Dodany: 17.04.2020 16:56|Autor: natalkasia1992

Książka: Jedz, módl się, kochaj
Gilbert Elizabeth

1 osoba poleca ten tekst.

Nudź się, nudź się, nudź się czytelniku!


Elizabeth Gilbert, to kobieta, która w wieku trzydziestu lat miała niemal wszystko. Solidne wykształcenie, męża, intratną posadę i własne cztery kąty. A jednak to jej nie wystarczało. Postanowiła rozwieść się z mężem. Nie czuła się bowiem ani szczęśliwa, ani spełniona. Wręcz przeciwnie – była nieustannie przybita, towarzyszyły jej smutek i lęk. Wciąż czegoś jej brakowało i pragnęła zmian. Pewnego dnia zdecydowała się, więc rzucić wszystko i wyruszyć w świat. Udała się w roczną podróż, podczas której odwiedziła Włochy, Indie i Indonezję, a książka „Jedz, módl się, kochaj”, to zapis jej doświadczeń, wrażeń i refleksji z podróży.

Zapowiadała się naprawdę świetna lektura. Okazała się natomiast szmirą, jakich mało. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czytałam tak słabą, a przede wszystkim tak nudną książkę.

Zacznijmy od głównej bohaterki, a zarazem autorki. Działała mi na nerwy już od pierwszych stron. Drażniły mnie jej poglądy, podejście, zachowanie, decyzje. I zapewniam – wcale nie dlatego, że brak mi tolerancji czy empatii... Elizabeth to zapatrzona w siebie egoistka. Cechuje ją skrajnie hedonistyczne podejście do życia. Lubi sobie dogadzać na każdym kroku, a przy tym odznacza się niebywałym narcyzmem i zachowuje się tak, jakby była pępkiem świata. Obcowanie z jej tokiem myślenia i stylem narracji to wyjątkowo irytujące i wyczerpujące doświadczenie. Ta książka miała być przyjemną i lekką lekturą, a tymczasem naprawdę zmęczyła mnie psychicznie.

„Jedz, módl się, kochaj” w założeniu miało traktować o poszukiwaniu siebie. Spodziewałam się więc wielu życiowych refleksji. Niestety, na założeniu i moich zawiedzionych oczekiwaniach się skończyło. Owszem, autorka niby dzieli się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami. Pisze o nich z patosem, usilnie starając się przedstawić je jako bardzo głębokie i wzniosłe. Tyle, że – delikatnie mówiąc – słabo jej to wychodzi. Jej przemyślenia są pseudożyciowe i w gruncie rzeczy porażająco płytkie. Miałam wrażenie, że czytam zapiski znerwicowanej, rozhisteryzowanej i całkowicie rozchwianej emocjonalnie nastolatki, a nie dorosłej, wykształconej kobiety.

Styl Gilbert jest po prostu tragiczny. Jej wywody to niespójna, kompletnie chaotyczna paplanina o wszystkim i o niczym. Widać, że autorka bardzo się starała, by brzmiało to inteligentnie, ale niestety nie brzmi. W kółko powtarza to samo. Całościowo narracja tej książki to jeden wielki bełkot – dużo słów, lecz mało treści. Chyba miało być lekko i z humorem, ale wyszło prostu infantylnie i żałośnie.

Ponadto – od strony technicznej – do szału doprowadzały mnie króciutkie rozdzialiki. Ciężko je nazwać rozdziałami. Były one przesadnie krótkie, a przy tym wydzielone zupełnie bez ładu i składu. Dosłownie miałam wrażenie, że początek i koniec każdego z nich wyznaczała jakaś maszyna losująca. Podział ten jest, według mnie, kompletnie niefunkcjonalny, nielogiczny i do tego rozprasza.

Jak już wspominałam, „Jedz, módl się, kochaj”, to opowieść o podróżach do Włoch, Indii i Indonezji. Wątków stricte podróżniczych jednak jest w książce jak na lekarstwo. Autorka skupia się głownie na sobie. Część pierwsza, poświęcona Włochom, to właściwie tylko nieustające zachwyty nad włoską kuchnią. W szczególności nad makaronem. I to by było na tyle. Część druga, w której mowa o Indiach, jest najbardziej męcząca. Elizabeth opisuje swój pobyt w indyjskiej aśramie. Sekciarskie klimaty, medytacje, medytacje i jeszcze raz medytacje. A potem medytacje o medytacjach. I... Właściwie to nic więcej z tego rozdziału nie pamiętam. No i w końcu Indonezja. Tu już coś zaczyna się dziać. Na tle poprzednich części, ta jest nawet, nawet. Powoli zaczyna dawać się czytać. Ale szału nadal nie ma. A co tam było w tej Indonezji? Elizabeth tam była. A poza tym? No... Ciężko powiedzieć.

Zdarza się co prawda, że czytając, natkniemy się tu i ówdzie na zdawkowe, kilkuzdaniowe informacje kulturowe, ale są one mało ciekawe i bardzo encyklopedyczne. Mam wrażenie, że autorka dosłownie wzięła do ręki jakąś encyklopedię i przepisała z niej jakiś fragment do swojej książki, bo wypadałoby jednak coś na ten temat powiedzieć, a ona od siebie nie ma do powiedzenia nic.

Przez niemal pięćset stron nie działo się zupełnie nic. Książka jest nudna jak flaki w oleju. Do tego przegadana i ogromnie przereklamowana. Jestem z siebie dumna, że dobrnęłam do końca i nie porzuciłam jej w trakcie, choć wielokrotnie miałam taki zamiar. Czuję się jednak oszukana. Zapowiadało się na klimatyczną historię o poszukiwaniu siebie, pełną życiowych refleksji i podróżniczych smaczków, a co dostałam? Naiwną historyjkę, w której prawdziwość, nawiasem mówiąc, trudno uwierzyć. Do tego kiczowatą, pozbawioną jakiegokolwiek klimatu i głębi, która zamiast poruszyć i zachwycać, przede wszystkim nudzi, wkurza i niebywale męczy, w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Książki, rzecz jasna, nie polecam. Chyba, że ktoś lubi pseudożyciowe, naiwne historyjki o wszystkim i o niczym, pełne nieuzasadnionego patosu. Jedyny plus mogę przyznać za wyjątkowo trafnie dobrany tytuł. Bowiem dokładnie mówi, o czym jest książka. Wiem, że autorka opublikowała kolejną część swoich perypetii, ale nie mam zamiaru się z nią zapoznawać. Szkoda mi czasu.

Na podstawie tej historii powstał film o tym samym tytule, wyreżyserowany przez Ryana Murphy'ego. Główną rolę zagrała Julia Roberts. Sama jeszcze go nie oglądałam, ale szczerze mówiąc, jestem bardzo ciekawa tej adaptacji.

[Recenzję opublikowałam również na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 820
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 17.04.2020 18:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Elizabeth Gilbert, to kob... | natalkasia1992
Nie oglądaj, też szkoda czasu. Jedna jaskółka wiosny nie czyni, jedna Julia R. nie ratuje gniota. Po dziesięciu minutach zaczęłam ziewać, a dalej było równie nudno. W skali filmwebowej dałam 3/10.
Użytkownik: Pingwinek 18.04.2020 02:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Elizabeth Gilbert, to kob... | natalkasia1992
Twoja recenzja utwierdza mnie w przekonaniu o słuszności podjętej już dawno decyzji, by "Jedz, módl się, kochaj" omijać z daleka. Zastanawiam się, czy na książce i stylu Elizabeth Gilbert wzorowała się w swoich nowszych "Blondynkach" (które mało już przypominają pozycje rzeczywiście "podróżnicze") Beata Pawlikowska.
Użytkownik: natalkasia1992 18.04.2020 10:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Twoja recenzja utwierdza ... | Pingwinek
Oj, nie wiem. Książek Pawlikowskiej nie znam, więc ciężko mi coś na ten temat powiedzieć. :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: