Dodany: 20.02.2022 18:05|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Jest zbrodnia, ale ważniejszy jest mrok


Gdyby czytelnik nie wiedział, do której kategorii utworów Agathy Christie zalicza się „Noc i ciemność”, sądziłby – przynajmniej z początku – że to, podobnie jak „Róża i cis” czy „Chleb olbrzyma”, dramat psychologiczny, osnuty wokół wątku miłosnego, i dodatkowo – czego sugestię znajdziemy w pierwszych scenach – doprawiony odrobiną niesamowitości. Jednakże wszystkie tego rodzaju dzieła sygnowała autorka pseudonimem Mary Westmacott, tu zaś na okładce widnieje jej własne nazwisko. Czyżby więc miał to być jednak kryminał? Z narratorem pierwszoosobowym? A czemu nie, czy nie inaczej było w „Próbie niewinności”? I czy nie przypomina nam się przy okazji jakiś podobny motyw – na pół szalona staruszka, wykrzykująca groźby i przekleństwa pod adresem młodych małżonków, sprowadzających się do dawno opuszczonej, a teraz świeżo wyremontowanej posiadłości? Ależ tak, ja nawet natrafiłam nań dwukrotnie: tytułowe opowiadanie z czytanego ostatnio zbioru „Śmiertelna klątwa” – gdzie panna Marple bezbłędnie rozwiązuje zagadkę kryminalną, zawartą w opowieści doktora Haydocka – znajduje się bowiem także w innym, wcześniejszym chronologicznie zbiorze pod zmienionym tytułem „Klątwa starej stróżki”. Opowiadanie to po raz pierwszy ukazało się w prasie ćwierć wieku przed powstaniem powieści; kilka lat później autorka musiała je zatwierdzić do druku w publikowanym w USA wyborze opowiadań, zdaje się więc raczej niemożliwe, by mogła o nim zupełnie nie pamiętać, pisząc „Noc i ciemność”. Oczywiście, zmieniła sporo szczegółów i – przede wszystkim – tryb narracji, tak więc mimo tych podobieństwa mamy jednak do czynienia nie z „powtórką z rozrywki”, lecz z nowym, rozbudowanym utworem opartym na tych samych motywach.

Opowieść Mike’a Rogersa zaczyna się jak rasowy melodramat. Młody człowiek, marzący o barwnym życiu, wielkich pieniądzach i wielkiej miłości ma na razie tylko to pierwsze – przynajmniej, jeśli uznamy, że barwne jest życie z dnia na dzień, raptowne zmienianie pracy z byle powodu, żeby tylko zakosztować czegoś nowego i przepuszczanie skromnych zarobków na rozrywki i gry hazardowe. Wszystko się zmienia, gdy w pewnej małej miejscowości dostrzega ogłoszenie o licytacji starej, zrujnowanej do imentu rezydencji. Rzecz jasna, na taki wydatek go nie stać, a jednak pogrąża się w fantazjach o pięknym, nowym domu, jaki mógłby na tej parceli zbudować jego przyjaciel, genialny architekt. Mógłby… lecz, choć w rzeczy samej Rudolf obiecał to Mike’owi, jest na tyle poważnie chory, że raczej nie ma szans dożyć do chwili, kiedy jego potencjalny zleceniodawca zbierze stosowny majątek. I nagle Mike spotyka dziewczynę, którą tak samo, jak jego, urzekł pejzaż wokół tak zwanego Cygańskiego Gniazda, a może też i niesamowita aura, jaką opowieści tutejszych mieszkańców otoczyły to miejsce. A co więcej, urzekł ją też przystojny młodzieniec w osobie narratora. Niewiele czasu potrzeba, by połączyło ich uczucie i by Mike dowiedział się, że jego wybranka jest dziedziczką majątku amerykańskiego potentata naftowego. Trudno przypuszczać, by krewni i prawnicy Ellie bezboleśnie zaakceptowali jej małżeństwo z kierowcą bez stałego zajęcia; również matka bohatera, która go praktycznie sama wychowała, nie zdradza zadowolenia z faktu, że syn związał się z kimś na poważnie (a przecież ponoć niejeden raz mu doradzała, by się ustatkował! Ale z drugiej strony, może to nie takie dziwne? Bo dlaczego nie chce jej przedstawić kandydatki na żonę?). Jednak z chwilą, gdy panna Guteman kończy 21 lat, nie potrzeba już niczyjej zgody, żeby mogła zostać panią Rogers. Ani, żeby pozwoliła sobie na zakup malowniczej ruiny na prowincji oraz postawienie w jej miejscu wytwornej rezydencji. Jest tylko jedna przeszkoda, mianowicie pogróżki i przepowiednie starej Cyganki, prześladującej i Mike’a, i Ellie praktycznie od chwili, gdy tylko postawili stopę pod murami Cygańskiego Gniazda. Ale przecież młodzi są nowocześni, nie będą się byle czego bali, tym bardziej, że mają siebie nawzajem, górę pieniędzy i do tego jeszcze Gretę. Ta pół-Niemka, pół-Szwedka, płatna towarzyszka, zaangażowana parę miesięcy wcześniej przez opiekunów Ellie, szybko przekształciła się w jej przyjaciółkę i menedżerkę w jednym: ma nieprzeciętne zdolności organizacyjne, „obmyśla różne wybiegi. (…) Podsuwa pomysły”[1] i chociaż Mike nie jest zadowolony z jej stałej obecności, dla dobra Ellie przestaje zgłaszać obiekcje. I kiedy zaczyna się wydawać, że młodej pary nie czeka już nic nieprzyjemnego, wydarza się tragiczny wypadek. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Rozwiązanie wątku kryminalnego doprowadziło mnie do białej gorączki. Nie znoszę sytuacji, gdy autor z premedytacją wprowadza mnie w błąd Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Oczywiście, nie sama lady Agatha ma takie zagrania na sumieniu – na książki, w których taki chwyt zastosowano, trafiłam już najmniej trzy razy – ale jej mam to bardziej za złe, bo gdyby nie zrobiła początku, może i ci późniejsi autorzy by się nie ośmielili…

Wkurzona niemożliwie, już miałam zaszczycić tę powieść jedną z najniższych ocen, jakie zdarzyło mi się wystawić utworom Christie, ale… zastanowiłam się przez chwilę i powiedziałam: zaraz, a właściwie dlaczego? Moja powyższa motywacja odnosi się do kryminałów, a czy to w ogóle jest kryminał? Skądże! To jest dramat psychologiczny, w którym, owszem, zostaje popełniona zbrodnia – i nawet niejedna – ale nie ma detektywa i właściwie nie ma śledztwa. A sama zbrodnia służy temu, by stworzyć przejmujące studium postaci tak zdeprawowanej, że nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel. Cel przecież tylko doraźny, bo kto się niczym nie umie nasycić, kto cały czas szuka nowych podniet, nie poprzestanie tak od razu na czymś, dzięki czemu ominie go „coś lepszego od nudnej stabilizacji, przykładnego życia w złudnym dobrobycie”[2].

I tu muszę się pokłonić autorce: nie mam pojęcia, jakim cudem dostojna starsza dama zdołała tak wiarygodnie i tak przejmująco oddać sposób myślenia dwudziestoparoletniego chłopaka z nizin społecznych o osobowości ewidentnie psychopatycznej, ale zrobiła to kapitalnie. Włącznie z użyciem słowa „seks”, które żadnemu z jej typowych bohaterów, a sądzę, że jej samej tym bardziej, nie przeszłoby przez gardło. Mike zaczyna swoją opowieść najwyraźniej w nadziei zrobienia dobrego wrażenia na tych, którzy czytają/słuchają: przedstawia się tak, że nie sposób do niego poczuć pewnej sympatii – bo taki spragniony poznawania świata, taki ograniczony przez warunki – prawie jak każdy z nas, kto w dzieciństwie czy młodości marzył o podróżach, o przygodach, o posiadaniu własnego kawałka ziemi, na którym postawi sobie wymarzony dom… I tylko od czasu do czasu zaczyna coś zgrzytać w tej jego historii. Na przykład sposób, w jaki po raz kolejny zmienia pracę: „nabrałem gwałtownej niechęci do pary małżeńskiej, której służyłem za kierowcę. Byli niegrzeczni, bezwzględni, robiło mi się niedobrze na ich widok. Poczułem wtedy, że już nie wytrzymuję takiego życia, tej wiecznej usłużności. (…) Zadzwoniłem do moich klientów do hotelu, powiedziałem, że jestem chory, i wysłałem telegram do Londynu z tą samą informacją. Dodałem, że może będę musiał poddać się kwarantannie i żeby lepiej przysłano innego kierowcę. (…) Później, w Londynie, uraczyłem ich historyjką, jak to omal nie wykorkowałem, i zniknąłem”[3]. Czy tak robi człowiek odpowiedzialny? Kto skłamie w jednej sprawie, może i w innych… Jeszcze bardziej zastanawia jego relacja z matką: dlaczego o niej mówi tak chłodno i sztywno, czy nie powinien być wdzięczny „dobrej matce, która harowała w pocie czoła, by wykształcić syna”[4]? I dlaczego ona sama też zachowuje w stosunku do niego taką rezerwę? Jakież to niepodobne do typowej żony alkoholika, która całą swoją miłość i wszystkie swoje nadzieje przelewa na syna! Kiedy jeszcze nie znamy całej przeszłości Mike’a i tego, co się mu przydarzy w Cygańskim Gnieździe, gotowi jesteśmy uznać wyznanie, jakie słyszy od niego Ellie – „boję się jej. Zna mnie na wylot. Od najgorszej strony” [5] – za przesadzone. No, bo gdzież ta najgorsza strona? Że nie potrafi się ustatkować, że pracę zmienia jak rękawiczki i czasem jakieś grosze przegra na wyścigach? A czy to on jeden? Ale może jednak nie przesadził, skoro po półgodzinnej wizycie i zamienieniu dosłownie paru słów z Ellie i Gretą matka stwierdza: „Nie chcę mieć z tym wszystkim nic wspólnego. Nigdy się nie zmienisz. Teraz już wiem”[6]? Skoro tak, to czego jest taka pewna?...

Kiedy się dowiemy, najpierw poczujemy się okrutnie oszukani. Ale kto nas oszukał, autorka? Przecież nie! Nigdzie nie pada informacja, że Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. A ta jego zdolność to część kreacji postaci. Kreacji świetnej, przy której reszta bohaterów wypada stosunkowo blado (trudno jednakże powiedzieć, że płasko i nijako; z pewnością nie jest taka ani matka Mike’a, ani „wuj” Andrew Lippincott, ani doktor Shaw, ani tajemniczy, cierpiący zapewne na białaczkę lub inną nieuleczalną wówczas chorobę układu krwiotwórczego, Rudolf Santonix – mimo, że każde z nich pokazuje się na scenie dosłownie na parę chwil) i na której trzyma się cała fabuła.

Toteż, choć nie ma w tej powieści tego, co najbardziej u Lady Agathy lubimy – ani pełnowymiarowej intrygi kryminalnej z mnóstwem świadków i podejrzanych, ani smaczków obyczajowych, składających się na nakreślony z werwą i przymrużeniem oka portret zbiorowy mieszkańców angielskiej prowincji (jedyny cień humoru można tu dostrzec w scence z udziałem starego doktora, zwanego „Shaw Lecz Się Sam”, gdy ten twierdzi, iż „bogate kobiety rzeczywiście mają różne kłopoty. Lekarze zawsze przepisują im nie te, to inne proszki, pigułki, środki pobudzające, uspokajające, całą aptekę leków, które im bardziej szkodzą, niż pomagają. Kobiety wiejskie są o wiele zdrowsze, bo nikt się nad nimi nie trzęsie” [7]) – nie sposób nie docenić artyzmu, z jakim ten mroczny eksperyment literacki został przeprowadzony.

[1] Agatha Christie, „Noc i ciemność”, przeł. Anna Mencwel, wyd. Prószyński i S-ka, 1995, s. 43.
[2] Tamże, s. 18.
[3] Tamże, s. 20.
[4] Tamże, s. 82.
[5] Tamże, s. 54.
[6] Tamże, s. 146,
[7] Tamże, s. 129.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 322
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: