Dodany: 11.06.2021 15:04|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

5 osób poleca ten tekst.

Życie to nie matematyka


Na fali powrotów do lektur młodości dopłynęłam w końcu do Tabliczka marzenia (Snopkiewicz Halina), którą po raz pierwszy czytałam, będąc akurat w wieku głównej bohaterki (no, bez kilku miesięcy, ale to bez znaczenia dla odbioru treści) i pokochałam za… wszystko.

Za główną bohaterkę, Ludkę, podobnie jak ja sama pożerającą książki o wielkich marzycielach i naprawiaczach rzeczywistości, snującą godzinami nierealne mrzonki o wyprawach w najodleglejsze zakątki świata i o nieosiągalnych obiektach uczuć (z tą różnicą, że moja wyobrażona przyszłość zawodowa nie wiązała się z biologią, tylko z czymś z pogranicza archeologii i lingwistyki – ach, odkryć i, co, ważniejsze, odczytać coś na podobieństwo kamienia z Rosetty! – a zamiast Stanisława Hempla, Thora Heyerdahla i tajemniczego pana z sąsiedniego bloku… no, nieważne…). Za panią Mareszową, mającą w sobie po trosze cech wszystkich moich ulubionych nauczycieli. Za Korcikowskiego, który nie dość, że nosił najpiękniejsze, jak mi się wówczas wydawało, imię, to jeszcze miał wszystkie walory chłopaka, o jakim mogła marzyć piętnastolatka. Za cały ten świat, tak bardzo przyziemny – z zupą ogórkową, białym trykotowym strojem kąpielowym, którego, tak jak Ludka, szczerze nie znosiłam, spirytusem salicylowym na pryszcze, tarczą na agrafce, „wałówą” na podróż w postaci bułek z masłem, kiełbasy, jajek na twardo i kompotu w butelkach po oranżadzie – i przez to (mimo zmienionego w międzyczasie systemu edukacji, zgodnie z którym nie chodziłam już do dziewiątej klasy, tylko do pierwszej licealnej, i nieco innej organizacji zajęć pozaszkolnych – w mojej „budzie” pierwsze skrzypce grały harcerstwo i sport) tak bardzo mój. I wreszcie za nadzieję tegoż gatunku, co w drugiej mojej ukochanej powieści „Zawsze jakieś jutro”: że wytrwale marząc i nawet niekoniecznie się przed wszystkimi z tym zdradzając, coś się w końcu z tych wymarzonych spraw dostanie.

Powtarzałam ją potem wiele razy, ale ostatni raz już dość dawno. I, jak to zwykle w takich przypadkach, trochę się tej powtórki bałam, a dokładnie rzecz biorąc – uczucia, że ukochana kiedyś lektura wyda się teraz płaska i nijaka. Ale nie, nic z tych rzeczy, wypatrzyłam tylko parę literówek w tekście, których ewidentnie wcześniej nie dostrzegłam (z Ludki w jednym miejscu zrobiła się Lidka, przezwisko Marka raz pisane jest „Burbonik”, a raz „Bourbonik” itd.), i zauważyłam, że papier zżółkł już naprawdę solidnie, ale poza tym historia jest tak samo żywa i barwna, tak samo autentyczna, jak dawniej.

Czy mogłaby trafić do dzisiejszych nastolatków, dla których opisane tam realia sprzed ponad pół wieku – rozwożenie butelkowanego mleka, albo urodzinowa prywatka u bliźniaków Kurków, których „rodzice poszli do kina na film dwuseryjny” i zostawili „litr rozpuszczalnika benzynowego i pudło pasty »słońce«, bo dziewczynki zobowiązały się, że doprowadzą parkiet do porządku po tańcach w pantoflach” [112], albo zabawa w „żywe obrazy”, w której „najlepsze były zmagania Barona i Świętego na spluwy, pięści i intelekt, zamieszani w to byli synowie starego Cartwrighta, później zjawiał się kapitan Kloss, zaprowadzający ład i porządek, w końcu doktor Kildare opatrywał rany, a pani Matysiakowa opłakiwała trupy”[140], i jeszcze do tego „obniżony stopień ze sprawowania, oficjalnie za lekceważące podejście do tarczy”[67], i zwracanie przez nauczyciela uwagi na „brudne paznokcie, rozdarty lewy papuć (…), dziurę w granatowych rajstopach (…) zaszytą czerwoną nitką”[41] – to jakiś zupełny kosmos, niemal tak już odległy w czasie, jak gorsety i powozy z „Małych kobietek”? Pojęcia nie mam, chociaż z drugiej strony… pierwsza miłość, nawet, jeśli dzisiaj mniej naiwna i mniej romantyczna, nadal jest przecież pierwszą miłością, tak samo, jak pierwsza dwója i pierwszy zawód doznany ze strony kogoś dorosłego, komu się wierzyło i miało go za wzór, i jak ten globalny bunt, który się w kilkunastoletnim sercu rodzi, gdy się człowiek zorientuje, że „tabliczka marzenia”, w odróżnieniu od tej matematycznej, nie daje wyników pewnych ani nawet przewidywalnych…

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 337
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: