Dodany: 18.08.2022 17:26|Autor: Mikołaj Małecki

Krzysztof, Krzychu, Krzyś. Baczyński w rozedrganiu


Podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. A gdyby jednak spróbować? „Szklane ptaki” są kolejną, po „Ty jesteś moje imię”, opowieścią Katarzyny Zyskowskiej o zawierusze w sercu Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Opowieścią pozornie niezmienioną, lecz wybrzmiewającą zupełnie inaczej. Intensywniej.

To zły czas. Na małżeństwo, na dziecko, w ogóle, na życie. Barbara i Krzysztof – zagubione we wszechświecie gwiazdy, które wzajemnie się dopełniły – doskonale o tym wiedzą, wcale nie potrzebują regularnych napomnień od rodziny i znajomych. Ale skąd pewność, że doczekają jeszcze dobrego czasu? Na świecie szaleje wojna, a noce noszą imiona esesmanów. Cóż dziwnego w oświadczynach po czterech dniach znajomości, skoro każdy z nich może być ostatnim? „Musimy życie przeżyć, jakby jutra miało nie być, więc czerpiemy z niego garściami, łapczywie, na zapas”[1] – przekonuje ona, nie martwiąc się, że on, nieporadny życiowo poeta, nie może jej dać nic oprócz siebie. Przecież więcej nie trzeba. A jednak Baczyński wnosi do małżeństwa więcej. Więcej niż jego ukochana potrafi znieść – teściową uosabiającą najpaskudniejsze stereotypy.

Ich troje: Stefania, Barbara i Krzysztof. Matka, żona i… ten pomiędzy nimi. Dla pierwszej – Krzychu, dla drugiej – Krzyś. Mężczyzna, który „obie rozumie i obie kocha bezwarunkowo, próbując żyć na dwa serca, w niemożliwej dychotomii”[2]. Swoją historię opowiadają więc we troje, każde po kawałku, a świeżo upieczona małżonka szybko wychwytuje w melodii miłości „dysharmonię, fałszywe tony i niepotrzebne akordy”[3]. Wprawdzie chwilami lament Stefanii przycicha (przywracając równowagę w życiu małżonków, za to zaburzając ją w powieści), lecz wówczas odzywa się echo czwartego głosu – Stanisława, ojca młodego poety, stanowiącego dlań niedościgniony wzór. Niejednokrotnie wydaje się, że stojąca na biurku fotografia rotmistrza lada moment ożyje, że potrzeba jedynie, niczym w „Godzinie pąsowej róży”, właściwego impulsu we właściwej chwili.

Korzystne okazało się nie tylko rozdzielenie narracji pomiędzy głównych bohaterów, ale także poprowadzenie jej w czasie teraźniejszym, z nagromadzeniem krótkich, acz wyrazistych zdań. Za sprawą tych zabiegów „Szklane ptaki” zyskują dynamizm i potoczystość, których brakowało w powieści „Ty jesteś moje imię”. Podrozdziały suną miękko, układając się w tętniące autentyzmem (nietrudno uwierzyć w umieszczone na okładce zapewnienie, że autorka „spędziła długie godziny w archiwach”[4]), plastyczne sceny. Niestety, pieczołowicie wypracowywany efekt osłabiają powstańcze interludia, które po pierwsze odrywają na dłuższy czas od głównego wątku – irytując niemal równie mocno jak bloki reklamowe podczas wciągającego filmu – po drugie zaś zbyt szybko zdradzają zakończenie, czego osnucie fabuły na powszechnie znanych faktach wcale nie usprawiedliwia.

Katarzyna Zyskowska dążyła do tego, by „odbrązowić obraz genialnego poety”[5] i swój cel osiągnęła. Postać z powieści jawi się jako stłamszona, rozedrgana, niepewna siebie, a zarazem silnie pragnąca udowodnić swą wartość, zwłaszcza w okresie próby. Wiarygodne przedstawienie zmagań jednocześnie ze światem zewnętrznym i wewnętrznym wynika z obu tych światów szczelnego wypełnienia – ludźmi, zdarzeniami, przede wszystkim zaś emocjami. Wzrok wyobraźni przyciągają zarówno konkret („Potem zginął jakiś chłopiec trzymany przez matkę za rękę i mężczyzna w jasnym letnim garniturze, i młoda kobieta w sukience w kwiaty […]”[6].), jak i metafory, choć po nie, co ciekawe, częściej od poety sięga jego żona.

„Przedwiośnie sypie się z nieba księżycowym pyłem. Słyszymy, jak planety przetaczają się przez kosmos”[7]; „Przeczucia ciemne jak noc zamykają mnie w kleszcze...”[8]; „Nasza miłość pęcznieje w siłę i ciemność”[9]. To wszystko ona, nie on. I słusznie. Odsłonięcie lirycznej duszy Barbary uwiarygadnia jej zachwyt nad wierszami męża. Kilka spośród zdobiących stronice poetyckich określeń stanowi zresztą pośrednie lub bezpośrednie nawiązanie (zawsze oznaczone przypisem) do utworów Baczyńskiego. Niemniej wszyscy narratorzy – także teściowa-cierpiętnica, wyczekująca, „aż rozczarowanie przestanie krwawić, a żal zakrzepnie w strup[10]” – takie ornamenty dawkują z umiarem, dzięki czemu całość, jakkolwiek tkana sugestywnym językiem, nie nasiąka patosem ani ckliwością. A ponieważ poezja stanowi element fabuły, nie główny budulec, „Szklane ptaki” pozostają – zgodnie z założeniem – powieścią biograficzną, wolną od synkretyzmu gatunkowego.

Niewolną jednakże od przewin korektorskich. Zgubiony odstęp przy jednym z myślników na stronie 113 to drobiazg. Parokrotnie pomylona data, na początku części trzeciej i czwartej, wprowadza zamęt tylko na moment; szybko bowiem okazuje się, że akcja jednak nie została cofnięta w czasie i wciąż mknie naprzód. Natomiast kiedy na stronie 395 żołnierze zostają wysłani „na wierzę ratusza”, a potem seria strzałów „sunie z dołu w górę wierzy”[11], nie ma już miejsca na wyrozumiałość. W tej sytuacji komentarz może być tylko jeden: Nie wierzę!

Na szczęście błędy nie rozlewają się na konstrukcję i fabułę powieści. „Szklane ptaki”, w przeciwieństwie do „Ty jesteś moje imię”, bazują nie na dialogach, lecz na obrazowych przykładach. Uczucia i motywacje postaci wypływają wprost ze wspomnień, tęsknot, drobnych gestów. O ileż wyraźniej rysują się mentalne blizny Stefanii kreślone stopniowo retrospekcjami i monologami wewnętrznymi aniżeli odmalowane szybkimi, klarownymi pociągnięciami w jednej rozmowie na cmentarzu. I chociaż kilka scen na takim przesunięciu akcentów traci (szkoda na przykład usunięcia miłosnego dialogu o muzie), rekompensata w postaci udramatyzowania wątków konspiracyjnych, spięcia fabuły odpowiednią klamrą kompozycyjną oraz wspomnianego wcześniej zdynamizowania akcji okazuje się wystarczająca. Nową książką Katarzyna Zyskowska składa uczciwą propozycję zarówno osobom znającym pierwszą wersję, jak i tym, dla których pierwszą jest dopiero ta druga.

W notce odautorskiej pisarka zapewnia, że „więcej tu strachu, mroku i zapachu prochu[12]”. Ale nie tylko tego. „Szklane ptaki” krążą nad nakładającymi się na siebie wojnami – światową i rodzinną („Zaprzestałyśmy bombardowań i przeszłyśmy do walki podjazdowej. [...] Nienawidzimy się, ale zawieramy pakt o nieagresji […]”[13] – opisuje życie z teściową Barbara.), jednocześnie wydobywając spomiędzy nich okruszki młodzieńczego uśmiechu, choćby i przez łzy: czasem panią z dziekanatu „o rybim spojrzeniu i wrażliwości ameby[14]”, czasem rozśpiewującą imieninowe przyjęcie Zulę Pogorzelską, a czasem efektowny kilkupiętrowy tort. Z tektury.

Jak zauważa w powieści Krzysztof, to właśnie ptaki jako jedyne pozostają wolne niezależnie od zmieniających się czasów i ciemiężycieli – tyle że świadectwem ich swobody są chodniki upstrzone guanem. W podobny ton uderza przeniesiony na karty książki Jerzy Andrzejewski. Zgłębiając podczas lektury zakochane serca oraz okoliczności, w jakich przyszło im bić, trudno z żalem nie przyznać mu racji, kiedy na weselu państwa Baczyńskich wzdycha: „Niezwykle romantyczna historia, szkoda, że w gównianych dekoracjach”[15].

[1] Katarzyna Zyskowska, „Szklane ptaki. Opowieść o miłościach Krzysztofa Kamila Baczyńskiego”, Wydawnictwo Znak Literanova, 2022, s. 116.
[2] Parafraza cytatu. Tamże, s. 144.
[3] Tamże, s. 126.
[4] Tamże, tekst z okładki.
[5] Tamże, s. 414.
[6] Tamże, s. 13.
[7] Tamże, s. 81.
[8] Tamże, s. 74.
[9] Tamże, s. 277.
[10] Tamże, s. 123.
[11] Tamże, s. 395.
[12] Tamże, s. 414.
[13] Tamże, s. 154.
[14] Tamże, s. 180.
[15] Tamże, s. 113.

Recenzja umieszczona także na moim blogu oraz jego facebookowym odpowiedniku.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1767
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: