Dodany: 22.03.2019 15:22|Autor: LouriOpiekun BiblioNETki

Książka: Babbitt
Lewis Sinclair

1 osoba poleca ten tekst.

Amerykańska dulszczyzna


Wkrótce upłynie 100 lat od wydarzeń, opisanych w powieści "Babbitt" Sinclaira Lewisa, a tak niewiele zmieniło się w społeczeństwie. Ba! odnieść raczej można wrażenie, że ta (raczej gorzka) satyra na miałkość życia nowobogackich jest jeszcze bardziej aktualna, a krytyka nie skłoniła nuworyszy do przyjmowania modus vivendi, który byłby bardziej godny szacunku.

Tytułowy bohater, George F. Babbitt, to typowy burżuj i filister. Dorobił się na bezlitosnych spekulacjach handlowych, podpierając powodzenie konformizmem, pozwalającym żyć w przyjaźni z tymi, którzy biznes mogą ułatwić - bo zajmują decyzyjne stanowiska. Jego żona Myra, niczym pokorna krowa, prowadzi dom i przymyka oczy na ewentualne wyskoki mężusia. Z trójki dzieci, Babbitt, nadzieje pokłada tylko w dziesięcioletniej Tince. Pozostałe - wkraczający w dorosłość Ted i Verona, interesują się bowiem odpowiednio mechaniką samochodową (zamiast studiami) i dysputami filozoficznymi (zamiast umiejętnościami pani domu). Co gorsza - cała praktycznie rodzina ogarnięta jest swoistym towarzyskim wyścigiem szczurów i troską o to, "co ludzie powiedzą" - należy tak jak wszyscy sąsiedzi krytykować niewłaściwe poglądy (tu: związki zawodowe, swobody obyczajowe, niezaradność finansowa) oraz żyć na pokaz na odpowiednim poziomie: wydawać przyjęcia, kupić limuzynę, działać w komitetach kontroli społecznej.

Tu warto wtrącić, że Lewis ostrzem satyry szermuje głównie w prezentacji kilku rodzajów wątków. Do frustracji doprowadzić może Babbitt poprzez swoje fałszywe "walki" z nałogiem palenia. Wyzyskany jest też bardzo nośny temat w USA, czyli prohibicja i wszelkie jej okoliczności (przemyt, faktyczne ekscesy alkoholowe i kpiny z całego systemu). Prócz tego aktualny jest obraz pogoni za nowinkami technicznymi, bez zwracania uwagi na rzeczywistą wartość czy przydatność dla kupującego; osobliwie wpisuje się w to (będąca dziś zmorą społeczną) raczkująca pseudonauka i poppsychologia - w powieści reprezentują ją kursy korespondencyjne, które są zwykłym nabieraniem naiwniaków, którzy chcieliby ominąć standardową drogę wykształcenia.

I nagle w tej całej drobnomieszczańskiej, pełnej samozadowolenia, konstrukcji pojawia się rysa. George Babbitt zaczyna czuć znużenie rozmienianiem się na drobne, oddawaniem talentu na pastwę miałkiej pogoni za pieniądzem. Pojawiają się chwile zwątpienia, poszukiwanie siebie i wewnętrzny pociąg do nadania życiu sensu i głębi. Niesatysfakcjonujące staje się życie "na poziomie", a pojawia się potrzeba uznania - bo Babbitt odczuwa brak własnej wartości czy właściwości, zaś uznanie ze strony podobnych sobie nie ma smaku:

"(...) Babbitt widział - i prawie się przyznawał, że widzi, iż jego sposób życia jest wprost nie do zniesienia zmechanizowany. Zmechanizowany business - sprytne sprzedawanie źle budowanych domów. Zmechanizowana religia - suchy, jałowy kościół, nie mający nic wspólnego z prawdziwym życiem miasta, nieludzko czcigodny jak cylinder. Mechaniczna gra w golfa i proszone obiady, brydż, rozmowy. Z wyjątkiem Paula Rieslinga mechaniczne przyjaźnie, poklepywanie się po ramieniu i dowcipy, przyjaźnie nigdy nie dające wytchnienia"[1].

i

"Przyszło mu na myśl, że może całe to życie, jakie znał i prowadził, nie jest nic warte: że niebo takie, jakie je malował wielebny John Jennison Drew, nie jest ani ciekawe, ani prawdopodobne; że robienie pieniędzy nie sprawia mu wielkiej przyjemności, że to wątpliwa zasługa hodować dzieci tylko po to, żeby one hodowały inne dzieci. Jaki w tym wszystkim sens i czego on właściwie chce?"[2]

Dlatego George Babbitt postanawia coś w swym życiu zmienić. Tyle, że nie wie, iż jego droga prowadzić może zarówno na szczyt, jak i w otchłań.

Sincalir Lewis, inaczej niż w "Elmerze Gantry", Babbitta kreuje na bohatera niejednoznacznego, którego poglądy i postawy ewoluują. Niewiele tu też groteskowo jednobarwnych postaci. Najciekawsze jednak jest to, że Lewis poczynił w epizodzie z życia Babbitta świetny portret kryzysu wieku średniego - a termin ten użyty był przecież po raz pierwszy przez psychologa Elliotta Jacques’a dopiero w 1965r.! Te nieporadne poszukiwania samorealizacji, przemożne poczucie, że nie wie sam, czego pragnie, ale na pewno czegoś innego - wszystko to skłania bohatera do zejścia z bezpiecznej ścieżki stabilnej wegetacji. Babbitt chce w końcu poczuć, że żyje, a właściwie przypomnieć sobie, jak to jest mieć siłę i motywację do parcia naprzód. A napędza owo działanie pochodnia nadziei, iż rzucając się na oślep w ciemność, zdobyć można wielkie bogactwo spełnienia i sensu życia. Czy jednak Babbitt uświadamia sobie, że szukając siebie można czasem nie tylko nie odnaleźć niczego nowego lub wartościowego, ale i zagubić to "ja", które się miało do tej pory?

[1] Lewis Sinclair, "Babbitt", przeł. Zofia Popławska, wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy, 1961, s. 300.
[2] tamże, s. 350.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1561
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: