Dodany: 20.02.2020 17:03|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Dorastanie na pograniczu


Piotruś (albo Peter, jak mówi o nim część rodziny) przychodzi na świat kilkanaście lat po wojnie, lecz w realiach na tyle szczególnych, by wojna i związane z nią tematy wciąż zaprzątały myśli otaczających go ludzi. Jest mianowicie synem autochtonki z Opolszczyzny, której poprzedni narzeczony poległ w bitwie o Anglię, walcząc po stronie najeźdźców, i byłego partyzanta spod Gór Świętokrzyskich. Zamieszkali we Wrocławiu, w kamienicy dawniej należącej do krewnych słynnego niemieckiego pisarza. Helga z domu König (po nastaniu polskiej władzy zapisana w papierach jako Helena Konik), jeszcze w latach sześćdziesiątych wierzy, że dawni mieszkańcy wrócą i nie pozwala nikomu ruszać pozostawionego przez nich mienia, nieważne, czy to meble, książki, stare gazety, nazistowski mundur czy zawekowany smalec. Inni lokatorzy, niezależnie zresztą od wyjściowej narodowości, nie mają do materialnego status quo aż tak nabożnego stosunku, tym bardziej, że wedle krążących pogłosek Freytagowie mogli zostawić po sobie coś, co w kategoriach dzisiejszego postrzegania można uważać za skarb. Rozmowy i zachowania dorosłych pobudzają dziecięcą wyobraźnię chłopca w równym stopniu, jak obecność za ścianą, w drugiej połowie przedzielonego zgodnie z socjalistycznymi normami byłego mieszkania Freytagów, prześlicznej Laurki, córki przodownika pracy, której rodowód jest tak samo skomplikowany, jak Piotrusia, tyle, że w nieco inny sposób (ale to się okaże dopiero wtedy, gdy jej ojciec zechce zmienić nazwisko). Jeszcze wiele lat później, kiedy Piotr i Laura będą już całkiem dorośli, historia kamienicy wciąż będzie odciskała swoje piętno na życiu mieszkańców, uświadamiając im upływ czasu i względność osądów…

„Dom tęsknot” to świetny bildungsroman i zarazem literatura pogranicza z doskonale zarysowanym – nawet, jeśli miejscami dla lepszego efektu przerysowanym – tłem społeczno-obyczajowym. Lokalizacja akcji w powojennym Wrocławiu (nie bez powodu tam właśnie, czego się domyślimy, patrząc na datę i miejsce urodzenia autora) pozwoliła to tło nakreślić szczególnie szeroko, bo oprócz typowo peerelowskich smaczków w rodzaju wspomnianego już przymusowego dzielenia nadmetrażowych mieszkań, ingerencji partii w prywatne sprawy członków, podejścia władz do kwestii religijnych czy zestawienia asortymentu handlu detalicznego z tym przybywającym w zagranicznych paczkach, możemy być świadkami nieustającego ścierania się kultur. I to więcej niż dwóch, bo wszak powojenni Niemcy, dość energicznie odcinający się od nazistowskiej przeszłości, a etnicznie różnorodni bodaj bardziej, niż przed wojną, to już zupełnie inna populacja, niż ci, którzy z różnych powodów w Polsce pozostali, ulegając mniejszej lub większej asymilacji, podobnie jak repatrianci z Kresów, dla których to miejsce jest ojczyzną tylko dlatego, że tę wcześniejszą im odebrano.

Jeśli dodać do tego wyborny styl i dużą vis comica, widoczną w sposobie, w jaki narrator przedstawia własne myśli i obserwacje, zyskujemy świetną lekturę, od której niełatwo się oderwać – a jeśli już, to po to, żeby sobie wynotować parę mądrych cytatów, na przykład takich:

„Tęsknota to piękne uczucie. Podobne do miłości, ale smutniejsze. Tęsknota to takie uczucie jak smutna miłość. Uczucie rozpamiętywania tego, co było najpiękniejsze, i zapominania tego, co było złe. Przypominania sobie rzeczy, które w ogóle się nie zdarzyły i życia z nadzieją, że jeszcze kiedyś się powtórzą. (…). To właśnie w tęsknocie jest pociągające. Pewność tego, że byłeś w miejscach, co do których nawet nie jesteś pewien, że istnieją, i wiara, że jeszcze kiedyś do nich wrócisz. Spotkasz tam kogoś, z kim byłeś szczęśliwy przez chwilę tak krótką, że zauważyłeś to dopiero wtedy, gdy było za późno, a teraz oglądasz się, patrzysz za siebie i masz wrażenie, że widzisz ją na horyzoncie czasu i zaraz chwila ta będzie ci dana ponownie, a ty będziesz tym razem na nią gotów i całym ciałem się w niej rozsmakujesz”[1];

„Czasami człowiekowi się wydaje, że idzie ulicą marzeń, a przy jej końcu okazuje się, że to ślepa uliczka”[2];

„…najbardziej ciążą nam te sprawy, które nie są opowiedziane. Tak już jest, że jak człowiek o nich komuś powie, to robi mu się lżej na duszy. Tak jakby nasz smutek przylepiał się do słów i wraz z nimi od nas odchodził”[3];

„Jeśli każda książka jest osobnym istnieniem, to biblioteka jest rodzajem arki, w której istnienia te chowa się, by przetrwały na zawsze. Czasem taka arka musi odbić się od brzegu i szukać dla nich nowego bezpiecznego lądu. Bywa, że za długo płynie i ląduje w miejscu, gdzie już nikt nie potrafi – albo nie chce – przeczytać ich treści, i tak książki stają się nieme. Przez jakiś czas próbują powiedzieć coś w niezrozumiałym dla odkrywców języku, ale zniechęcone ich obojętnością zatrzaskują się w sobie. Żyją od tej pory same dla siebie, strzegąc swoich bohaterów. Skąpią urody słów, lekkości metafor, urody opisów. Nie wypuszczają w świat cytatów, nie uczą znaczenia i wagi słów. Stoją całkowicie obojętne, obrażone na historię, która odebrała im moc panowania nad człowiekiem”[4].

Ta książka, choćby ze względu na same walory językowe, nie powinna żyć sama dla siebie!

[1] Piotr Adamczyk, „Dom tęsknot”, wyd. Agora SA, 2014, s. 395-396.
[2] Tamże, s. 399.
[3] Tamże, s. 447.
[4] Tamże, s. 87.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 451
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: