No to czas na romanse - Witkiewicz
Jeszcze się kiedyś spotkamy (
Witkiewicz Magdalena)
No i stan kwarantanny za granicą wymógł na mnie nareszcie lekturę powieści o charakterze romansowym. I... całkiem dobrze. Mój znajomy czyta wszystkie Harlequiny i jest niezwykle zadowolony, bo niczego z nich nie pamięta. Podobnie jest ze mną: nie pamiętam przeciętnych powieści sensacyjnych, które lubię. A ten pierwszy romans będę pamiętał.
Przeznaczenie, pamięć genetyczna starczego pokolenia, powtarzanie kroków i decyzji babci. A wnioski? Korzystaj z dnia, co oznacza "Size the Day", ale to napisał Saul Bellow. Nasza Witkowska poszła w tym samym kierunku, ale trochę na okrągło.
Wojna w Grudziądzu i teraźniejszość w Gdańsku (ostatnio sporo Motławy, Gdyni i miejsc mi zupełnie nieznanych). Oni na wojnie i to w Wermachcie, one czekają. Element żydowski i złej Niemki. Ona kocha i czeka i... się na jedną noc zapomina. On wraca, a potem już nie. Drugi zostaje i się nią opiekuje.
Chyba przesadzam ze schematyzmem.
Ona kocha, on wyjeżdża do Stanów i tam poznaje knedliczki Jany. Nie wraca, ona czeka. I... wyrywa się z magicznego kręgu starszego pokolenia w ramiona człowieka, którego chyba nie do końca kocha, ale buduje sobie z nim szczęście (nie wiem, jak).
Nie zdawałem sobie sprawy, że mamy taką rodzimą literaturę. Odkrycie? Chyba tak. Koniec z "wysoką półką" ("Wiedźmin", "Pan lodowego ogrodu", "Sapiens"). Czas na poważny, polski romans. Otwarcie nie było najgorsze, próbujmy dalej, dość już Chyłek i Mrozów (Remigiuszów), dość Eco i... Winnych. Czas na polski romans.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.