Dodany: 04.07.2021 15:56|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

3 osoby polecają ten tekst.

Niby to samo, ale coś nowego


Umiejętności swobodnego porozumiewania się w językach, w których potrafię czytać, najpewniej nigdy nie opanuję, za to co jakiś czas nachodzi mnie chęć, żeby sobie przyswoić trochę więcej słówek. A cóż w tym może pomóc, jeśli nie czytanie? Najlepiej czegoś, czego treść nie będzie dla człowieka całkowitą zagadką. Powiedzmy, że lektury z zakresu szkoły podstawowej, niekoniecznie specyficznej dla danego kraju, lecz raczej powszechnie znanej.

„Harry Potter i kamen mudraca” nadał się idealnie, bo czytałam go wcześniej i po polsku, i w oryginale, łącznie ze cztery razy, istniała więc spora szansa, że jeśli czegoś nie zrozumiem, to sobie przypomnę, a poza tym przynajmniej niektóre słówka będę mogła odgadywać z kontekstu. Mimo wszystko aż tak łatwo nie poszło: książka, którą w wersji polskiej połykałabym całymi akapitami, tracąc na to może ze cztery godziny, zajęła mi pełne cztery dni.

Po pierwsze, w chorwackim istnieje kilka form czasu przeszłego, w tym dwie, o których posiadany przeze mnie podręcznik powiada jedynie, że „są rzadko używane”. I jest to prawda, jeśli idzie o żywy język mówiony czy też język gazet codziennych, natomiast w narracji literackiej, nie tylko archaicznej, pojawiają się one prawie równie często, jak ta podstawowa i za diabła nie umiem rozgryźć, jakie zasady rządzą wyborem tej albo innej z nich. Zdarzało się, że w jednym akapicie, opowiadającym konkretne zdarzenie, występowały wszystkie trzy na przemian, i bądź tu mądry, człowieku. Na domiar złego jedna z nich ma taką konstrukcję, jaka w polskim, rosyjskim i czeskim odpowiada czasowi przyszłemu…
Po drugie, w dialogach z podręcznika – nastawionych na opanowanie praktycznej komunikacji w sytuacjach raczej oficjalnych – próżno szukać mnóstwa słówek i zwrotów występujących w języku potocznym, jakim posługuje się większość bohaterów „Harry’ego”. Te wszystkie „ma”, „pa”, „amo”, „bog”, „jer” nieustannie zapędzały mnie do słownika, podobnie jak liczne czasowniki i przymiotniki bardzo mało różniące się pisownią, a mocno – znaczeniem.
Po trzecie, chorwacki, podobnie jak czeski i rosyjski, ma sporo słów, które w jednym lub kilku z pozostałych języków słowiańskich brzmią identycznie lub bardzo podobnie, a znaczą co innego. Głowię się na przykład, dlaczego monstrualny trójgłowy Puszek cały czas jest pieszczotliwie zwany psiną: ano, dlatego, że psina to nie psina, tylko psisko. Dječak – nie dzieciak, tylko chłopiec. Dvorac – nie dworzec, tylko zamek. Zahod – nie zachód, lecz WC. Do spavanja nie potrzeba spawarki, tylko kreveti, która z kolei nie jest dużą krewetką, lecz łóżkiem. A jeśli ktoś nas pyta, czy coś čujemy, nie chodzi mu o odbiór zapachów, wrażeń dotykowych ani emocji, lecz dźwięków. Osobną kategorię stanowią słowa, które polskiego czytelnika śmieszą brzmieniem (šišmiš – nietoperz, profesorica – profesor płci żeńskiej, naočale – okulary) albo nieco konsternują (na przykład, gdy Harry’emu pęd powietrza „hujao ["o" na końcu czasownika czyta się prawie jak "ł"] oko ušiju”).

Doświadczenie było jednak na tyle przyjemne, że chętnie bym je powtórzyła, gdybym miała kolejną część pod ręką. Ale nie miałam, a poza tym musiałabym sobie odpuścić lekturę paru innych książek, na które miałam ochotę na urlopie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 224
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: