Dodany: 04.09.2022 15:22|Autor: ilia

O pięknie i mężczyznach


Niedawno usłyszałam taką wypowiedź mężczyzny - dla mnie kanon kobiecej urody ma właściwie jedną pozycję: szczupłość sylwetki. Dobrze, jednemu podoba się to, innemu coś innego, ale niestety jest to pogląd, który podziela dużo mężczyzn, może nawet większość. A powiedział to mężczyzna, dla którego piękno ma dużą wartość. Zwraca uwagę na piękno najmniejszego kwiatka, a nie widzi, że piękno kobiety nie zależy od szczupłości ciała.

Czy kobieta, która ma nadprogramowe kilogramy, które jej nic nie odejmują, a często powodują że jest przez to bardziej kobieca, ponętna, zmysłowa, przyjemniejsza w bliskości - jest już nie do przyjęcia? Nawet jeśli ma ładną lub piękną twarz, zgrabną sylwetkę, ale nie jest szczupła, to już nie mieści się w kanonie kobiecej urody? Czy kanon kobiecej urody w dzisiejszych czasach to jedynie szczupła, młoda blondynka? Chyba tak. Jest to smutna konstatacja. Gorzka dla większości kobiet. Bo gdy nie jesteś szczupła, nie jesteś młoda, to już na starcie masz "przechlapane", bo nie spełniasz warunków podobania się płci przeciwnej.

Właściwie nie wiem dlaczego to wszystko piszę. Bo pewnie większość kobiet zgodzi się ze mną, a większość mężczyzn stwierdzi - trudno, tak jest, tacy jesteśmy i nic na to nie poradzimy. Może piszę, by mężczyźni poczuli/zrozumieli jak to jest. Gdyby kobiety ich skreślały na starcie, choćby byli najwspanialszymi mężczyznami na świecie, tylko dlatego, że nie wyglądają jak milion dolarów - jak by się czuli?

Teraz jeszcze o wieku. Uważam, że nie ma nic złego w tym, że mężczyzna zakocha się w młodszej od siebie kobiecie, na przykład młodszej o 20 lat. Także kobieta może zakochać się w kimś młodszym lub nawet dużo starszym od siebie mężczyźnie. Ale obrzydliwe dla mnie jest to, że mężczyźni w pewnym wieku pragną kobiet nie w swoim wieku (to dla nich jest nie do przyjęcia), nie 20 lat młodszych, lecz kobiet w wieku swoich wnuczek lub nawet prawnuczek. Tak bardzo chcą wrócić do swojej utraconej młodości, że nie widzą, że to jest śmieszne i żałosne?

No, wylało się ze mnie :) A tak na marginesie, to lubię mężczyzn i mam wśród nich dużo bliskich znajomych.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 397
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 04.09.2022 16:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Niedawno usłyszałam taką ... | ilia
Dużo złego w tym względzie zrobiły media, i nie mówię nawet o "internetach", gdzie jednym z żelaznych tematów nagłówków w serwisach informacyjnych (rzekomo nie plotkarskich!) są zdania w rodzaju "Iksińska odzyskała smukłą sylwetkę", "Igrekowska pokazała się po ciąży w bikini, internauci zbulwersowani". Bo już w latach 90, kiedy namnożyło się babskich gazet "lajfstajlowych", a te wcześniejsze, jak "Uroda" czy "Zwierciadło" poddały się modnemu liftingowi, dodatkowe kilogramy zaczęto w nich ukazywać jako niewybaczalny grzech przeciw urodzie, równy pokazywaniu się z brudnymi paznokciami czy dziurami w rajstopach. Prawie w każdym numerze każdego tygodnika/miesięcznika był artykuł o jakiejś gwieździe, która dzięki cudownej diecie odzyskała figurę po porodzie, albo o bizneswoman, która na skraju 5 dekady życia ma ten sam rozmiar 34, jaki nosiła będąc nastolatką. I tylko podkreślanie, jaka to ważna jest samodyscyplina, bo jak ktoś CHCE, to będzie szczupły. Sęk w tym, że to nie jest żadna prawda, bo te osoby, które są szczupłe przez całe życie, po prostu tak mają. Miałam koleżankę, która nigdy nie wyszła z rozmiaru 36, a jadła tyle, że ja naprawdę nie byłabym w stanie takiej ilości pochłonąć. I inną, która jedząc połowę tego, co ja, wciąż ważyła ponad 90 kilo, a zrzucić cokolwiek była w stanie jedynie na diecie dosłownie głodowej. Oczywiście, gdyby taką dietę utrzymywała stale, to w końcu też doszłaby do tego 36, tylko że wcześniej nabawiłaby się kilku chorób wynikających z niedoborów żywieniowych, tak jak nabawiali się ich ludzie głodzeni w więzieniach czy obozach koncentracyjnych ("w Oświęcimiu grubych nie było", mówią złośliwie zwolennicy tezy, że nadwaga jest skutkiem wyłącznie obżarstwa. Jasne. Zdrowych też nie było) i dziewczyny z anoreksją. Właśnie dopiero co czytałam wywiad z lekarką prowadzącą oddział dziecięcy w jednym ze szpitali w Warszawie - mówi, że nie ma dnia, żeby nie mieli pod opieką przynajmniej jednej anorektyczki. Trafiają się już 11-letnie. Bo się dziewczynkom od małego mówi: musisz być szczupła, musisz być szczupła. Daje im się Barbie, które mają rączki i nóżki jak zapałki, zamiast pulchnych, różowych laleczek z warkoczami, jakie produkowano za czasów niesłusznych politycznie. Ciuchy prezentuje się na modelkach, mających 1,80 wzrostu przy wadze 48 czy 45 kg (z których co druga cierpi na mniej lub bardziej uświadomione zaburzenia odżywiania. Zwykle mniej, gdyż one przecież tylko "dbają o sylwetkę"). Panom pokazuje się reklamy telewizyjne, w którym ich rówieśnicy poklepują swoje zgrabne, lecz nie chude żony, rzucając wymowne hasła o "boczkach", mających zniknąć pod wpływem cudownego suplementu.
Moja babcia, która dożyła 90 lat z kawałkiem, całe życie będąc "przy kości" i pewne przypadłości zdrowotne, zwykle przypisywane nadwadze, mając dopiero w ostatniej dekadzie życia, kiedy już (samoistnie) zeszczuplała, mawiała: "jakby Pan Bóg chciał, żebyśmy byli jednacy, to by nas stworzył jako te mrówki".
A panowie, którym szczupła sylwetka zastępuje inne kobiece (i ogólnoludzkie) walory, niech sobie na mrówki polują...
Użytkownik: fugare 16.09.2022 12:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Niedawno usłyszałam taką ... | ilia
Emocjonalność Twojej notatki, skłoniła mnie również do zastanowienia się nad tym, o czym w niej piszesz. Moja refleksja jest może trochę z pogranicza tematu, ale z pewnością się z nim wiąże. Nie chciałabym uogólniać, ale myślę, że większość kobiet, a szczególnie tych których dzieciństwo i młodość przypadały na lata 70. 80. i wcześniejsze, nie została (ani w domu, ani w szkole) wyposażona w podstawowe, moim zdaniem, umiejętności interpersonalne, do których należy między innymi: zdolność do przyjmowania (życiowych i zawodowych) porażek i umiejętność nieprzejmowania się opinią innych ludzi. Styl wychowania, jaki w tamtych latach panował, promował dziewczynki ładne, miłe, grzeczne i przez wszystkich lubiane, a przysłowie „Siedź w kącie, a znajdą cię!” było szeroko stosowane w praktyce. Nie będę się rozwodziła nad tym, jak to było i co to spowodowało, bo wiadomo o co chodzi i do czego to prowadzi. Dzisiaj, przy całej obecnej wiedzy psychologicznej, która wydawałoby się, jest bardzo szeroko dostępna, dalej społeczeństwo przyjmuje promowany model kobiety, której podstawową wartością jest jej zewnętrzność i trochę w tym winy samych kobiet, a przynajmniej tych, które dają się tej promocji uwieść i stają do wyścigu o wygląd „idealny?”, zamiast, jak choćby Ty w tej notatce, przeciwstawiać się temu. To zresztą temat-rzeka i możemy go dalej rozwijać. Przyszła mi do głowy świetna lektura Już nic nie muszę (Grodzieńska Stefania (pseud. Ney Stefania), Kęczkowska Beata) dotykająca problemu. Niestety, rzadko usłyszymy (my kobiety) od innych, że „nic już nie musimy” i takie jak „teraz” - jesteśmy OK i w sam raz. Najczęściej rodzice, dzieci, partnerzy, mężowie itd. itd. wskazują, że: albo zbyt surowe, albo zbyt wyrozumiałe, albo za grube, albo za chude, głupie, albo przemądrzałe, za młode, a za chwilę już za stare. I tu z pomocą powinien przyjść zdrowy egoizm, którego nauczono nas, się wystrzegać. Warto go w sobie odszukać, pielęgnować i trenować nieprzejmowanie się wszystkimi opiniami innych na nasz temat, a już najmniej tymi, które dotyczą wyglądu zewnętrznego, choćby to były osoby najbardziej przez nas kochane.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: