Dodany: 19.02.2022 19:30|Autor: Marioosh

Dobra rozrywka


Chroniąc się przed deszczem Perry Mason i Della Street wpadają do restauracji na szóstym piętrze domu towarowego i tam są świadkami zatrzymania Sary Breel, sklepowej złodziejki. Mason traktuje to wydarzenie jako „jeden z ciekawych przerywników, które przynosi nam życie” [1] do czasu, kiedy w jego biurze pojawia się Virginia Trent, bratanica Sary Breel, która twierdzi, że jej ciotce przytrafiają się zaburzenia świadomości, w trakcie których kradnie; dziewczyna obawia się, że ostatnio ukradła brylanty, które Ione Bedford oddała do odnowienia George'owi Trentowi, wujowi Virginii i bratu Sary Breel. Klejnoty dostarczył George'owi Austin Cullens, przyjaciel rodziny i kolekcjoner brylantów; teraz problemem jest to, że Ione Bedford rozmyśliła się i chce odebrać kamienie, a one, wraz z Sarą Breel, zniknęły. Wkrótce Mason dowiaduje się, że Sara Breel została potrącona przez samochód, w jej torebce znaleziono robótkę na drutach, pięć ogromnych brylantów i pistolet, a na podeszwie buta krew. Niedaleko miejsca wypadku mieszka Austin Cullens i niedługo Mason wraz z Paulem Drake'iem znajdują go zastrzelonego we własnym domu; wygląda też na to, że w kałużę krwi obok zwłok ktoś kilka razy wdepnął. Adwokat postanawia podjąć się obrony Sary Breel, a wkrótce w biurze George'a Trenta znajduje jego zwłoki ukryte w drewnianej skrzyni – o tę zbrodnię policja podejrzewa Virginię Trent.

Sprawa jest zagmatwana „jak kłębek drutu. A im bardziej go obracamy, tym bardziej się plącze”[2], ale jednocześnie intryga jest dość przejrzysta i klarowna; dzięki temu książkę czyta się naprawdę dobrze. A gdy dodamy do tego świetne dialogi, łagodny humor, potyczki słowne między Masonem a sierżantem Holcombem i delikatne iskrzenie między adwokatem a Dellą Street, dostajemy jednego z lepszych, moim zdaniem, „Masonów”, a przynajmniej spośród tych, które do tej pory przeczytałem. Książce chwilami bliżej jest do czarnego kryminału w stylu Dashiella Hammetta niż do prawniczej intrygi i jest napisana tak świeżym językiem, że aż trudno uwierzyć, że ma 84 lata; pytanie tylko, jaki wpływ na tę świeżość ma fakt „odnowienia” jej przez autora prawie trzydzieści lat później. Tak czy inaczej warto sięgnąć po „Sprawę buta sklepowej złodziejki” – bo tak brzmi oryginalny tytuł – i dobrze się rozerwać przez trzy wieczory, zapominając o szalejącej za oknem Eugenii.

[1] Erle Stanley Gardner, „Sprawa opanowanej złodziejki”, tłum. Paweł Kruk, Wydawnictwo Dolnośląskie, 1998, str. 21.
[2] Tamże, str. 126.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 381
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: misiak297 19.02.2022 23:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Chroniąc się przed deszcz... | Marioosh
"pytanie tylko, jaki wpływ na tę świeżość ma fakt „odnowienia” jej przez autora prawie trzydzieści lat później." Co masz na myśli?
Użytkownik: Marioosh 20.02.2022 10:52 napisał(a):
Odpowiedź na: "pytanie tylko, jaki wpły... | misiak297
Mamy coś takiego: "copyright 1938 by Erle Stanley Gardner", a niżej "copyright renewed 1965 by Erle Stanley Gardner". Myślę, że chodziło tu o jakieś odświeżenie języka czy stylistyki, w końcu 27 lat to kawał czasu.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: