Dodany: 22.12.2018 11:53|Autor: misiak297

Nie tylko "Rota"


Dawniej niewiele wiedziałem o Marii Konopnickiej. Wyimki biograficzne, kilka tytułów, słowa-klucze, nieśmiertelna „Rota”, okropna „Sierotka Marysia”, poruszający „Dym” i dziwaczna „Nasza szkapa”, w finale której dzieci bawiły się z koniem na pogrzebie matki. Później odkrywałem Marię Konopnicką po kolei – najpierw jej biografię, potem nowele – z tych mniej znanych i dziś już czytanych chyba tylko przez literaturoznawców. Zdumiało mnie, jak ciekawą i pełną sprzeczności była osobą. Zachwyciły mnie też jej nowele – pomysłowe, zaangażowane społecznie, wyrafinowane językowo. Niedawno otrzymałem w miłym podarunku tom jej poezji „Złotniejący świat” w wyborze Piotra Matywieckiego. Przyszła zatem pora na poznanie Konopnickiej-poetki. Nie zawiodłem się.

To poezja często zaangażowana społecznie. Widać, że los udręczonego człowieka nie jest Konopnickiej obojętny. Bieda, pogarda, niesprawiedliwość losu, brak perspektyw – to uderza w tych utworach. W przejmującym „A jak poszedł król na wojnę” wojna oczami króla wygląda zupełnie inaczej niż wojna widziana oczami chłopa:

„A jak poszedł król na wojnę,
Grały jemu surmy zbrojne,
Grały jemu surmy złote
Na zwycięstwo, na ochotę...

A jak poszedł Stach na boje,
Zaszumiały jasne zdroje,
Zaszumiało kłosów pole
Na tęsknotę, na niedolę...

A na wojnie świszczą kule,
Lud się wali jako snopy,
A najdzielniej biją króle,
A najgęściej giną chłopy.”[1].

To poezja często zbudowana na mocnych kontrastach. Niewinne, zdawałoby się, pełne barw opisy pejzaży kończą się zaskakującymi puentami, jak w „Ranku w Wenecji”…

„Italio! Dzień kochankiem pospiesza do ciebie;
Na ogromnych twych wodach, na szerokim niebie
Skrzydlate słońce twoje nie wschodzi, lecz wzlata!

Ale ja z krain idę, kędy na dnia progu
Świt, we łzach cały, długo wyprasza się Bogu,
By mu patrzeć nie kazał na stary ból świata”[2].

…czy w „Po burzy”:

„O Panie! Ty konieczne żywiołów niesnaski
Z oblicza ziemi ścierasz prawicą swej łaski
I nie zostawisz śladu klęski albo troski
W przejrzystych sferach ciszy, gdzie masz tron ojcowski.

Ach! czemuż w piersi ludzkiej, rozbitej od gromu,
Zamiast ciszy i tęczy jasnego pierścienia,
Pozwalasz, aby grzmiały głucho, po kryjomu
Echa burzy duchowej, trujące wspomnienia?”[3].

Konopnicka wyczarowuje piórem nasycone obrazy pełne znaczeń. Jej poezja ma w sobie pewną rytmiczność. Tak jak w wierszu o wiecznie tańczącym faunie, który nie zważa na zmieniające się epoki:

„Hellady śmierć, co białą skroń
Złożyła w mirt i róże,
I łoskot Romy zwalonej w gruz,
Przetańczył w tym marmurze.

Zmieniała ziemia bogi swe,
Zmieniało niebo pana,
A w białej willi wciąż tańczył Faun,
Cezara Hadriana.

I padł na niego ruin pył,
Proch przysuł go wiekowy,
A w nieśmiertelnym pląsie swym Faun
Nie podniósł nawet głowy”[4].

Widać w tej poezji balansowanie między lekkością i nieznośnym ciężarem, między pięknem świata, a jego mroczniejszą głębią. To wszystko pochłania, wciąga, a oryginalne brzmienie językowe sprawia, że chce się przy tych utworach zatrzymać. Wiersze wzbudzają rozmaite emocje. „Na cmentarzu” opisuje tragedię matki, która pochowała dziecko. Tymczasem zmarła dziewczynka wstaje z grobu, aby odwiedzić matkę. Oczywiście, to wiersz o rodzinnym dramacie, a jednak w opisie cmentarza, zmienionego świata tkwi groza:

„Jaki świat widny! Jaka noc cicha!
Jak krzyże skrzypią, skrzypią, a jęczą...
Jak macierzanka po grobach dycha...
Jak mgła się winie przędzą pajęczą...

Na tych lipowych wiórach w trumience
Stargałam sobie splecione włosy,
Ścierpły mi nóżki, skostniały ręce,
A oczy pełne gryzącej rosy...”[5].

Są tu wiersze bardzo różne w tonie, to poezja rozmaitych tonów i emocji. Znalazło się tu miejsce i dla przezabawnego utworu o „Muchach samochwałach”, które upijają się w chomikowej gospodzie, wygrażając pająkom i dla porażającego „I groby umrzeć mogą…”, w którym zaglądamy do sarkofagu:

„I groby umrzeć mogą. I śmierć sama
Śmiercią zabita być może...
Oto kamienne łoże,
Sarkofag pusty, rozchylona brama,
Przez którą wiew ten, co leci od wieka
Tchnieniem ciszy, hukiem gromu,
Wywiał prochy człowieka
Z tego, gdzie wiecznym prochem leżeć mniemał — domu.

I groby ożyć mogą. I śmierć sama
Zmartwychpowstała być może...
Oto kwieciste łoże,
Sarkofag pusty, rozchylona brama,
Przez która wiew ten, co leci od wieka
Tchnieniem ciszy, hukiem gromu,
Siew życia przywiał z daleka,
Do tego, co miał śmierci pieczęć nosić — domu”[6].

A bodaj najbardziej przejmującym wierszem w tomie „Złotniejący świat” jest „Tu się droga załamała”, w którym Konopnicka opisuje śmierć syna:

„Tu się droga załamała,
Tu się droga zawróciła,
Gdzie ta brzoza stoi biała
I gdzie stoi ta mogiła...
Gdzie ta prochu garstka mała,
Co bijącym sercem była...
Tu się droga załamała,
Tu się droga zawróciła.

Jeszcze szeptał liść zielony,
Nagle — strząsła go wichura...
Jeszcze śpiewał ptak i nagle
Zamilkł, martwe jeżąc pióra...
Jeszcze widne było słońce,
Nagle — w noc się skryło ciemną...
Jeszcze cichość była polna,
Nagle — świat się wstrząsł pode mną.

Żaden głos nie przemknął głuszą,
Żaden cień nie przemknął drogą,
A wiedziałam — posły idą,
A wiedziałam już — od kogo...
Żaden dreszcz nie zmarszczył toni,
Żaden krzyk nie przebił nieba,
A wiedziałam, że się stanie,
A wiedziałam już, że trzeba.

Anioł, co przede mną stanął
W głuchej ciszy, co aż dzwoni,
Ten miał wielkie, czarne skrzydła
I szeroki miecz miał w dłoni.
Ani prośby, ani groźby
Usta jego nie wyrzekły,
Tylko długo patrzył na mnie,
Tylko z oczu łzy mu ciekły”[7].

Jeśli czegoś mi zabrakło w tym tomie, to jedynie od strony edytorskiej. Posłowie Piotra Matywieckiego jest bardzo ciekawe, aczkolwiek w samych wierszach powinno się pojawić znacznie więcej przypisów (na kilkadziesiąt wierszy jest ich zaledwie trzynaście). Tak dawna poezja jednak wymaga pewnej oprawy, aby stała się przystępniejszą dla dzisiejszego czytelnika. Osobiście nie miałem problemu z językiem, ale przypuszczam, że wiele osób, które sięgnie z ciekawości po „Złotniejący świat”, może poczuć się nieco zagubionych.

Niemniej jest to ciekawy zbiór. Warto dać Marii Konopnickiej szansę jako poetce. Mogą was spotkać całkiem niespodziewane zachwyty – tak jak mnie.

[1] Maria Konopnicka, „Złotniejący świat”, Biuro Literackie, 2000, s. 17
[2] Tamże, s. 40.
[3] Tamże, s. 12.
[4] Tamże, s. 43.
[5] Tamże, s. 60-61.
[6] Tamże, s. 66.
[7] Tamże, s. 75-76.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 262
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: