Dodany: 13.07.2021 18:39|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Jeśli drzwi zamknięto, wyobraź sobie wyjście


Już się cieszyłam, że wreszcie uda mi się wyjść na prostą z kolejami losu Anastazji Kamieńskiej, co na początku było praktycznie niemożliwe ze względu na zupełnie chaotyczny porządek ukazywania się na polskim rynku poszczególnych części cyklu, a później też niełatwe, bo zanim zdążyłam nadrobić jeden tom z tych wcześniejszych, już dostępne były dwa nowsze (też zresztą niekoniecznie w kolejności ściśle chronologicznej). I kiedy w końcu z pierwszej dwudziestki pozostały mi do przeczytania tylko trzy tomy: szesnasty (na razie nietłumaczony na polski), osiemnasty i dziewiętnasty, raptem – bezpośrednio po wydanych w we właściwej kolejności i niezwłocznie przeze mnie przeczytanych: dwudziestym pierwszym i dwudziestym drugim – ukazał się i dwudziesty trzeci. Cóż było robić; Nastię tak lubię, że bez względu na to, w jakim porządku wkracza w moje czytelnicze życie, witam ją z ochotą.

Ale to nie ona pierwsza pojawia się na scenie najnowszej powieści Marininy. Zamiast tego autorka zabiera czytelnika do małego miasteczka, oddalonego od Moskwy o prawie trzy i pół tysiąca kilometrów, a położonego w Kuzbasie (Kuźnieckim Zagłębiu Węglowym), gdzie właśnie odbywa się pogrzeb dwudziestoparoletniej dziewczyny, ofiary morderstwa. A co by tam miała robić ekipa śledcza z Pietrowki – wszakże to w żaden sposób nie ich rejon? Zjawi się, choć nie w całości, nie tak zaraz i nie całkiem w tej sprawie; wcześniej poznamy pewnego młodego człowieka imieniem Irek (to nie jest zdrobnienie od Ireneusza ani jego rosyjskiej wersji, Irinieja!), którego na ten pogrzeb wydelegowano z konkretną misją, a dowiedziawszy się, jak się ona zakończyła, na pewien czas stracimy go z oczu. I wrócimy do Moskwy, gdzie ambitna reżyserka Natalia Woronowa uparła się nakręcić serial według nieopublikowanej jeszcze debiutanckiej powieści dziennikarza Rusłana Nilskiego. Małżonek, biznesmen z branży medycznej, zadeklarował wsparcie finansowe, więc mimo oporu decydentów z branży produkcja rusza. A autor zjeżdża do stolicy z odległego Kemerowa, by wraz z Natalią na gorąco pisać scenariusz. Wraz z nim zjawia się piekielnie zazdrosna żona, której zazdrość z każdym dniem narasta, zyskując pożywkę w postaci częstych kontaktów męża z odtwórczynią głównej roli kobiecej, piękną i seksowną Iriną Sawienicz. Jana jest z zawodu krawcową, przebywanie w środowisku filmowców ją nudzi, a patrzenie na Irinę złości; szybko więc znajduje towarzystwo w postaci przystojnego kierowcy imieniem Timur, który obiecuje pokazać jej miejscowe atrakcje. Niestety, sielanka nie trwa długo, bo zaraz po rozpoczęciu zdjęć w dzielnicy Sokolniki Timur zostaje zabity, a Jana znika bez śladu…

Pod dowództwem „Pączka” milicjanci z Pietrowki ruszyliby ze śledztwem jak burza… tylko, że Gordiejew właśnie odszedł na emeryturę. A na jego miejsce mianowano nie Jurę Korotkowa, który od jakiegoś czasu pełnił funkcję jego zastępcy, lecz niejakiego Wiaczesława Michajłowicza Afanasjewa; sytuacja jakże podobna do tej z „Męskich gier”, a jednak różna, bo, po pierwsze, wtedy istniała jakaś szansa na powrót ukochanego szefa, który jednak teraz „skończył sześćdziesiąt lat i nie mógł już dłużej zostać”[1], a po drugie, Mielnik był przynajmniej obcym. Zaś Afanasjew jest jej dawnym kolegą ze studiów; kolegą, dodajmy, który zapisał się w jej pamięci fatalnie: nie dość, że „był z niego patentowany leń, jechał na samych trójczynach”[2], to w dodatku „nie brzydził się spekulacją, swoimi kanałami zdobywał różne deficytowe towary i odstępował je kolegom, czerpiąc z tego niewyobrażalne zyski”[3]. Teraz udaje, że nie poznaje Nastii, a zarówno ją, jak i wszystkich pozostałych podwładnych traktuje z wyższością i, co tu kryć, po prostu niegrzecznie. Ale tym razem major Kamieńska nie cierpi w milczeniu, nie pozwala sobie, by zjadły ją nerwy; wypala prosto z mostu, jak nigdy dotąd nie miała w zwyczaju: „już zapomniałeś, jak dawałeś mi po znajomości trzy puszki kawy brazylijskiej za to, żebym ci napisała ściągi z procesu karnego?”[4], i podsumowuje: „jestem już w takim wieku, że nie muszę się bać szefów. Teraz mogę ich tylko szanować lub nie”[5]. Na Afanasjewie jednak perspektywa braku szacunku podwładnych nie robi wrażenia – kto miał choć jednego podobnego przełożonego, wie, że ten typ tak ma… – więc zasypuje swoich detektywów bzdurnymi zarzutami, przeszkadza w planowaniu czynności operacyjnych, złośliwie dodaje im nowych obowiązków, deklamując swoje kwestie „z taką intonacją, z jaką w czasach radzieckich czytano referaty sprawozdawcze (…) na kolejnych zjazdach partii” [6]. A tymczasem na scenie pojawiają się wciąż nowe postacie: a to nonszalancki kelner Edik i jego dziewczyna Luba, a to tajemniczy Wiktor, uwodzący studentkę Julę… I prawie do samego końca, choć da się pewne wnioski z ujawnionych faktów powyciągać, wciąż nie wiadomo, czy naprawdę każdy (naturalnie, jeśli chodzi o postacie spoza Pietrowki) jest tym, za kogo się podaje i z kim jest kto powiązany – aż wreszcie następuje kulminacyjny moment, w którym wiadomo już wszystko. Także i to, że nic nie oduczy Afonii chamstwa w stosunku do podwładnych, i nic nie sprawi, by Nastia zaczęła go szanować. Zwłaszcza, że w jej wyobraźni „wolno i miarowo otwierały się niezamknięte drzwi”[7] – drzwi do rzeczywistości, w której nie będzie musiała pracować z podobnymi osobnikami. I choć wiemy z wydanych wcześniej późniejszych tomów cyklu, że ten moment nie nastąpi tak szybko, razem z nią czujemy ulgę…

Sama intryga kryminalna, choć skonstruowana pomysłowo i raczej niewykazująca usterek fabularnych, nie byłaby może wystarczającym powodem, by lektura „Niezamkniętych drzwi” sprawiała aż taką przyjemność. Bo poprawnych kryminałów jest tyle, że, aby któreś z nich docenić bardziej, potrzeba czegoś więcej, niż tylko śledzenie zawiłej drogi od „zabił/-a” do „został/-a ujęty/-a”. W cyklu z Kamieńską są takie dwa magnesy. Pierwszym z nich jest tło społeczno-obyczajowe, systematycznie kreślone przez autorkę z wystarczającą drobiazgowością, by czytelnik, który nie jest Rosjaninem i nawet w Rosji nie był, mógł ujrzeć obraz przemian zachodzących w tym kraju na przestrzeni ostatnich niemal 30 lat (akcja każdej powieści rozgrywa się mniej więcej w czasie rzeczywistym, a w tej wśród realiów znajdziemy i cenę rasowego kota na przełomie XX i XXI wieku, i różnicę między unijnymi a rosyjskimi rozmiarami odzieży: Nastia, oceniana fachowym okiem pięknej aktorki Iriny, nosi „czterdziesty szósty, nie większy”[8], co odpowiada naszej czterdziestce). Tu Marinina – nie po raz pierwszy zresztą – ukazała przede wszystkim ponurą rzeczywistość państwa, w którym można już kupić chińszczyznę na wynos i zajść do irlandzkiego pubu, i „wszędzie są sklepy całodobowe”[9], ale niemal każdy biznes jest kontrolowany przez zorganizowaną przestępczość, a organa prawa i sprawiedliwości są wobec tego zjawiska całkiem bezradne, o ile nie przyłapią poszczególnych indywiduów na gorącym uczynku. Drugim – sama Nastia, ze wszystkimi swoimi słabościami i niedoskonałościami tak autentyczna i tak sympatyczna, że nawet tylko dla niej warto ten cykl czytać.

[1] Aleksandra Marinina, „Niezamknięte drzwi”, przeł. Aleksandra Stronka, wyd. Czwarta Strona, 2021, s. 23.
[2] Tamże, s. 24.
[3] Tamże, s. 192.
[4] Tamże, s. 105.
[5] Tamże, s. 201.
[6] Tamże, s. 406.
[7] Tamże, s. 525.
[8] Tamże, s. 134.
[9] Tamże, s. 130.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 508
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: