Dodany: 04.10.2018 13:12|Autor: misiak297

Książka: Sprawa lodowatych dłoni
Gardner Erle Stanley

1 osoba poleca ten tekst.

Morderstwo i suchy lód


„Wiem, że wiele przeszłaś, Nancy, ale grasz ze mną w jakąś dziwną grę i próbujesz wciągnąć w nią policję. To ci się nie uda”[1].

Jak to w kryminałach Erle’a Stanleya Gardnera bywa, tytułowa sprawa z początku wydaje się pozornie prosta. W „Sprawie lodowatych dłoni” jest wręcz błaha. Piękna dziewczyna – przedstawiająca się jako Audrey Bicknell – przychodzi do kancelarii Perry’ego Masona i prosi go o odebranie wygranej po wyścigach konnych. Cóż, to początek kryminalnych perypetii.

Okazuje się, że rzekoma Audrey to Nancy Banks, której brat – Rodney – został oskarżony o defraudację. Nancy zrobi wiele, żeby ocalić brata. I kiedy można odnieść wrażenie, że wszystkie sprawy zostały załatwione, pojawia się trup. Ktoś wpakował kulkę wyjątkowo wrednemu typowi, paserowi i manipulantowi. Główną podejrzaną jest Nancy – to w jej wynajętym domku znaleziono zwłoki, mało tego: próbowała oszukać Perry’ego Masona (jak większość jego klientek). Wkrótce wychodzi na jaw, że ciało Marvina Fremonta było obłożone suchym lodem pochodzącym z Hodowli Pstrągów, dziwacznego, acz dochodowego interesu, w ramach którego wędkarze podbudowują swoje ego, łapiąc oswojone ryby. To właśnie tam Nancy dorabiała sobie jako nie lada przynęta.

Sprawa wydaje się przegrana – ale Perry Mason nie byłby sobą, gdyby nie próbował swoich procesowych sztuczek. To dzięki niemu nadęty prokurator okręgowy Hamilton Burger zostanie skompromitowany w brawurowej akcji z Javisem Glimorem – innym postrachem sal sądowych.

„Sprawa lodowatych dłoni” to bardzo przyzwoity kryminał. Z ciekawą fabułą, wartką akcją i zaskakującym rozwiązaniem. A to wszystko z przebłyskami humoru. Della Street odmawia Perry’emu kolacji przy świecach – steku i pieczonych ziemniaków – ze względu na dietę: „Moja figura nie lubi pieczonych ziemniaków. Dawno zerwała z nimi stosunki dyplomatyczne”[2]. A oto fragment rozmowy telefonicznej Masona z porucznikiem Traggiem:

„– Witam poruczniku – rzekł Mason. – Nie wiedziałem, czy nie pojechał pan do domu.
– Nie wie pan, że my nie mamy domów? – rzekł oschle Tragg”[3].

Lektura w sam raz na jeden wieczór dla miłośników dobrych, dawnych kryminałów.

[1] Erle Stanley Gardner, „Sprawa lodowatych dłoni”, tłum. Robert Lipski, Wydawnictwo Dolnośląskie 2001, s. 81.
[2] Tamże, s. 22.
[3] Tamże, s. 107.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 701
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: