Dodany: 05.09.2022 21:07|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

2 osoby polecają ten tekst.

Książkowy wehikuł czasu - wyprawa trzynasta


Na kolejną lekturową podróż wehikułem czasu wybrałam sobie powieść, której tytuł z pewnością nie był mi obcy
(Zielona dziewczyna (Sołonowicz-Olbrychska Klementyna)) , ale nawet po przeczytaniu dostępnych w sieci skąpych informacji o treści nie mogłam sobie przypomnieć, żebym ją kiedyś czytała. Osiągalny w bibliotece egzemplarz pochodził z wydania III, z roku 1974, a tak wyglądającej okładki zupełnie nie mogłam wygrzebać z pamięci, podobnie jak i późniejszych wydań. I gdy zabrałam się do czytania, też nic się we wspomnieniach nie odezwało, aż do chwili, gdy doszłam do najdramatyczniejszej sceny. Tę z pewnością pamiętam, a nie chce mi się wierzyć, by po przeczytaniu całej powieści kompletnie nic poza nią mi nie zostało. Więc może słyszałam w radiu słuchowisko, które stało się kanwą całości? Może ten akurat fragment był opublikowany gdzieś osobno – przecież całkiem nierzadko można było natrafić na takie wyjątki z różnych utworów w „Płomyku” czy „Na przełaj”? Same znaki zapytania. Nie pamiętam, więc nie mogę powiedzieć, jak tę powieść – jeśli ją czytałam – odebrałam wtedy. A dziś?

Najpierw parę słów o tym, co czytałam. Dokładny czas akcji trudno określić, ale na pewno rozgrywa się ona nie wcześniej, niż w roku 1966 (jeden ze znajomych narratorki czytał wydane w tymże roku „Milczenie morza” Vercorsa) i nie później, niż w 1969 (wtedy ukazało się wydanie I, a cykl wydawniczy trwał na ogół kilka miesięcy), choć chyba raczej przed marcem 1968 (był to moment tak znaczący, że trudno sobie wyobrazić, by bohaterka, po pierwsze warszawianka, po drugie zbuntowana nastolatka, nie zauważyła go i o nim nie wspomniała). To czas, kiedy licealiści płci męskiej chodzą do szkoły w koszulach i w krawatach, a na prywatki (przynajmniej niektórzy) w garniturach, zaś ich modne koleżanki na takie okazje tapirują włosy i zakładają „przylepione rzęsy, pięćdziesiąt złotych para”[180] (na ogół w tajemnicy przed rodzicami). Ale poza tym tak samo, jak dziś, buntują się przeciw nadmiernej rodzicielskiej kontroli, przeciw rygorom szkolnym, sięgają po zakazane owoce w postaci papierosów i napojów alkoholowych. I generalnie mają wrażenie, że cały świat jest przeciwko nim. Joanna ma szczególny powód do takiego myślenia (a przynajmniej tak się jej wydaje), bo po pięciu latach, które upłynęły od śmierci ojca, gdy już zdążyła się przyzwyczaić do tego, że są tylko w trójkę – „mama, Tomek i ja”[8], nie licząc ciotki Mili, zajmującej się dziećmi pod nieobecność matki – w domu ma pojawić się obcy człowiek. No, niby nie obcy, bo przecież już go znają, ale teraz „nie będzie przychodził i wychodził, tylko będzie wychodził i przychodził”[11]. Jedenastoletni Tomek akceptuje „p.o. tatusia”[46] bez większych zastrzeżeń, natomiast Joanna postanawia stanąć okoniem. Dla zasady. Ostentacyjnie się boczy, niegrzecznie odpowiada, prowokuje („zrobiłam się na Brigitte Bardot. (…) tak się wysmarowałam wszystkim, co się dało (…). Rozpięłam bluzkę do pasa (…). Zapaliłam papierosa (…)”[46]. I musi się trochę zdziwić, gdy w pewnym momencie przyszywany ojciec okazuje się dla niej bardziej sprawiedliwy, niż rodzona matka (co nie znaczy, że jej pobłaża, chcąc sobie zaskarbić jej sympatię; może po prostu, jako dziennikarz interwencyjny, trochę bardziej się zna na ludzkich duszach, niż małżonka, zajęta naprawianiem ludzkich ciał). Ale prawdziwy przełom w rozumowaniu Joanny i jej podejściu do świata dokona się dopiero pod wpływem chłopaka, początkowo wziętego i przez nią, i przez wiele innych osób za typa spod ciemnej gwiazdy…

Mniej więcej co druga czytana przeze mnie powieść z tamtego okresu traktuje o przejściu od (mniejszego lub większego) szczeniactwa do dorosłości. „Szczeniactwa” napisałam z rozmysłem, bo chodzi mi o ten okres, gdy człowiek, chcąc udowodnić wszystkim wokół swoją dorosłość, zachowuje się momentami jak rozdrażniony przedszkolak (różnica tkwi w środkach: zamiast wrzeszczeć wniebogłosy „gupi, gupi, gupi!” i tłuc „przeciwników” łopatką do piasku, używa nieco bardziej wyrafinowanych sposobów obrażania i robi szkodę sam sobie, czasem tylko wizualną, oszpecając się niedobranym strojem i/lub makijażem, nadmiarem kolczyków, kiepskimi tatuażami, a czasem i fizyczną, sięgając po substancje generalnie szkodliwe dla organizmu, jednakowoż dla dorosłych osiągalne i przez nich manifestacyjnie stosowane). Czasem odbywa się to w miarę bezboleśnie i szybko, a czasem trzeba jakiegoś większego wstrząsu, czy nawet serii wstrząsów, żeby delikwent zrozumiał: nie tędy droga! Joanna przestaje być „zielona” w następstwie całego splotu okoliczności: o powtórnym zamążpójściu matki, nabraniu zaufania do ojczyma i poznaniu Wojtka już wspominałam, a do tego dochodzą i skutki pewnej nieszczęsnej prywatki, na której nadużycie alkoholu przez chłopców doprowadza do tragedii (Joanna i Wojtek mają wprawdzie zupełnie czyste sumienie, bo ani nie pili, ani nie brali udziału w idiotycznej „zabawie” scyzorykiem, przeciwnie, nawet próbowali powstrzymać jej uczestników, ale samo bycie świadkiem podobnego zdarzenia może sprawić, że człowiek nagle spoważnieje), i wyciąganie wniosków z podsłuchiwanych mimo woli przez otwarte okna rozmów sąsiadów z kamienicy (nawiasem mówiąc, te dialogi – tak żywe, tak autentyczne – to najmocniejszy atut i techniczny, i kompozycyjny tej powieści, choć samej narracji, ujętej w formę wspomnień Joanny, też nie mam nic do zarzucenia).

Nie żałuję tej wyprawy, mimo że samej Joanny nie udało mi się polubić tak, jak jej imienniczki z „Zawsze jakieś jutro” czy jak Ludki z „Tabliczki marzenia”. Bo wystarczyłoby tylko trochę podmienić realia na bardziej współczesne, i okazałoby się, że taka opowieść o dorastaniu jest całkiem uniwersalna…

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 334
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: fugare 06.09.2022 12:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Na kolejną lekturową podr... | dot59Opiekun BiblioNETki
Drogą bardziej i mniej oczywistych skojarzeń, ta książka przypomniała mi pewien serial z lat ... chyba 70. Oczywistych, bo też "zieleń" w tytule i profesja mamy bohaterki, a trochę mniej oczywiste - to osoba Daniela Olbrychskiego - syna autorki, który, jak mi się wydaje, nie grał w tym serialu, ale wszystko razem przywołało mi gdzieś z odmętów wspomnień o dawno obejrzanych filmach - "Zieloną miłość". Bohaterowie są starsi, bo rozpoczynają studia, ale również rzecz dotyczy pewnego procesu "przepoczwarzenia" się z osobnika młodego w dorosłego. Wydaje mi się, że to chyba jeden z pierwszych filmów, gdzie szerszej publiczności pokazała się grająca główną rolę Joanna Pacuła.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.09.2022 13:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Drogą bardziej i mniej oc... | fugare
Ooo... nie widziałam, dzięki za trop, może się uda gdzieś obejrzeć?
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: