Dodany: 19.11.2021 22:09|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Gdzie jesteś, Leno?
Opiat-Bojarska Joanna

2 osoby polecają ten tekst.

Początki bywają niełatwe


W ramach nadrabiania znajomości cykli kryminalnych, które zdarzyło mi się zacząć od środka albo nawet od końca, wypożyczyłam sobie pierwszą część cyklu Joanny Opiat-Bojarskiej z Burzyńskim i Majewskim.

Rzecz dzieje się krótko po tym, jak dotychczasowy partner dochodzeniowy podkomisarza Przemysława Burzyńskiego, człowiek spokojny, konkretny i przede wszystkim małomówny, z racji poważnej choroby musiał się pożegnać z pracą na długo, może i na zawsze, a jego miejsce zajął Michał Majewski, „energiczny, wygadany, rozbiegany i zarozumiały młodzieniec, na każdym kroku podkreślający swoje bliskie rodzinne powiązanie z pewną bardzo wpływową postacią z Komendy Głównej Policji”[1]. Burzyńskiego denerwuje właśnie nie tyle brak doświadczenia „Młodego” – bo zdaje sobie sprawę, że to przychodzi z czasem – ile jego gadatliwość, bezceremonialność, świecenie przełożonemu w oczy markową odzieżą i gadżetami. I kiedy mają zająć się zaginięciem studentki, „Burza” nie jest pewien, czy młodszy kolega czegoś w śledztwie nie zawali. Sprawa jest, można powiedzieć, dość typowa: jeśli czytamy gazety czy wiadomości w serwisach internetowych, wiemy, że nie ma tygodnia, żeby o czymś podobnym nie pisano. Ktoś wychodzi z domu, z pracy, ze szkoły, z lokalu rozrywkowego, czasem tak, że nikt momentu wyjścia nie zauważa, czasem wręcz przeciwnie, dokładnie informując wszystkich wokół, gdzie i po co się udaje… i przepada bez śladu. W tym przypadku dziewiętnastoletnia Lena, studentka filologii angielskiej, opuściwszy w środku nocy modny poznański klub, nie dotarła do domu (a dokładnie, do mieszkania, dzielonego z kilkorgiem przyjaciół, z którymi bawiła się w klubie). I gdyby nie fakt, że akurat następnego dnia nie stawiła się na umówione spotkanie z matką, pewnie nie tak prędko zaczęto by jej szukać, bo w studenckim środowisku nienocowanie w domu przez noc czy dwie raczej nikogo nie dziwi… Zresztą nawet i matka najpierw raczej się rozzłościła, niż zaniepokoiła, nad zgłoszeniem zaginięcia zaczęła się zastanawiać dopiero, gdy stwierdziła, że ani Lena, ani jej chłopak i najbliższa przyjaciółka nie odbierają telefonów i nie odpowiadają na smsy. A ponieważ znajomy prawnik podpowiedział jej, by zasugerowała policjantom, że córka mogła chcieć popełnić samobójstwo, Burzyński i Majewski muszą potraktować śledztwo priorytetowo. Od tej chwili, w dzień powszedni czy świąteczny, w godzinach pracy czy poza nimi, sprawdzają każdy trop, analizują billingi telefoniczne, obrazy z kamer miejskich, zeznania możliwych świadków i… wciąż tkwią w ślepym zaułku, wprowadzani w błąd przez kolejne poszlaki… a „Burza” nawet podwójnie, bo zaangażowanie w pracę wpędza w impas jego życie prywatne. Tu dygresja: w jednej z recenzji napotkałam na stwierdzenie, że „kłopoty małżeńskie policjanta będące konsekwencją jego pracoholizmu to temat w literaturze zgrany, w powieści przedstawiony w mało odkrywczy sposób: przewidywalny, wręcz schematyczny”[2]. Tylko czy można nazywać pracoholizmem poważne podejście do pracy, w której chroni się lub ratuje ludzkie życie? Z całym szacunkiem dla innych zawodów, rozmyślania nad strategią promocyjną batoników względnie nad przelicznikiem wartości akcji nie mają istotnego znaczenia dla czyjegokolwiek dobra, więc tego, kto nie umie sobie ich odpuścić w niedzielę albo podczas urodzin dziecka, można nazwać pracoholikiem. Ale policjant, lekarz, ratownik górniczy, strażak ma przede wszystkim poczucie obowiązku w stosunku do tych, którym ma pomagać. A jego najbliżsi bardzo często – można powiedzieć, przewidywalnie i wręcz schematycznie – czują się przez to pokrzywdzeni i czynią mu systematyczne wyrzuty, aż w końcu naprawdę zaczyna się czuć w pracy lepiej, niż w domu… Trudno w sytuacji, która jest niemal normą, znaleźć coś odkrywczego. Oczywiście, można by o tym w ogóle nie pisać, tylko, że wówczas my, czytelnicy, postrzegalibyśmy policjantów w sposób niejako odczłowieczony, nie potrafiąc ich ani polubić, ani znielubić, ani żywić do nich uczuć ambiwalentnych. A mnie na przykład źle się czyta kryminał, przy którym nie mam szans popatrzeć na bohatera jak na człowieka… Więc akurat pod tym względem nie mam autorce nic do zarzucenia.

A co mam?
Trochę drobnych usterek technicznych, jak:
– w pierwszej scenie zabawna pomyłka w opisie postaci, skądinąd dla akcji nieistotnej, najpierw w zakresie garderoby: „– No ta, w białych, obcisłych spodniach! – Krzysiek pokazał palcem atrakcyjną brunetkę, która kręciła biodrami w rytm muzyki, nie zauważając min Łukasza. Wskazana przez przystojniaka dziewczyna tańczyła wraz z dwiema koleżankami na środku parkietu. Jej kształtne ciało stanowiło jedynie skromny dodatek do wysokich butów na obcasach, białej sukienki, ledwo zasłaniającej pośladki…”[3], a potem jeszcze i koloru włosów: „ (…) Krzysiek wrócił do sprawy dla niego najważniejszej – i powiedz, co o niej myślisz? – Ta farbowana blondyna?”[4];
– w całym tekście niedociągnięcia w interpunkcji – zdarzają się przecinki w miejscach, gdzie ich być nie powinno („uśmiechnięta, okrągła, kobieca twarz” [5] – pierwsze dwa przymiotniki oczywiście powinny być rozdzielone przecinkiem, ale „kobieca” w tym przypadku nie jest równorzędnym elementem wyliczenia cech, odpowiadając na pytanie nie: „jaka?”, lecz „czyja?”) i ich brak w miejscach, gdzie powinny się znaleźć („Książki pojedyncze, o różnej tematyce wskazywać mogłoby, że…”[6] – tu dodatkowo literówka psująca sens zdania, niejedyna zresztą) – i pisowni („które zakładał popołudniu”[7],
– a także sformułowania nienajlepsze pod względem frazeologicznym („W uszach miał umieszczone słuchawki”[8]; „na swoje zaludnione, betonowe, stare i śmierdzące osiedle”[9]), użycie mało fortunnych zamienników podmiotu („opuścił dom bizneswoman”[10] – mowa o osobie, z którą Burzyński ma do czynienia od początku śledztwa, a zjawił się u niej nie w związku z jej pracą) czy też zdania prezentujące konflikt podmiotów („Każda z podejmowanych przez nią w tej chwili decyzji mogła pociągnąć za sobą negatywne skutki. Czekając na zielone światło, mogła nie zdążyć…”[11]),
- ale ich łączna liczba nie przekracza poziomu, powyżej którego zaczynam zgrzytać zębami. Zgrzytnęłam natomiast, i to solidnie, w finale. Dlaczego, muszę utajnić, żeby nie zepsuć wrażeń tym, którzy tej powieści nie czytali.
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Ale ponieważ wiem, że był to debiut autorki w tym gatunku i że od tego czasu zdążyła wyraźnie poprawić warsztat, stawiam nienajlepszą ocenę i przechodzę nad tym do porządku dziennego.

[1] Joanna Opiat-Bojarska, „Gdzie jesteś, Leno?”, wyd. Replika, 2013, s. 32.
[2] Ze strony internetowej https://naszemiasto.pl/gdzie-jestes-leno-joanna-opiat-bojarska-recenzja/ar/c13-4544710
[3] Joanna Opiat-Bojarska, op.cit., s. 6.
[4] Tamże, s. 8.
[5] Tamże, s. 8.
[6] Tamże, s. 103.
[7] Tamże, s. 155.
[8] Tamże, s. 155.
[9] Tamże, s. 200.
[10] Tamże, s. 200.
[11] Tamże, s. 154.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 469
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: janmamut 20.11.2021 10:26 napisał(a):
Odpowiedź na: W ramach nadrabiania znaj... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję za informację o autorce, o której dotąd nie słyszałem. Na pewno idzie do kolejki jej książka o chorobie. Poszukałem trochę w sieci i nadal nurtuje mnie pytanie: ona ma podwójne nazwisko z domu, czy coś jest po mężu?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.11.2021 11:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za informację o ... | janmamut
Nie mam pojęcia, nigdzie mi nie wpadła w oko konkretna informacja, a sama z siebie nie szukałam. Na skrzydełku okładki w nocie biograficznej jest podane m.in. "szczęśliwa żona, matka...", więc może typowo, czyli druga część po mężu?
Użytkownik: janmamut 20.11.2021 13:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mam pojęcia, nigdzie ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję. Niby nazwisko nic nie znaczy, ale nie wiem, czy sam chciałbym w takiej sytuacji ciągnąć tę makową część nazwiska (ludzie bywają złośliwi). Chyba że już pod nim miała jakieś osiągnięcia, ale pobieżne przeszukanie internetu nic nie dało. Stąd pomysł, że już z domu wyszła z podwójnym.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: