrid, główna bohaterka powieści Helgi Flatland pt. "Ostatni raz", wydaje się być Kunderowskim doktorem Tomaszem à rebours. Czy aby na pewno tak faktycznie jest? Chociaż podobnie jak Tomasz, również jest lekarką, wszystkie pozostałe okoliczności są już jednak zupełnie inne. Sigrid żyje bowiem w położonej na dalekiej północy Norwegii, bogatej i zamożnej monarchii konstytucyjnej, w której przestrzegane są najwyższe standardy nowoczesnej liberalnej demokracji. Wysoki poziom życia, bogactwo i bezpieczeństwo energetyczne, związane z pokaźnymi rodzimymi zasobami gazu ziemnego i ropy naftowej, przynależność do NATO i do Strefy Schengen, pluralizm polityczny, wolność słowa, mediów i wyznania, tolerancja dla wszelkich mniejszości, niezależny wymiar sprawiedliwości oraz sprawna administracja, służba zdrowia i inne publiczne usługi sprawiają, że życie w tym kraju należy do najbardziej komfortowych na całym świecie. Pewnym minusem mogą być surowe warunki naturalne i klimatyczne, ogromne, rzadko zaludnione połacie ziemi, gdzie życie skupia się w niewielkich miasteczkach, wioskach czy osadach, a także występowanie dnia i nocy polarnej na obszarze położonym poza kołem podbiegunowym. Do tego dochodzą dość wysokie koszty życia, rekompensowane jednak przez stabilny rynek pracy i rozsądną politykę ekonomiczną i fiskalną państwa. Sigrid, mieszkanka stolicy kraju Oslo, tak jak zdecydowana większość mieszkańców Norwegii, pochodzi jednak z niewielkiej, prowincjonalnej miejscowości, gdzie życie toczy się własnym leniwym i nieśpiesznym rytmem, a doskonała sieć transportowa połączeń kolejowych i drogowych sprawia, że nikt nie jest wykluczony komunikacyjnie i wszyscy mają wszędzie blisko. W przeciwieństwie do Tomasza u Kundery, Sigrid Helgi Flatland nie zdradza nikogo. Wręcz przeciwnie, to ona w przeszłości została zdradzona i porzucona przez największą romantyczną miłość swojego życia - lekarza imieniem Jens, który niedługo przed narodzinami ich córki Mii porzuca swoją ciężarną partnerkę i wyjeżdża za granicę na naukowe stypendium medyczne, aby wkrótce potem spełniać się zawodowo w ramach misji "Lekarze bez granic", a następnie prowadząc własną dochodową praktykę. Ambitna Sigrid, mimo przeciwności losu, kończy studia medyczne i sama również zostaje lekarką. Wielką pomocą dla charakternej kobiety po przejściach staje się Aslak. Początkowo to tylko dobry znajomy rodziny, niegdysiejszy kolega ze szkoły, potem serdeczny przyjaciel, który pomaga w drobnych naprawach i remontach, a wreszcie życiowy partner i troskliwy opiekun jej i jej dziecka, który z pełną premedytacją bierze na swoje barki nieswoje ojcostwo. W ramionach Aslaka Sigrid odnajduje wszystko to, czego zabrakło jej w związku z Jensem. Jednak brak w ich relacji tego ognia namiętnej pożądliwości, którą jednym gestem, słowem i spojrzeniem potrafił rozpalić Jens. Z całą pewnością Sigrid nie jest nieszczęśliwa w statecznym, bardzo dobrze poukładanym, choć mimo wszystko nadal niesformalizowanym związku z Aslakiem. Pomimo to podświadomie czuje, że Aslak, choć jest ojcem jej syna Viljara, jest też tylko "kimś zamiast", swoistego rodzaju "opcją rezerwową" i "wyjściem awaryjnym" na trudne czasy, a prawdziwe szczęście, pełne górnolotnych i romantycznych uniesień, znajduje się zupełnie gdzie indziej. Zapewne tam, gdzie przebywa wyrodny, a jednocześnie nadal potrafiący przyprawić ją o dreszcz erotycznego pożądania Jens. Być może nieco na wyrost byłoby określić Sigrid mianem "norweskiej Madame Bovary", ale takie określenie nie będzie leżało bardzo daleko od prawdy i rzeczywistości. Zamiast wielkiej historii, rozjeżdżonej gąsienicami sowieckich czołgów, w życie Sigrid wkracza osobista tragedia - choroba nowotworowa jej matki, emerytowanej nauczycielki Anne, która od kilkunastu lat opiekuje się swoim niepełnosprawnym po serii wylewów krwi do mózgu mężem i ojcem Sigrid, Gustavem. Gdzieś na marginesie życia i losu obojga kobiet, znajduje się jeszcze mieszkający w Stavanger syn Anne i Gustava, młodszy brat Sigrid, Magnus, który zawsze jest na tyle blisko, by trzymać rękę na pulsie oraz zawsze na tyle daleko, żeby nie brać na siebie większej odpowiedzialności za funkcjonowanie pognębionej licznymi przeciwnościami rodziny. Wiadomość o chorobie Anne zbiega się w czasie z powrotem Jensa, który usiłuje wbić klin pomiędzy coraz trudniejsze relacje Sigrid z nastoletnią Mią i położyć się cieniem na związku Sigrid i Aslaka. Życie Sigrid, niczym zarzucony na plecy worek kamieni, przytłacza coraz bardziej "nieznośna ciężkość bytu" - bolesne porzucenie, wczesne macierzyństwo, niepełnosprawność ojca, rozłąka z bratem, ciężka i stresująca praca, której stawką jest zdrowie i życie swoich pacjentów, kłopoty wychowawcze z coraz bardziej zbuntowaną nastolatką, opieka nad małym i pragnącym matczynej miłości synem, na którą sterana bolączkami i obowiązkami kobieta ma coraz mniej czasu, wreszcie choroba matki i destabilizacyjny powrót byłego partnera. Czy to nie za dużo przykrych życiowych doświadczeń, jak na jedną skromną osobę?

Aby zrozumieć, dlaczego pisarski warsztat Helgi Flatland, operując na pozór skromną paletą stosunkowo prostych, ocierających się o minimalizm i lapidarność formy środków wyrazu, z zadziwiającą łatwością osiąga wirtuozerskie mistrzostwo głęboko zapadającego w pamięć stylu, przenikliwość spojrzenia czujnym i wrażliwym okiem na opisywaną w powieści problematykę, głębię portretów psychologicznych powołanych przez siebie do życia bohaterów i kłębowisko targających nimi emocji, należy nieco wnikliwiej przyjrzeć się specyfice bolączek trawiących współczesne norweskie społeczeństwo. Kiedy w 1944 i 1945 roku Armia Czerwona "wyzwalała" spod hitlerowskiej okupacji kraje środkowowschodniej Europy, implementując w nich przyniesioną na swoich bagnetach komunistyczną władzę, Józef Stalin miał powiedzieć do Wiaczesława Mołotowa, że jego zdaniem tylko Polacy i Węgrzy zasługują na to, żeby mieć osobne państwo. Bowiem według osądu Stalina, Polacy i Węgrzy to narody szlacheckie, z ukształtowaną przez szlacheckie dziedzictwo narodową kulturą. I trudno się z rozumowaniem generalissimusa Dżugaszwilego nie zgodzić. Uwiecznione przez Adama Mickiewicza w narodowej epopei "Pan Tadeusz" dworek w Soplicowie i zaścianek Dobrzyńskich, razem z ich nietuzinkowymi mieszkańcami, to wręcz emblematy polskości oraz wszystkich właściwych Polakom chwalebnych zalet i wstydliwych przywar. Tymczasem Norwegowie wręcz szczycą się swoim plebejskim i chłopskim pochodzeniem. W święto narodowe 17 maja, upamiętniające rocznicę uchwalenia konstytucji Norwegii, ogromnie wielu Norwegów wylega na ulice miast i wiosek, żeby uczestniczyć w festynach, paradach i ludowych zabawach, ubrani w tradycyjny ludowy strój - bunad. Ten ukształtowany w XIX wieku w epoce narodowego romantyzmu narodowy strój, jakże inny od polskiego kontusza, przepasanego pasem słuckim z nieodłączną karabelą u boku, podkreśla przywiązanie Norwegów do swojej małej lokalnej ojczyzny, która przeobraża się w ten sposób w ogarniający wszystko mikrokosmos. Oryginalne bunady, uszyte na przełomie XIX i XX wieku, przekazywane w rodzinach z pokolenia na pokolenie, są dziś powodem do dumy dla ich posiadaczy i są wyceniane na bardzo wysokie sumy, sięgające w przeliczeniu nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Norwegowie, przez stulecia zdominowani obcymi politycznymi wpływami, najpierw duńskimi, a potem szwedzkimi, tworząc homogeniczne, jednolite etnicznie i dość mocno zamknięte na zewnątrz społeczeństwo, w przeciwieństwie do Duńczyków i Szwedów, bardzo długo nie potrafili stworzyć własnego silnego państwa o mocarstwowych wręcz ambicjach regionalnej skandynawskiej potęgi. Z tego powodu, nawet współcześnie, są powodem kpin i niewybrednych żartów ze strony swoich skandynawskich sąsiadów. Pełnią w nich zwykle rolę outsiderów i życiowych nieudaczników, którym kompletnie nic w życiu się nie udaje. Najlepiej obrazuje to popularna w całej Skandynawii anegota o tym, jak Szwed, Duńczyk i Norweg trafiają razem na bezludną wyspę. Kiedy ich skromne zapasy wody i żywności są już na wyczerpaniu, morze wyrzuca na brzeg cudowną, czarodziejską muszlę, która potarta przez człowieka, spełnia wypowiedziane przez niego życzenie. Pierwszy do dzieła przystępuje Szwed. Stwierdza, że najbardziej pragnie mknąć teraz po Sztokholmie swoją limuzyną marki Volvo, żeby zdążyć na finałowy mecz hokejowej reprezentacji Szwecji o mistrzostwo świata. Muszla momentalnie spełnia jego życzenie. Po nim cudowną muszlę pociera Duńczyk. On z kolei najbardziej chciałby się znaleźć w swoim przytulnym kopenhaskim mieszkaniu, żeby zjeść razem ze swoją piękną narzeczoną romantyczną kolację przy świecach, podczas której oboje będą się raczyć smakowitymi i pysznymi przysmakami duńskiej kuchni. Tak samo jak w przypadku Szweda, muszla błyskawicznie realizuje pragnienie Duńczyka. Jako ostatni do muszli podchodzi Norweg. Stwierdza, że najbardziej na świecie tęski za swoimi nowymi przyjaciółmi i bardzo chciałby, żeby obaj do niego wrócili... Z żelazną konsekwencją muszla w jednej chwili czyni jego życzeniu zadość... I choć współcześnie, w trzeciej dekadzie XXI wieku, wszyscy traktują całą tę historię i wypływający z niej morał z dużym przymrużeniem oka i z poczuciem rubasznego humoru, to upłynie jeszcze dużo czasu, zanim krzywdzące i niesprawiedliwe stereotypy znikną z powszechnej świadomości wszystkich Skandynawów.

O ile jednak wewnątrzskandynawskie konflikty, sympatie, przyjaźnie czy animozje, mogą średnio obchodzić polskiego czytelnika, o tyle już konfrontacja polskiej rzeczywistości społecznej z norweskimi realiami może być wątkiem niezwykle pasjonującym, a dzięki temu wyrosnąć nawet na jeden z najmocniejszych atutów w polskim odbiorze całej powieści. Uwagę zwraca przede wszystkim diametralnie inne podejście Polaków i Norwegów do instytucji państwa oraz do czysto ludzkich relacji z drugim człowiekiem na poziomie całego społeczeństwa. W Polsce, niejako w spadku po czasach zaborów, wojny i okupacji, a potem komunistycznych rządów pod auspicjami PZPR, zaufanie obywateli do państwa stoi na bardzo niskim poziomie. Wielu Polaków wciąż jeszcze postrzega każdą władzę jako aparat przymusowych i niekorzystnych dla nich represji ze strony państwa. Nawet na tak cenionym przez Norwegów lokalnym szczeblu samorządowym, a więc władzy, która z założenia jest najbliżej obywatela i najlepiej potrafi spełniać jego potrzeby i oczekiwania. Naturalną konsekwencją takiego stanu rzeczy jest też bardzo niskie zaufanie społeczne. Postrzegamy innych najczęściej jako osoby, które albo są naszymi rywalami na rynku pracy, w kolejce po benefity socjalne czy pomoc lekarską w ramach mało wydajnej i nie potrafiącej zaspokoić potrzeb pacjentów publicznej służby zdrowia, albo jako osoby, które przez cyniczną manipulację próbują nieuczciwie wzbogacić się naszym kosztem i naszą krzywdą. Tymczasem w Norwegii państwo jest postrzegane najczęściej jako lokalna wspólnota, rządzona i administrowana przez wyrosłych z tej samej wspólnoty ludzi, cieszących się na ogół prestiżem i zaufaniem, których łatwo można spotkać w sklepie, w kinie lub w teatrze, czy na bardzo popularnym w tym kraju stoku narciarskim. Kontakt pomiędzy zwykłym obywatelem i włodarzem lokalnej społeczności jest przez to znacznie prostszy i o wiele bardziej naturalny, co przekłada się potem na budowę solidnych fundamentów pod obopólne wzajemne zaufanie. Emblematycznymi przykładami na potwierdzenie stosunków społecznych w obu krajach są narodowe tragedie, jakie Polacy i Norwegowie przeżyli w bardzo podobnym czasie. Jednakowoż w Polsce katastrofa smoleńska z 10 kwietnia 2010 roku, w której zginęło bardzo wiele wybitnych osobistości państwowych z Prezydentem RP Lechem Kaczyńskim na czele, po okresie krótkotrwałej żałoby i narodowej refleksji za sprawą polityki stała się zarzewiem najbardziej radykalnej polaryzacji postaw i opinii społecznych, jeszcze bardziej antagonizując już i tak mocno poróżnione wieloma podziałami społeczeństwo, sprowadzając widmo podziału jednej z najbardziej jednolitych pod względem etnicznym narodowych wspólnot w całej Europie, na dwa wrogie sobie, odrębne i obce "plemiona". Przedstawiciele tych "plemion", za chwilę nie odnajdą już własnych rodaków w ludziach, którzy stoją po drugiej stronie, a zasypywanie powstałych w ten sposób podziałów potrwa całe pokolenia, o ile w ogóle okaże się jeszcze kiedykolwiek możliwe. Tymczasem masakra na wyspie Utoya, dokonana przez Andersa Breivika 22 lipca 2011 roku, wyzwoliła w Norwegach chyba coś zupełnie przeciwnego i radykalnie odmiennego. W odpowiedzi na brutalny mord na młodych ludziach z grup młodzieżowych swojej rodzimej partii politycznej, ówczesny premier kraju, a dziś Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg w telewizyjnym przemówieniu zaapelował do swoich rodaków, żeby zaufali sobie jeszcze bardziej, otworzyli się na siebie jeszcze szerzej, zbliżyli się do siebie jeszcze mocniej, niż kiedykolwiek wcześniej byli do tego zdolni. Bowiem tylko w ten sposób potworne zło, wyrządzone z nienawiścią i premedytacją przez Breivika, nie zatriumfuje na dobre w umyśle i w sercu całego norweskigo narodu. Takie słowa, poparte pozytywnym szerokim społecznym odzewem, najlepiej dowodzą tego, o ile lepiej od nas Norwegowie odrobili tę trudną, pełną przykrej goryczy i bolesnego cierpienia lekcję...

Jednak tym, co w powieści Helgi Flatland uważam za jej największe pisarskie osiągnięcie, jest bezpruderyjna i bezkompromisowa szczerość, z jaką pisarka pozwala się wypowiadać swoim bohaterom i odsłaniać przed czytelnikiem swoje emocje. Prowadząc dwutorową narrację z perspektywy Sigrid i Anne, co przydaje tylko powieściowym wydarzeniom autentyczności i obiektywizmu, autorka poprzez na pozór drobne i niepozorne słowa, gesty, zachowania, czy okruszki wspomnień, słowem, wszystko to, co Kundera zdefiniował jako "lekkość bytu", oddaje przed oczy czytelnika gęstą, kipiącą od uczuć, targaną namiętnościami, mocną, "ciężką" prozę, opowiadającą o tym, że azyl w postaci rodziny, oprócz wsparcia i pomocy, może być także pokaźnym źródłem problemów i zadawanych sobie nawzajem bardzo bolesnych ran. Krzywdy, mimo tego, że przysypane upływającym czasem, zdążyły już obrosnąć bliznami i szramami, nadal dają o sobie znać. A jedna drobna iskra i zadra wystarczy do tego, żeby znowu zaczęła się z nich sączyć toksyczna ropa niedoskonałości ludzkiego charakteru. Nieodmiennie jednak, niejako na drugim biegunie tych przykrych i niemiłych doznań, jako przeciwwaga dla bolesnej ciężkości ludzkiego życia, Flatland wymownie daje do zrozumienia, że siła więzi łącząca rodzinę, wyrosła z macierzyństwa i ojcostwa, splatająca w jeden organizm losy siostry i brata, odradzająca się poprzez przyjście na świat jej następnych pokoleń, jest łańcuchem i spoiwem tak silnym, że nie zdołają go zerwać ani pokonać żadne, nawet najmroczniejsze przeciwności losu. Ci, którzy zadają bolesne rany, trzymają równocześnie w swoich rękach najdoskonalszy kojący balsam, który potrafi te rany uleczyć. "Ostatni raz" jest niczym wyrzeźbiona w marmurze rzeźba, w której znać jest najwyższe mistrzostwo dłuta Michała Anioła czy Berniniego, która jednak zamiast religijnego uniesienia, czy mitologicznego patosu, przedstawia scenę tak prostą i zwyczajną, że nie możemy wyjść ze zdziwienia, że wielki artysta zadał sobie na nią tak wiele trudu i wysiłku. A pomimo tego my sami oglądamy ją z otwartymi z zachwytu ustami. Książkę Flatland można też porównać do zawieszonego pomiędzy porami roku słonecznego poranka, kiedy zima, której nie jest w smak prędko odchodzić, ścina jeszcze wszystko chłodem i lodem przymrozków. Za to ociągająca się z nadejściem wiosna, trochę leniwa i rozkapryszona, chociaż bardzo przez wszystkich oczekiwana, jest już tuż tuż, a lada chwila cały świat rozkwitnie jej kolorowymi barwami i mnóstwem oszałamiających smaków i zapachów. W tej skromnej prostocie kryje się wielki i głęboki majestat, który bardzo łatwo można przegapić. Nie róbmy tego błędu i czytajmy z uwagą doskonałą prozę Helgi Flatland.

Ocena recenzenta: 5,5/6












(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 903
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: