Dodany: 19.11.2018 22:40|Autor: misiak297

Zapomniane Kasie i Marysie zyskują prawo głosu


Służące – znamy je już dziś raczej tylko z literatury i filmów osadzonych w przedwojennych realiach. Są zwykle barwnym dodatkiem, obiektem anegdotek, tłem. Stały się jednym z elementów minionego świata. Ale przecież ów świat nie minął znów tak dawno. Dzięki „Służącym do wszystkiego” Joanny Kuciel-Frydryszak możemy zajrzeć do tej rzeczywistości spod znaku białego czepeczka, biedy, wykorzystywania, paskudnej dominacji.

W bardzo ciekawym wywiadzie udzielonym Newsweekowi Joanna Kuciel-Frydryszak tak tłumaczy, dlaczego w gruncie rzeczy niewiele wiemy o służących:

„Służące zostały prawie całkowicie wykasowane z pamięci historycznej. W literaturze pojawiają się epizodycznie, zwykle jako bohaterki anegdot. Znikoma lub zerowa obecność służących we wspomnieniach inteligencji – grupy odpowiedzialnej za dokumentowanie historii – odzwierciedla ówczesny, miejscami wręcz nieludzki, stosunek wyższych warstw społecznych do zatrudnianych w domach dziewcząt i kobiet. Traktowano je przedmiotowo, nie miały prawa głosu”[1].

W swojej książce ona oddaje im to prawo głosu – tym nieznanym Marysiom, Róziom, Kasiom, które często szły na służbę z musu (bo na rodzinnych wsiach bieda, zbyt wiele gąb do żywienia, okrutny ojciec, niechętna macocha, wreszcie nieślubne dziecko, które przekreślało wszelkie widoki na dobrą przyszłość) albo w nadziei na lepsze życie (miasto dawało bardziej obiecujące perspektywy). A jednak to zazwyczaj kończyło się zderzeniem światów, istną katastrofą. To się raczej nie miało prawa udać. Młode dziewczyny, które nie miały możliwości się kształcić, nauczyć ogłady, wysławiania się, a nierzadko i higieny, często nie umiały sobie poradzić z pracą, nie rozumiały wymagań swoich pań, walczyły o „niewolniczy kawałek chleba”[2]. Były zazwyczaj traktowane „niedużo lepiej od elektroluksa”[3], traciły nawet swoje imię. Nowe lepsze perspektywy sprowadzały się do prowizorycznego łóżka rozstawionego w kuchni, ciężkiej harówki, pozostawaniu w powszechnej pogardzie, wyrzekaniu się rodziny, własnego życia.

Joanna Kuciel-Frydryszak snuje barwną, wieloaspektową opowieść. Sięga do książek, prasy, relacji, wspomnień, przedwojennych podręczników dla służących. Opisuje sytuację tych dziewcząt od czasu, gdy tkwiły one w pewnym zastanym porządku, który nie miał się zmienić, przez próby wyemancypowania tej grupy społecznej, aż po losy wojenne i powojenne – kiedy instytucja służącej właściwie przestała istnieć, a one same stały się po prostu pracownicami („Dla jednych świat stanął na głowie, dla innych w końcu na nogach”[4].

Cóż, czyta się to z rosnącym przerażeniem. O tym wyrazistym podziale przebiegającym między służbą a jej „właścicielami”. O biciu, o okradaniu, o usankcjonowanym wykorzystywaniu seksualnym (wszak panicz mógł „uczyć się” na służącej, o wyrzucaniu na ulicę, o celowym zamykaniu niewinnym dziewczynom ścieżek potencjalnej kariery (wpisy w książeczkach). Służące były często traktowane gorzej niż sprzęt domowy. Nawet te wieloletnie, które poświęciły swe życie jednej rodzinie, często kończyły w przytułkach, gdy minął ich okres przydatności.

Nie jest to jednak opracowanie tendencyjne. Kuciel-Frydryszak wyraźnie staje po stronie służących, ale do zagadnienia podchodzi obiektywnie, nie zapomina o tym, że wszystko zazwyczaj ma dwie strony – i być może to jest największą wartością tej książki. Przykładowo: służące były niedouczone, często oporne na naukę, nie nadawały się do obranego zawodu, a zatem kierowane do nich pretensje mogły być uzasadnione. Z drugiej strony panie rzadko angażowały się w dokształcanie swoich podopiecznych – wszak same niewiele wiedziały o prowadzeniu domu, nie wychowano ich – no właśnie, na służące. To wszystko ma wiele aspektów. Mamy tu i pracodawców, którzy traktowali służące jak bardzo wadliwy towar, jak i takich, dla których owe Antoniowe, Bazylowe, Marysie i Kasie stanowiły zaufane członkinie rodziny. Mamy służące zabiedzone, poniewierane, tkwiące w tragicznej sytuacji, jak i takie, które nie wywiązywały się ze swoich obowiązków, pyskowały. Są tu i okradane, poniżane służące, i te, które kradły (a nawet molestowały dzieci). Jest w tej książce wiele pogardy, ale także nienawiści. Znajdzie się tu miejsce i dla Józefy Grabowskiej – tak kochanej przez Kazimierę Iłłakowiczównę, jak i dla Genowefy Goryszewskiej, którą z Zofią Nałkowską łączy toksyczna więź. Są tu i służące, które poszły za swoimi rodzinami do getta i do obozu śmierci, a są takie, które denuncjowały swoich pracodawców. Znajdą się tu historie, które każą na nowo zastanowić się nad człowieczeństwem człowieka, jak i takie, które przywracają ludziom owo człowieczeństwo. W „Służących do wszystkiego” zawarty jest też kawał historii Polski – upamiętnienie pewnego porządku (podział na „panów” i „służbę”, na „miasto” i „wieś”, porażający antysemityzm, pielęgnowany m.in. przez Kościół). Niejako mimochodem to wszystko mówi bardzo dużo o dziejach Polski, o kształtowaniu się – nie zawsze chwalebnym - naszej narodowej tożsamości.

Myślicie, że to może nudne? Nic bardziej mylnego. Pięknie to wydana książka, z mnóstwem zdjęć, bogatą bibliografią. A wszystko przedstawione jest tak, że wciąga bardziej niż niejedna powieść. Joanna Kuciel-Frydryszak nie tylko wykonała gigantyczną, rzetelną pracę naukową – swoje odkrycia i wnioski ubrała w fascynującą, bogatą od faktów i ciekawostek opowieść. To ponad czterysta stron – a chciałoby się czytać więcej i więcej. Nie sposób się przy tym nudzić. To prawdziwa uczta.

Właśnie tak powinno się pisać opracowania historyczne!

[1] https://www.newsweek.pl/kultura/ksiazki/niewolnice​-ii-rp-zapomniana-historia-polskich-sluzacych/cjtpnqc [dostęp on-line 19.11.2018]
[2] Joanna Kuciel-Frydryszak, „Służące do wszystkiego”, Wydawnictwo Marginesy, 2018, s. 299.
[3] Tamże, s. 150.
[4] Tamże, s. 390.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1180
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: