Dodany: 12.09.2018 21:06|Autor: misiak297

Książka: Żona
Wolitzer Meg

3 osoby polecają ten tekst.

Żona pisarza dopuszczona do głosu


Żona – dla sześćdziesięcioczteroletniej Joan Castleman, narratorki powieści Meg Wolitzer, to jak rodzaj powołania, instytucji. Żona jest ikoną rodzinnego ogniska, tkwi przy mężu, gotowa wesprzeć, pocieszyć, oddać swoje ciało, podporządkować siebie. W końcu żona jest tylko kobietą – to mężczyzna zdobywa świat. No i Joe – mąż Joan, szanowany pisarz – właśnie zdobył świat. Otrzymał prestiżową Helsińską Nagrodę Literacką. To wielkie święto, uwieńczenie świetnie rozwijającej się twórczej kariery. To właśnie w samolocie lecącym do Finlandii Joan postanawia, że zostawi męża. To nie jest spontaniczna decyzja. Wydaje się, że bohaterka w końcu pozwoliła sobie do niej dojrzeć. Ma już dość bycia tylko cieniem, a nie sobą:

„Już niebawem ruszy lawina wywiadów, rozmów i gratulacji. Już niebawem nie będę umiała tego znieść – z upływem dni coraz silniej to czułam. Nie dam sobie z tym rady; zapłonie we mnie najgorszy rodzaj zazdrości. Zostanę sama w swoim niczym nie przystrojonym stanie wiecznej małżonki. Już niebawem on zacznie się pysznić i stroić w piórka, nieprzerwanie rozprawiać o triumfie, nadęty poczuciem własnej ważności. Już niebawem nie będę umiała tego tolerować”[1].

Joan – zawsze żona Joego, niestrudzona towarzyszka, matka jego dzieci, która kiedyś odwiesiła własne pisarskie ambicje na kołku – opowiada swoją historię, być może po raz pierwszy dochodząc do głosu. Niewiele wiadomo o jej dzieciństwie – jakby ta historia rozpoczęła się od chwili, kiedy poznała swojego przyszłego męża. Znaczące są jednak jej słowa:

„Zawsze dręczył mnie lęk przed małością i przeciętnością. (…) Gdy szłam do college'u, wiedziałam już, że chcę mieć wpływ na innych, że chcę być kimś i chcę błyszczeć, co wydawało mi się jednak mało prawdopodobne w krótkich chwilach otrzeźwienia, gdy dostrzegałam, kim tam naprawdę jestem; chudą, małomówną typową studentką Smith College, która nie ma o niczym pojęcia i która nie wie, jak uczyć się życia”[2].

Mimo wszystko Joan niebawem musiała nauczyć się życia. Podczas zajęć z podstaw pisania kreatywnego poznaje Joego Castlemana, początkującego pisarza, potrafiącego zarazić miłością do literatury. Joan i jej koleżanki są zachwycone prowadzącym – a jednak to właśnie ona znajdzie się najbliżej. Joe – będący pod wrażeniem jej pisarskiego talentu – nawiąże z nią romans, a niedługo później ci dwoje staną na ślubnym kobiercu. Pierwsza książka Joego „Orzech”, opowiadająca właściwie ich historię, okaże się bestsellerem i otworzy mu drzwi do literackiego parnasu. W następnych latach zasłynie jako twórca głębokich powieści, traktujących o kondycji współczesnego małżeństwa amerykańskiego.

A co z Joan? Dla niej związek z kimś takim jak Joe wydaje się szansą („czułam, że z naszej dwójki to on jest tym ważniejszym, większym, a ja jestem niedoskonała. To on mógł mnie dopełnić; uzupełnić i wyposażyć w rzeczy, które sprawią, że stanę się osobą kompletną”[3]). Jest szczęśliwa (a przynajmniej taka się wydaje) – choć odstawia na bok swoje ambicje pisarskie. Ona i dzieci przyglądają się, jak Joe wspina się po kolejnych szczeblach pisarskiej kariery. Joan akceptuje sposób funkcjonowania męża, konieczność współuczestniczenia w życiu literackim, stara się przymykać oczy na jego zdrady. A jednak w drodze do Finlandii coś w niej pęka. Jak ta opowieść się skończy? I jakie tajemnice kryją Castlemanowie?

„Żona” to powieść, która porywa od pierwszych stron. Uderza prawdziwością psychologiczną, trafnością obserwacji – o naturze małżeństwa, o partnerstwie (bądź jego braku), o sile przyzwyczajenia. Jest w niej pewna drapieżność. Wolitzer poddaje bardzo ostrej krytyce dawne postrzeganie kobiety w literaturze. Mówi wprost – ustami pewnej pisarki, która miała zaledwie chwilę triumfu – to świat mężczyzn i to oni dyktują warunki. Joan daje się temu podporządkować, a jednocześnie z zazdrością i żalem patrzy na silne kobiety, które osiągnęły imponujący sukces – i trzymają swoich mężów w cieniu.

Choć to historia osadzona w bardzo konkretnych realiach, sądzę, że w postaci Joan wiele kobiet – hamujących własne ambicje, własną nieuświadomioną siłę – może odnaleźć siebie i własną niepewność, lęk przed zmianami. Przejmująca jest scena, w której jedna z córek pyta Joan, dlaczego nie odejdzie od męża, skoro jej źle. Rzecz w tym, że Susannah nie ma pojęcia o pewnych sprawach. Smutna to refleksja – i choć czasy się zmieniły, wiele osób będzie się mogło pod nią podpisać.

„Nie wiedziała nic o tej całej subkulturze kobiet, które decydują się nie odchodzić, które nie potrafią logicznie wytłumaczyć swej wierności i posłuszeństwa, które kurczowo trzymają się swego miejsca, bo czują, że daje ono komfort, że właściwie je lubią, że nie mają innego. Nie pojmowała, czym jest luksus swojskości, czegoś, co jest znane i niezmienne; ten sam łuk pleców obok pod kołdrą, ta sama kępka włosków w uchu. Mąż. Postać, z którą się nie rywalizuje, dla której nie idzie się własną drogą, lecz obok której po prostu się żyje rok po roku, aż przemijające lata zaczynają się nakładać na siebie jak ciężkie cegły pociągnięte grubą zaprawą. Małżeński mur urośnie między wami jak małżeńskie łoże, a ty ułożysz się w nim wdzięczna i zobowiązana”[4].

Meg Wolitzer pozwala czytelnikowi na wgląd w intymny świat przytłoczonej kobiety, która podporządkowała się mężowi, usunęła się w cień. Jednak taka możliwość wglądu bywa bolesna. Bo „Żona” to powieść naprawdę gorzka i niewygodna, a zarazem warta przeczytania. To przykład dobrej literatury psychologicznej, która wzbudza emocje, skłania do refleksji i zostaje w czytelniku, nawet kiedy ten po raz ostatni zamknie książkę.

[1] Meg Wolitzer, „Żona”, tłum. Paweł Laskowicz, Wydawnictwo W.A.B., 2018, s. 39–40.
[2] Tamże, s. 44–45.
[3] Tamże, s. 70.
[4] Tamże, s. 92.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 701
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: