Dodany: 26.11.2020 20:35|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Duchu, duchu... czemu nie mówisz, kto zabił?


Sittaford to komfortowa rezydencja w urokliwym i nieco dzikim (przynajmniej jak na brytyjskie realia z końca lat 20. XX wieku) regionie Dartmoor, blisko południowych wybrzeży Anglii. Jest własnością kapitana Josepha Trevelyana, lecz sam właściciel w niej chwilowo nie mieszka: dwie rodaczki, które powróciły z tropików, zaoferowały mu za czasowy wynajem tak kuszącą sumę, że przeniósł się do sąsiedniej miejscowości, odległej o sześć mil. On i jego przyjaciel, major Burnaby, wciąż się nawzajem odwiedzają, wykorzystując dystans między Sittaford a Exhampton jako okazję do szlifowania formy. Tego wieczoru, jak w każdy piątek, Burnaby powinien wybrać się z wizytą do Trevelyana, ale ze względu na zaśnieżone drogi zrezygnował z wyprawy, wobec czego, podobnie jak większość lokatorów pobliskich domków, przyjął zaproszenie nowych sąsiadek. Podczas miłego wieczoru jeden z gości wpada na pomysł urządzenia seansu spirytystycznego. Ktokolwiek lub cokolwiek porusza stolikiem, najwyraźniej chce zakomunikować zebranym coś przerażającego: wedle „ducha” kapitan Trevelyan nie żyje, został zamordowany! Burnaby, choć uważa, że spirytyzm to bzdury, jest wyraźnie zaniepokojony, i mimo niekorzystnej pogody natychmiast rusza do Exhampton. Jak się okazuje, wiadomość z zaświatów była prawdziwa…

Inspektor Narracott, który zajmie się tą sprawą, dość szybko wytypuje podejrzanego, ale tak naprawdę śledztwo ruszy z miejsca dopiero, gdy do akcji wkroczy para samozwańczych (i zamiejscowych) detektywów: Charles Enderby, dziennikarz przybyły do Exhampton w celu wręczenia nagrody zwycięzcy gazetowego totalizatora, a w zastanej sytuacji upatrujący szansę na stworzenie sensacyjnego materiału reporterskiego, który będzie początkiem prawdziwej kariery („Musimy jak najszybciej natrafić na jakiś sensacyjny dalszy ciąg, bo inaczej sprawa straci na znaczeniu. A to byłby dla mnie pech! Pierwszy raz mi się zdarza, że znalazłem się na miejscu przy takiej aferze. Muszę to wykorzystać. Charles, mój chłopie, nadeszła twoja życiowa szansa. Wyciągnij z tego wszystko, co się da. Nasz wojskowy przyjaciel, jak widzę, niedługo będzie jadł mi z rączki — żebym tylko nie zapomniał, że mam się do niego odnosić z należytym respektem i często mówić »panie majorze«. Ciekaw jestem, czy walczył w czasach indyjskiej rebelii. No nie, to przesada, nie jest aż taki stary. Pewnie w wojnie burskiej, tak, na pewno Trzeba o to zapytać, w ten sposób go oswoję. I rozważając w myślach te zbożne plany, pan Enderby powędrował pod Trzy Korony”[1]), oraz Emilia Trefusis, racjonalna i przedsiębiorcza narzeczona siostrzeńca ofiary, która „prawdę mówiąc, chciałaby zatrudnić pana Enderby’ego jako osobistego prywatnego detektywa. Żeby chodził tam, gdzie mu każe, pytał o to, co ona chce, i w ogóle stał się jej wiernym niewolnikiem. Lecz zdawała sobie sprawę, że musi przedstawić tę propozycję w sposób dla niego pochlebny i przyjemny. Chodziło wyłącznie o to, żeby ona była szefem, lecz sprawę trzeba przeprowadzić taktownie.
— Chciałabym — powiedziała — mieć uczucie, że mogę na panu polegać.
Miała przemiły głos, jedwabisty i kuszący. Gdy wygłosiła to ostatnie zdanie, w piersi pana Enderby’ego zrodziło się postanowienie, że ta urocza, bezbronna dziewczyna będzie mogła na nim polegać w całej rozciągłości”[2].

Szóstego zmysłu za grosz nie posiadam, przysięgłabym też, że „Tajemnicy Sittaford” wcześniej nie czytałam, a jednak w jakimś porywie intuicji (albo logicznego wnioskowania?) udało mi się stosunkowo wcześnie właściwego mordercę wytypować. Po czym, zmylona kolejnymi przesłankami, przeniosłam swoją uwagę na inną osobę – jak się okazało, niesłusznie. I to właśnie lubię w kryminałach – nie wiedzieć aż do końca, czy dobrze myślę. Co prawda nie jestem do końca przekonana do pewnego elementu intrygi – mianowicie do techniki przekazywania komunikatów przez „duchy” („stolik zaczyna wystukiwać po literze na przykład jakieś nazwisko”[3], to znaczy, jak wystukuje? Alfabetem Morse’a? Odliczając od początku: „a” – jedno stuknięcie, „z” – dwadzieścia cztery?) i tego, czy stolikiem od początku manipulowała jedna osoba, czy w pewnym momencie włączył się ktoś inny? (ta ostatnia opcja wydaje mi się nieprawdopodobna, bo jeśli uczestnicy nie byli wcześniej umówieni, że jeden odda pałeczkę drugiemu, to przecież ten pierwszy zorientowałby się, że ktoś próbuje go pozbawić możliwości udawania ducha…) – ale cała reszta składa się w całkiem sensowny ciąg.

Jednak, jak to zwykle bywa w przypadku dzieł Lady Agathy, bardziej od samej intrygi zajmował mnie kontekst psychologiczno-socjologiczny, te wszystkie celnie, żeby nie powiedzieć: złośliwie sportretowane charaktery, te smaczki sytuacyjne, dzięki którym czytelnik wyłapuje stereotypy myślowe i typowe zachowania mieszkańców angielskiej prowincji.
Oto, jak właściciele domków w Sittaford zareagowali na nowego sąsiada: „owszem, przyznawali, że to człowiek spokojny i bardzo na miejscu, ale… czy to na pewno ktoś z towarzystwa? A nuż to jakiś kupiec, który wycofał się z interesów? Jednakże nikt nie śmiał go o to pytać, a nawet uważano, że lepiej takich rzeczy nie wiedzieć. Bo gdyby się wiedziało, sytuacja stałaby się niezręczna, a przecież w takiej małej społeczności trzeba utrzymywać kontakty towarzyskie…”[4].
A oto, jak inspektor Narracott z iście policyjną powściągliwością i trzeźwością odniósł się do spirytystycznych rewelacji, poprzedzających morderstwo:
„Jego domeną działania jest świat fizyczny, a nie pozagrobowy. Jego obowiązkiem jest wyśledzenie mordercy. A żeby to osiągnąć, nie potrzebuje pomocy duchów”[5],
i jak zręcznie potrafił wywnioskować, co konkretnie ma zmarłemu krewnemu za złe Sylwia Dering: „zachował się naprawdę bardzo ordynarnie wobec Martina. Oczywiście, wuj był filistrem w pełnym tego słowa znaczeniu. Obchodził go tylko sport. Jak mówiłam, zupełnie nie doceniał literatury.
„Małżonek prosił o pożyczkę i spotkał się z odmową”, pomyślał inspektor”[6].
Dowcip tkwiący w starciu dwóch różnych temperamentów i poziomów ogłady pięknie widać w dialogu kapitana Wyatta z ornitologiem Rycroftem:
„– Gdzie się podziała ta suka? Przystojna dziewczyna – dodał.
Jednoczesne łączenie różnych wątków było dla umysłu kapitana czymś najzupełniej naturalnym, mniej naturalnym natomiast dla pana Rycrofta, który obrzucił go zgorszonym spojrzeniem”[7].
A cóż dopiero mówić o postaciach takich, jak panna Karolina Percehouse, która dostarcza Emilii precyzyjnej charakterystyki każdego z mieszkańców Sittaford, nie pomijając własnego siostrzeńca, i pani Curtis, która taką samą, acz nieco inaczej podaną porcją wiedzy gotowa jest uraczyć każdego, jednakże widząc słomki w oczach wszystkich swych bliźnich, we własnym belki widzieć nie zamierza:
„– Nie ma nic lepszego jak służba z kolonii – oświadczył major Burnaby. – Znają swoją pracę i nie gadają.
Aluzja, jaką zawierało ostatnie zdanie, nie dotarła do pani Curtis” [8]!
I o małżonku drugiej z nich, który niespodziewanie ma w tej historii ostatnie słowo (nie licząc kwestii narratora):
„– Aha — powiedział pan Curtis i pyknął z fajki.
– To był przystojny chłop, ten George Plunkett – wspominała pani Curtis.
– Aha – powiedział pan Curtis.
– Ale odkąd się ożenił z Belindą, nigdy nawet nie spojrzał na inną kobietę.
– Aha – powiedział pan Curtis.
– Nigdy by mu na to nie pozwoliła – dodała pani Curtis.
– Aha! – powiedział pan Curtis” [9].

Przyłapałam co prawda autorkę na jednej nieścisłości – Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu ale ponieważ nie jest to istotne dla rozwiązania intrygi, uznałam, że można przejść nad tym do porządku dziennego. Zwłaszcza, że całość dostarczyła mi takiej przyjemności.

[1] Agatha Christie „Tajemnica Sittaford”, przeł. Maria Biernacka, wyd. Prószyński i S-ka, 2001, s. 65-66.
[2] Tamże, s. 88.
[3] Tamże, s. 119.
[4] Tamże, s. 12.
[5] Tamże, s. 58.
[6] Tamże, s. 79.
[7] Tamże, s. 178.
[8] Tamże, s. 177.
[9] Tamże, s. 254.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 394
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: