Dodany: 22.04.2022 22:07|Autor: ilia

O naszych lękach


Gdy byłam młoda czytałam po wielokroć "W Dolinie Muminków", "Lato Muminków" i "Zimę Muminków", natomiast Opowiadania z Doliny Muminków (Jansson Tove) tylko raz, bo książka nie za bardzo mi się podobała. Powtórnie przeczytałam ją teraz, w marcu. I zachwyciłam się. Bo to jest książka, którą docenią dopiero dorośli. Chodziły mi po głowie te opowiadania. Chyba najbardziej poruszyła mnie historia Filifionki, która wierzyła w katastrofy.

Poniżej przedstawiam fragmenty tej opowieści.

Była sobie raz Filifionka, która prała swój duży szmaciany chodnik w morzu. Tarła go mydłem i szczotką aż do niebieskiego pasa i czekała na co siódmą falę, która przychodziła w sam raz, aby zmyć mydlaną pianę.
Potem prała go do następnego niebieskiego pasa; słońce grzało jej plecy, ona zaś stała na swoich szczupłych nogach w przezroczystej wodzie i tarła, i wciąż tarła.
Był pogodny i bezwietrzny letni dzień, taki właśnie, jaki nadaje się na pranie chodników. Fale nadchodziły jedna za drugą, powolne i senne, aby jej pomóc, a wokół jej czerwonej czapeczki brzęczało kilka trzmieli, sądząc, że jest kwiatem.
"Umizgujcie się do mnie, jeśli chcecie - pomyślała Filifionka z goryczą. - Ja w każdym razie wiem, jak to jest. Świat przed katastrofą zawsze wygląda tak cicho i spokojnie".
(...)
Pogoda była zbyt piękna - co nie było naturalne. Coś musi się zdarzyć. Wiedziała o tym. Nisko nad horyzontem zbierało się to ciemne i straszne - gromadziło się, nadchodziło - coraz prędzej i prędzej...
- I nie wiadomo nawet, co to jest - szepnęła Filifionka do siebie.
Serce zaczęło jej walić, poczuła zimno na plecach; odwróciła się gwałtownie, jakby ktoś groźny nieoczekiwanie stanął za nią. Ale morze migotało jak przedtem, odblaski słońca ślizgały się żartobliwie po jego powierzchni, a letni wiatr muskał pocieszająco jej pyszczek.
Niełatwo jednak pocieszyć Filifionkę, którą - z nieznanych powodów - ogarnęła panika.
Drżącymi łapkami rozpostarła chodnik, aby wysechł, i chwyciwszy mydło i szczotkę pobiegła w stronę domu nastawić wodę na herbatę; Gapsa obiecała zajrzeć koło piątej.

Dom Filifionki był duży i nieszczególnie piękny. Ktoś kiedyś chcąc się pozbyć starych farb olejnych pomalował go na ciemnoszaro z zewnątrz i na brązowo wewnątrz. Filifionka wynajęła go (bez mebli) od pewnego Paszczaka, który ją zapewniał, iż jej babka zamieszkiwała w nim za młodu, zazwyczaj latem. (...) Dziwiła się bardzo, jak jej babka za młodu musiała być niepodobna do siebie w późniejszym wieku. Pomyśleć tylko, żeby prawdziwa Filifionka, mająca poczucie piękna przyrody, osiadła na tym jałowym, okropnym wybrzeżu. Bez ogrodu, w którym można by zebrać coś, z czego dałoby się zrobić konfitury. Bez najmniejszego drzewka liściastego czy krzaczka, który można by przerobić na altankę. Nawet bez przyzwoitego widoku.
(...)
Ale było już za późno: Filifionka zdążyła napisać do całej rodziny o swojej przeprowadzce, uważała więc, że nie wypada nic zmieniać.
Mogliby uważać, że jest trochę zbzikowana.
(...) Pokoje były tak wysokie, że sufit pozostawał zawsze w cieniu, a okna duże i poważne do tego stopnia, iż żadne koronkowe firanki na świecie nie mogłyby ozdobić ich i uczynić miłymi. Nie były to okna do wyglądania, za to każdy mógł łatwo zajrzeć do środka - a tego Filifionka nie lubiła. (...)
Jak wszystkie Filifionki miała masę ozdobnych bibelotów. Małych lusterek i fotografii rodzinnych w ramkach z aksamitu i muszelek, kotów i Paszczaków z porcelany stojących na szydełkowanych serwetkach, pięknych przysłów haftowanych jedwabiem lub srebrem, malutkich wazonów i przyjemnych kapturków na imbryczki do herbaty w kształcie Mimbli - słowem, moc tego wszystkiego, co czyni życie łatwiejszym, mniej niebezpiecznym i ogromnym.
Lecz w ponurym domu nad morzem wszystkie te piękne, ukochane rzeczy straciły swój sens i spokój. Przestawiała je ze stołu na komodę i z komody na okno, ale nigdzie nie pasowały, nie były u siebie.

(...) Filifionka zaczęła drżeć. "Co się ze mną dzieje? - pomyślała. Muszę pomówić o tym z Gapsą. Może ona nie jest tym kimś, z kim najchętniej chciałabym mówić, ale przecież nie znam nikogo innego".
Rozległo się pukanie do drzwi. Filifionka wybiegła do sieni i zanim jeszcze otworzyła drzwi, zaczęła mówić.
- ...Ach, jaka piękna pogoda - zawołała - morze, pomyśleć tylko, morze... Takie niebieskie, takie życzliwe (...), prawda?...
- Bredzi bardziej niż zwykle - pomyślała Gapsa. (...)
- Widzę, że uprała pani chodnik, pani Filifionko - powiedziała Gapsa z uprzejmym zainteresowaniem.
- Tak, woda morska jest przecież podobno dobra na chodniki - rzekła Filifionka. - Kolory nie puszczają i chodnik ma potem taki świeży zapach...
"Chcę, żeby Gapsa zrozumiała - pomyślała. - Chcę, żeby ktoś zrozumiał, że się boję, ktoś, kto mógłby odpowiedzieć: »Ależ, oczywiście, rozumiem cię świetnie, że się boisz«. Albo: »Czegóż tu się bać na miłość boską? W taki piękny, spokojny letni dzień?« Żeby powiedział cokolwiek bądź, ale żeby coś powiedział".
- Te ciasteczka upiekłam według przepisu babci - powiedziała Filifionka.
Po czym pochyliła się nad stołem i szepnęła:
- Ten spokój jest nienaturalny. Oznacza, że stanie się coś okropnego. Wierz mi, kochana, jesteśmy bardzo małe i nic nie znaczymy razem z naszymi ciasteczkami do herbaty i naszymi chodnikami, i wszystkim tym, co jest ważne, pani wie, okropnie ważne, lecz zawsze zagrożone przez to nieubłagane...
- O - powiedziała Gapsa z zażenowaniem.
- Tak, tak, przez to nieubłagane - mówiła Filifionka szybko. -To, czego nie można uprosić, z czym nie można dyskutować, czego nie można zrozumieć i o czym się nic nie wie. To, co się czai w ciemnym pokoju i przychodzi skądś z dala i czego nigdy nie widać, aż już jest za późno. Czy pani to czuła kiedy? Niech pani powie, że przeżyła to pani już kiedyś. Moja kochana, niech pani powie...
Gapsa, zaczerwieniona, obracała w łapkach cukierniczkę i żałowała, że w ogóle tu przyszła.
- Teraz, późnym latem, bywają bardzo gwałtowne wichury - powiedziała w końcu ostrożnie.
Filifionka, zawiedziona, popadła w milczenie.
(...)
- Mówiła pani o wietrze - odezwała się nagle Filifionka. - O wietrze, który porywa bieliznę. Ale ja mówię o cyklonach, o tajfunach, droga Gapso. O trąbach powietrznych, tornadach, burzach piaskowych... O falach, które porywają domy... Ale przede wszystkim mówię o sobie samej i o moich lękach, chociaż wiem, że to nie wypada. Wiem też, że to się źle skończy. Myślę o tym przez cały czas. Nawet kiedy piorę chodnik. Czy pani odczuwa podobnie?
- Zazwyczaj dobrze robi ocet - powiedziała Gapsa wpatrując się w swoją filiżankę. - Szmaciane chodniki nie tracą koloru, jeśli się wleje trochę octu do płukania.
Wówczas Filifionka rozgniewała się, co było u niej rzeczą niezwykłą.
(...)
Całe morze było odmienione. Stało się szare, fale miały białe zęby i szarpały ze złością piaszczysty brzeg. Niebo było czerwonawe i ciężkie.
Filifionka długo stała w oknie, słuchając jak wzmaga się wiatr.
(...)
Dom zaczął drżeć, wiatr uderzał weń raz po raz i słychać było, jak sztorm nabiera rozpędu i gna w podskokach nad morzem.
Z dachu zsunęła się wolno dachówka i rozbiła o skały. Filifionka drgnęła, potem wstała. Szybko weszła do sypialni, lecz sypialnia była za duża, nie czuła się tu pewnie. Pomyślała o spiżarni. Była dostatecznie mała, by można się tam czuć bezpiecznie. (...)
Jej wyobraźnia zaczęła malować własny sztorm o wiele czarniejszy i dzikszy od tego, który wstrząsał domem. Fale stawały się białymi smokami, wyjąca trąba morska ukręciła z wody czarny słup na horyzoncie - lśniący filar, który pędził prosto na nią, coraz bliżej i bliżej...
Jej własne sztormy były zawsze najstraszniejsze. I w głębi duszy Filifionka była trochę dumna ze swoich katastrof, przeżywanych zupełnie samotnie. (...)

Ale sztorm na dworze wzmagał się i około pierwszej po północy szybkość wiatru doszła do czterdziestu sześciu metrów na sekundę.
A mniej więcej o drugiej zwalił się komin na dachu. Połowa spadła na ziemię koło domu, reszta zjechała na palenisko w kuchni. Przez dziurę w dachu widać było ciemne nocne niebo, po którym sunęły wielkie chmury. Potem sztormowy wiatr wleciał do domu i nie było już widać nic poza fruwającym popiołem, łopoczącymi dziko firankami i obrusami oraz fotografiami ciotek i wujów, wirującymi w powietrzu. W ukochane przedmioty Filifionki jak gdyby nagle wstąpiło życie, wszystko wokół skrzypiało, szeleściło i dzwoniło, drzwi zamykały się z łoskotem, a obrazy zjeżdżały na podłogę.
Oślepiona i bliska obłędu Filifionka stała na środku salonu w trzepoczącej spódnicy i myślała: "To jest właśnie to. To już koniec. Nareszcie! Teraz już nie będę musiała dłużej czekać". (...)
Filifionka słyszała tylko sztorm i odgłos sypiących się dachówek. "Jeżeli pójdę na strych, to może się zdarzyć, że dach zostanie zdmuchnięty - pomyślała. - A jeśli zejdę do piwnicy, to cały dom może się na mnie zawalić. W każdym razie wszystko to może się stać".
Chwyciła porcelanowego kotka i przycisnęła go mocno do siebie. (...) Zobaczyła w roztrzaskanym lustrze fragment swojego własnego pobladłego pyszczka i nie zastanawiając się, podbiegła do okna i wyskoczyła.
Stwierdziła, że siedzi na piasku. Czuła na twarzy ciepły deszcz, a sukienka wzdymała się wokół niej i trzepotała jak żagiel.
Mocno zacisnęła powieki. Wiedziała, że znajduje się w samym środku niebezpieczeństwa, zupełnie bezradna.
Burza dudniła dalej, spokojnie i statecznie. Ale wszystkie niepokojące dźwięki zniknęły, wszystkie wycia, trzaskania, rozsypywanie się w kawałki, spadanie z hukiem i rozdzieranie się. Niebezpieczeństwo było więc wewnątrz domu, a nie na zewnątrz.
(...)
Zaczęła pełznąc pod wiatr, w dół ku brzegowi, aby jak najdalej odejść od domu Paszczaka. Kotka z porcelany wciąż jeszcze trzymała w łapce, uspokajała ją myśl, że ma coś, co ją chroni. (...)
Za nią, z tyłu, roztrzaskało się coś wewnątrz domu. Ale nie odwróciła głowy. Skuliła się pod wielkim głazem i szeroko otwartymi oczyma patrzyła prosto w noc. Już nie marzła. Najdziwniejsze zaś było to, że nagle poczuła się zupełnie bezpieczna. Było to bardzo szczególne uczucie i Filifionka uznała, że jest nadzwyczaj przyjemne. Bo właściwie dlaczego miałaby się niepokoić? Katastrofa przecież nareszcie przyszła.

Nad ranem sztorm się uciszył, lecz Filifionka niemal tego nie zauważyła. Siedziała, rozmyślając o sobie i swoich katastrofach, i swoich meblach, i zastanawiała się, jak doprowadzić wszystko do ładu. Właściwie nie stało się nic poza tym, że komin się zwalił.
Czuła jednak, że nic bardziej ważnego nie wydarzyło się jej dotąd w życiu. Coś, co by do tego stopnia przewróciło wszystko do góry nogami. Nie wiedziała, co powinna zrobić, aby znowu stać się sobą.
Sądziła nawet, że dawnej Filifionki już nie ma, i nie była pewna, czy chce, żeby tamta wróciła. A co z tym wszystkim, co było własnością dawnej Filifionki?
Z tym, co się połamało, zakopciło, rozpadło i zamokło? Ach, siedzieć i naprawiać teraz tydzień po tygodniu, kleić, cerować, szukać brakujących części... (...) O nie! A potem ustawić całe to nieszczęście w ten sam sposób, w jaki było ustawione w tych ciemnych, ponurych pokojach, i dalej łudzić się, że są przytulne...
- Nie! Nie zrobię tego! - krzyknęła Filifionka prostując zesztywniałe nogi. - Jeżeli zacznę to wszystko porządkować, żeby wyglądało j a k / p r z e d t e m, to i sama stanę się taka jak przedtem, znowu będę się bała... Czuję to. I znowu będą się czaić za mną cyklony, tajfuny...
Spojrzała na dom Paszczaka. Stał.
Wszystko, co uległo zniszczeniu, było wewnątrz domu, leżało tam i czekało, aby się tym zajęła.
(...)
Wtedy ujrzała trąbę powietrzną.
(...)
Filifionka stała bez ruchu, zupełnie bez ruchu, ściskając porcelanowego kotka i myśląc: "O, ty moja piękna, moja wspaniała katastrofo"...
Trąba sunęła już nad plażą, całkiem niedaleko od Filifionki. Biały, majestatyczny słup minął ją, zamieniony teraz w słup piasku, i bardzo spokojnie uniósł dach domu Paszczaka. Filifionka zobaczyła, jak dach jedzie w górę i znika. Potem zawirowały w powietrzu meble i też zniknęły. Zobaczyła wszystkie swoje bibeloty lecące wprost do nieba, serwetki na tacę i rodzinne zdjęcia, kapturki na imbryk do herbaty i babciny dzbanuszek na śmietanę w kształcie łodzi, i wyszywane srebrem i jedwabiem przysłowia, wszystko, wszystko, wszystko! - i myślała zachwycona: "O, jak wspaniale! Cóż ja poradzę, biedna, mała Filifionka, przeciwko wielkim siłom przyrody? Czy po czymś takim cokolwiek jeszcze będzie można zreperować? Nie! Nic! Wszystko jest wysprzątane! I wymiecione!" (...)
Filifionka odetchnęła głęboko.
- Teraz nigdy już nie będę się bała - powiedziała sobie. - Teraz jestem zupełnie wolna. Teraz mam chęć na wszystko.
Postawiła kotka na kamieniu. Miał obtłuczone jedno ucho i olej na mordce. Nadawało mu to nowy wyraz, wyglądał nieco przekornie i zawadiacko.
Słońce podnosiło się. Filifionka zeszła na wilgotny piasek i dostrzegła na nim swój szmaciany chodnik. Sztorm przybrał go wodorostami i muszelkami i żaden szmaciany chodnik na świecie nie był nigdy tak dobrze uprany. Filifionka zachichotała.
(...)
Jeszcze nigdy w życiu nie było jej tak wesoło.
Gapsa wołała do niej dość długo, zanim Filifionka ją usłyszała.
- Co za okropność! - krzyczała Gapsa. - Kochana, biedna pani Filifionka!
- Dzień dobry! - odpowiedziała Filifionka, wyciągając chodnik na brzeg. - Jak się pani miewa?
- Wychodzę z siebie! - wybuchnęła Gapsa. - Co za noc! Myślałam tylko o pani, cały czas! Widziałam ją! Widziałam ją, jak szła! To przecież czysta katastrofa!
- Jak to? - spytała niewinnie Filifionka.
- Miała pani rację, ach, i to jaką rację - żaliła się Gapsa. Mówiła pani przecież, że będzie katastrofa. Pomyśleć tylko, te wszystkie pani piękne rzeczy! I ten piękny pani dom! Całą noc usiłowałam dodzwonić się do pani, taka byłam niespokojna, ale przewody pozrywało...
- To miło z pani strony - powiedziała Filifionka wyżymając wodę ze swojej czapki. - Ale to doprawdy zupełnie niepotrzebne. Jeżeli ktoś ma zmartwienie, powinien tylko dolać trochę octu do płukania, a szmaciane chodniki nie stracą koloru!
I Filifionka usiadła na piasku, i śmiała się, i śmiała, aż do łez.


Fragmenty pochodzą z
Opowiadania z Doliny Muminków (Jansson Tove), przełożyła Irena Szuch-Wyszomirska, wyd. Nasza Księgarnia, 1975, str. 47-80.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 859
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: jolekp 22.04.2022 22:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdy byłam młoda czytałam ... | ilia
To jest moja zdecydowanie ulubiona część Muminków, a ja na ogół bardzo energicznie nienawidzę opowiadań. Bardzo się utożsamiam z tekstem o Paszczaku.
Użytkownik: VERA25 13.02.2024 16:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdy byłam młoda czytałam ... | ilia
Ta Filifionka jest do mnie podobna, potrzebuje kogoś, kto ją zrozumie. Paszczak, który kochał spokój, również mnie przypomina. Tylko czy „to jest książka, którą docenią dopiero dorośli” ?
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: