Dodany: 18.08.2020 23:20|Autor: yyc_wanda

Czytatnik: Przeczytane... oglądane...

1 osoba poleca ten tekst.

Mammy Ruth, czyli odcinanie kuponów od dobrze sprzedającego się tematu


Ruth’s Journey: The Authorized Novel of Mammy from Margaret Mitchell’s Gone With the Wind – McCaig Donald; ocena: 2

Czego spodziewałam się sięgając po powieść, której bohaterką jest Mammy, opiekunka panien O’Hara z „Przeminąło z wiatrem”? Przede wszystkim klimatu podobnego do tego z oryginalnej powieści, a także nowego spojrzenia na dobrze znanych nam bohaterów. Niestety, nic takiego w „Ruth’s Journey” nie znalazłam. Po pierwsze, bohaterka McCaiga niewiele ma wspólnego z Mammy z powieści Margaret Mitchell. Po drugie, samej Ruth/Mammy nie ma zbyt wiele w powieści, która, wydawałoby się, powinna być jej poświęcona.

Powieść McCaiga podzielona jest na trzy części. Bohaterką części pierwszej i najbardziej rozbudowanej jest Solange Escarlette Fornier, która wraz z mężem wyimigrowała z Francji na Saint Domingue, ówczesną kolonię francuską. Otrzymana w prezencie ślubnym plantacja cukru, która miała zapewnić młodym małżonkom dostatni żywot, okazała się ruiną zdewastowaną przez rebeliantów. Donald McCaig nie raczył zapoznać nas z datami wydarzeń, które tworzą tło historyczne jego powieści, więc mogę się tylko domyśleć, że był to początek XIX wieku, kiedy rodowici mieszkańcy Saint Domingue walczyli o wyzwolenie spod francuskiej opresji i zniesienie niewolnictwa.

Solange jest postacią mało interesującą i dodatkowo niezbyt sympatyczną, ale brnęłam przez jej historię ze względu na Ruth, kilkuletnią dziewczynkę, sierotę, która jako jedyna przeżyła atak i wymordowanie całej rodziny. Kto dopuścił się mordu – tubylcy czy też żołnierze Napoleona – nigdy nie zostało wyjaśnione. Ruth została znaleziona przez Augustyna Forniera podczas jednej z jego akcji w terenie i oddana pod opiekę jego żony, Solange. Po długawym opisie sytuacji francuskich żołnierzy i ich rodzin zamkniętych na wyspie z rebeliantami i otoczonych brytyjską blokadą, dostajemy dziwaczną i mało przekonywującą historię ucieczki rodziny Fornier z małą Ruth do Ameryki.

W Savannah, mieście w którym przyszło zaczynać nowe życie rodzinie Fornier, Solange jest ciągle główną bohaterką, do czasu gdy prawie dorosła już Ruth (chyba piątnastoletnia) poznaje Jehu, swojego przyszłego męża i razem z nim wyjeżdża do Charleston w Południowej Karolinie. To małżeństwo jest również dziwaczne jak cała opowieść. Jehu jest Mulatem, któremu biały ojciec-plantator nadał wolność. Wyuczył się fachu stolarskiego, dobrze zarabiał i stać go było na to, by wykupić Ruth jako swoją niewolnicę, którą zresztą potraktował przy pierwszym zbliżeniu seksualnym dokładnie tak jak biali właściciele traktowali niewolnice. Jego miłosne wyznanie brzmiało: „Należysz teraz do mnie. Bądziesz robić to, co ja chcę”. Ale Ruth była zakochana i oddała mu się z wielką ochotą. Później, gdy była w ciąży, wymogła na nim, by wziął z nią ślub dla dobra dziecka. Nigdy jednak nie postarał się o to, by wykupić jej wolność, ze względu na koszty takiego przedsięwzięcia. I to nie dlatego, że nie miał pieniędzy, bo był wziętym fachowcem, ale dlatego, że ciułał i zbierał na kupkę, na czarną godzinę.

Czarna godzina nadeszła szybciej, niż się tego można było spodziewać, bo Jehu wziął udział w zamieszkach czarnych, skierowanych przeciw białym i skończył na szubienicy, a cały jego dorobek, w tym również jego żonę-niewolnicę przejęło miasto. I tak też Ruth wraz z córką wylądowały na targu niewolnikami.

I znów, w sposób mało prawdopodobny, niewolnica Ruth rozstaje się z nowym właścicielem i przyjeżdża do Savannah, gdzie zjawia się niespodziewanie u Solange. W tym momencie dowiadujemy się, że Solange wyszła po raz trzeci za mąż, tym razem za Pierre’a Robillarda i wkrótce ma się urodzić mała Ellen. Jej dwie starsze siostry – Pauline i Eulalie – pochodzą z poprzednich małżeństw Solange. W telegraficznym skrócie dowiadujemy się szczegółów wielkiej miłości Ellen do jej kuzyna-ladaco, Philippe Robillarda, a po jego śmierci, o przyjęciu oświadczyn Geralda O’Hary.

Wszystkie te historie nagromadzone w części pierwszej i drugiej są krótkie, niezbyt interesujące i wykreowane po to, by stworzyć tło i powiąznie z bohaterami powieści Margaret Mitchell.

W części trzeciej, po przyjeździe na plantację Tara, po raz pierwszy dostajemy narrację pierwszoosobową Ruth. I tu zaczyna się droga przez męką, bo jej relacja jest w slangu murzyńskim. Oto próbka:

„Miss Katie waits talk to she Papa until family done eatin’dinner and Miss Ellen upstairs with Carreen who has got the sniffles.
Master Gerald in the chair Miss Ellen brought in when she gives he old chair to Big Sam. After so many years, new chair look as poorly as old chair. Everything get poorly ‘thout we noticin’.
This evenin’Master Gerald am satisfy. Prices good, we had good rains and cotton bolls tight and burstin’. Master Gerald has bit he cigar and poured he drink of whiskey not knowin’ a powder keg ‘bout to explode.” (str. 319)

Czytanie ponad stu stron tym zdeformowanym językiem jest męczące i denerwujące. Dodatkowo Tara z powieści McCaiga niczym nie przypomina Tary z PzW. Owszem, mamy liczne nawiązania do osób z powieści Mitchell, ale są one krótkie i mało ważne i wciśnięte po to, by przypomnieć czytelnikowi, że obracamy się w tym samym środowisku, w którym wyrastała Scarlett O’Hara. Sama Scarlett, a raczej Miss Katie, jest nie do rozpoznania. Kocha konie, nie interesują ją chłopcy. Zadaje się z dżokejami i chłopcymi stajennymi, w przebraniu za chłopca planuje wziąć udział w wyścigach konnych – o czym jej rodzina, za wyjątkiem Mammy, nie ma zielonego pojęcia. Zdemaskowana, zostaje wysłana do szkoły dla dziewcząt, by nabrała odpowiednich manier, a po powrocie zamienia się w lwicę salonów i pogromczynię męskich serc. Powieść kończy się tam, gdzie rozpoczynało się PzW, czyli nawiązaniem do imprezy barbeque w Dwunastu Dębach.

Książka McCaiga, nawiązująca do słynnej powieści Margaret Mitchell i autoryzowana przez Mitchell estate, jest skierowana głównie do fanów PzW. Czy zainteresowałabym się nią kiedykolwiek, gdyby nie postać Mammy? Na pewno nie i zaoszczędziłabym sobie rozczarowania. „Ruth’s Journey” w sposób sztuczny i na siłę nawiązuje do słynnego oryginału. Główna bohaterka niewiele ma wspólnego z Mammy O’Hara, a w dodatku jej postać nabiera literackich barw dopiero w drugiej połowie powieści. Pierwsza część poświęcona jest jej opiekunce/właścicielce, Solange Fornier. Być może powieść byłaby ciekawsza, gdyby autor skupił się na swoim pomyśle, bez konieczności dopasowywania losów bohaterów do wydarzeń z pierwowzoru. Ale widocznie sukces jego poprzedniej powieści, zaludnionej bohaterami z PzW, zachęcił go do dalszego eksploatowania tak dobrze sprzedającego się tematu.

Zobacz też: Projekt „Przeminęło z wiatrem”

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 300
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: