Dodany: 18.04.2005 13:30|Autor: antecorda

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Krąg pism mistycznych
Słowacki Juliusz

Oczy czarne jak węgiel


Nie lubię polskich romantyków. Podobnie jak profesor Janion uważam, że zrobili wiele złego naszej polskiej mentalności, bałaganu pokutującego do dziś. Nie, nie lubię polskich wieszczów.

Po „Krąg pism mistycznych” sięgnąłem pod wpływem moich ostatnich lektur. Chciałem bowiem przyjrzeć się bliżej Herowi Armeńczykowi, którego grób oglądałem w poemacie o Dawidzie Sasuńskim, a przy okazji odświeżyć sobie wiedzę o finalnym okresie twórczości drugiego z naszych wieszczów.

Czytając jednak kolejne utwory bądź fragmenty wchodzące w skład tego wyboru, doznałem silnego wrażenia o cechach wizji omalże (wszak mówimy o jednym z największych na świecie poetów romantycznych!). Oto zobaczyłem zaplutą, ciemną i śmierdzącą norę, wyłożoną nieheblowanymi deskami, okopconą i klejącą się od brudu, pokrytą gdzieniegdzie sinym nalotem grzyba. Przy niewielkim stoliku, przy na wpół wypalonej świeczce (Łukasiński jeszcze nie wymyślił swojej lampy) siedzi chudy, obszarpany, zabiedzony i skołtuniony biedaczyna, pospiesznie bazgrząc coś na pożółkłych kartkach papieru. I tylko czarne jak węgiel oczy jarzą się, błyskają – nie wiedzieć czy od świecy, czy może same z siebie? Może pisze właśnie „Genezis z Ducha” albo „Samuela Zborowskiego”, nie zauważając niczego dokoła, wpatrzony jedynie w wyśniony wid świata ducha.

Tom rozpoczyna krótki wiersz o pastereczce siedzącej na skałach nadatlantyckiego Pornic, gdzie nasz wieszcz miał jakoby doznać objawienia. Efektem tego był obszerny utwór prozą, następna pozycja w zbiorze, pt. „Genezis z Ducha” – kompleksowy wykład pseudo-mistycznej ideologii Słowackiego. Dlaczego piszę „pseudo”? Bo tak naprawdę poeta nic nie mówi o samym objawieniu. Wczytując się w utwór doznajemy wrażenia, że tak naprawdę, pomimo częstych i bogatych słowotwórczo apostrof do Boga czy Lucyfera (sic!), autor wykoncypował swoją teorię z całkiem realistycznych przesłanek i nic tu nie jest efektem objawienia, działania sił nadprzyrodzonych. Owszem, zarówno tu, jak i w następnych wykładach swoich idei Słowacki będzie próbował uzasadnić swoją wizjonerską postawę, ale dla mnie jest zbyt mało przekonujący. Poza tym, utwór ten ma podtytuł: „Modlitwa”, ale poza wspomnianymi apostrofami nic w sobie z formy modlitwy nie ma. Myślę, że znacznie lepszym określeniem byłaby apologia – przede wszystkim „genijuszu” autora, ale to tak na marginesie.

„Objawienie” w Pornic było przełomowym momentem w życiu Słowackiego. Od tego czasu zaczął skłaniać się ku metafizyce – związał się z Towiańczykami, potem założył własną sektę, gromadząc wokół siebie niewielkie grono wielbicieli. Zaczął tworzyć nową ideologię/religię, bliską mickiewiczowskiemu mesjanizmowi. Religię polonizmu. Bardziej szczegółowy wykład tejże ideologii dał w próbach poematu filozoficznego oraz w tzw. „Dialogu troistym” i "Liście do Rembowskiego", wypełniającym dalsze karty wyboru. Poeta jest tu już „tłomaczem słowa”, u którego stóp zbiera się nieliczne grono wiernych i wtajemniczonych (a może należałoby powiedzieć – wtajemniczanych?) - istot idealnych, duchowych. A Słowacki pisze, zapełnia kolejne kartki drobnym pośpiesznym pismem, uzasadnia (ale nie – udowadnia!) logikę następstw ewolucji świata roślinnego i zwierzęcego jako postęp „ducha globowego”. Przy czym robi to na przekór nawet ówczesnym osiągnięciom nauki (Darwin dopiero zaczyna marzyć w tym czasie o wyprawie na Galapagos), umieszczając niektóre formy życia w ciągu ewolucyjnym niejako „na odwrót”, nadając im niesamowite nazwy: „roślinopłazów”. Uzasadnia swoją religię wyższością „czynu” nad moralnością, podając wiele przykładów objawienia się w ludziach „ducha globowego”. Nieraz kontrowersyjnych przykładów.

W końcu jednak staje z otwartą przyłbicą: głośno i wyraźnie mówi w „Samuelu Zborowskim” czy w „Królu-Duchu”, że najwyższym punktem odniesienia jest... i znowu - chciałoby się powiedzieć: DUCH, lecz tak nie jest, bo oto zdaje się, że tym punktem jest JA autora czy mówiąc ogólniej – czyjekolwiek JA. Samuel Zborowski jako ofiara złożona na ołtarzu szlacheckiej anarchii i samowoli dla Słowackiego jest świetlanym bohaterem, godnym naśladowania, nie pijakiem i awanturnikiem, jakim był, jak się zdaje, w rzeczywistości. Takim też jest „król-duch” przemierzający kolejne stadia rozwoju kultury europejskiej od platońskiego pierwowzoru aż do samego Słowackiego, jako ostatniego z jego wcieleń. I tak dalej, i tak dalej...

Im dalej w głąb, im więcej słów przelewa autor „Balladyny” na papier, tym bardziej widzimy, że jego „rewelacje” są z księżyca wzięte i nie dorastają swoim pierwowzorom – chrześcijaństwu i ideałom oświeceniowym. Coraz wyraźniejszym staje się zarazem zakamuflowane wołanie autora o uznanie i docenienie jego wysiłku twórczego. Co ja piszę! - jego samego. I jeśli prześledzić drogę poety od wczesnych utworów, od powieści poetyckich aż do tego miejsca, to widać wyraźnie, że jest to wołanie człowieka, który żąda bardzo wiele od świata, od życia. Może nawet zbyt wiele. Ale którego tęsknoty i żądzy nic ugasić nie zdoła. Pozostaje tylko pisanie, pisanie, pisanie... I coraz większa samotność.

Ale oto już świeczka się dopaliła, zgasły czarne jak węgiel oczy i zapadła ciemność. A może jednak nie było żadnej świeczki i oczu, tylko próchno tak świeciło?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6346
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: zielkowiak 19.08.2007 21:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie lubię polskich romant... | antecorda
a czy to można gdzie jeszcze w dzisiejszych czasach kupić?
Użytkownik: antecorda 19.08.2007 23:23 napisał(a):
Odpowiedź na: a czy to można gdzie jesz... | zielkowiak
Tak, widziałem tydzień temu w Warszawie. Na rondzie Wiatraczna jest na bazarku taki antykwariacik i właśnie tam to było :)
Użytkownik: zielkowiak 20.08.2007 08:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, widziałem tydzień te... | antecorda
O dzięki
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: