Dodany: 10.07.2018 00:19|Autor: anek7

Celebryta – to brzmi (a właściwie brzmiało) dumnie


Celebryta – kto to taki?

No cóż, najkrócej mówiąc – ktoś znany z tego, że jest znany. Celebryci pojawiają się na tzw. ściankach, zaszczycają wszelkiego rodzaju wydarzenia (nawet jeśli jest to premiera korbowodu do ciągnika), wdzięczą się do fotografów i atakują z okładek prasy kolorowej. Tydzień bez nowego wpisu na Pudelku czy innej Plejadzie jest dla nich czasem straconym, więc prześcigają się z nowymi sensacyjnymi wiadomościami na swój temat.

Można by z tego wnioskować, że nie są moją ulubioną grupą społeczną. Fakt, nie przepadam za nimi, ale staram się ich w miarę możliwości ignorować, większości nie znam, no może poza Grycankami, ale to z powodu lodów, które uwielbiam. Chociaż takiego wybryku natury, jakim była kilka lat temu niejaka Jola Rutowicz, nawet ja nie dałam rady nie zauważyć. I do dzisiaj mnie otrząsa na samo wspomnienie...

Czyli dzisiejszy celebryta jest kimś raczej mało godnym uwagi. Nie to, co jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu. Żeby być celebrytą w PRL-u, trzeba było sobą coś konkretnego reprezentować. Nawet "Czerwony Książę", czyli Andrzej Jaroszewicz, syn premiera Piotra Jaroszewicza, oprócz znanego nazwiska mógł się pochwalić pasją i osiągnięciami jako kierowca rajdowy. Ówcześni celebryci – Zbigniew Cybulski, Kalina Jędrusik, Agnieszka Osiecka, Daniel Olbrychski, Maryla Rodowicz, Stanisław Mikulski, Marek Hłasko czy Leopold Tyrmand – byli utalentowanymi ludźmi o ugruntowanej pozycji zawodowej, przedstawicielami kultury i sztuki. O nich oraz o wielu innych ikonach lat 50., 60. i 70. opowiada Aleksandra Szarłat w "Celebrytach z tamtych lat".

O życiu prywatnym ówczesnych celebrytów przysłowiowy Kowalski wiedział niewiele, no, chyba że któryś z nich stał się bohaterem skandalu – nie było kolorowej prasy, fotoreporterzy robili zdjęcia tylko podczas oficjalnych imprez (np. festiwali), a znajomi gwiazd odznaczali się wyjątkową dyskrecją. Co innego tzw. "środowisko" – tu wszyscy się znali, wszyscy o wszystkich plotkowali, ale, co ważne, swoją wiedzę zachowywali dla siebie.

Autorka książki dotarła do wielu sławnych ludzi z tamtego okresu i namówiła ich na wspomnienia o sobie, a także o innych, bowiem wielu gwiazd (dosyć wspomnieć Hłaskę, Osiecką, Jędrusik czy Cybulskiego) od dawna już nie ma między nami. Z tych wspomnień powstał ciekawy przewodnik po celebryckim szlaku.

Celebryci tamtych czasów mieli więc raczej pogardliwy stosunek do rzeczy materialnych, bogactwem nie grzeszyli, a gdy już jakaś forsa się im trafiła, szybciutko zostawiali ją w jednym z kultowych lokali z wyszynkiem. Od czasu do czasu pozwalali sobie na ekstrawagancki ciuch, który stawał się potem symbolem, jak kurtka Zbigniewa Cybulskiego czy biały kożuch Marka Hłaski. Nie zważali przesadnie na drobnomieszczańskie konwenanse, chociaż w porównaniu z dzisiejszymi odpowiednikami cechowała ich wręcz wzorowa moralność. Mieli styczność z komunistyczną władzą i wszechwładną esbecją, zdarzało im się iść na układ typu występ na festiwalu piosenki radzieckiej w zamian za paszport na wyjazd do Francji czy USA, niektórzy czerpali z tego wymierne korzyści w rodzaju własnego M-2 poza kolejką czy talonu na małego fiata. Zdarzały się konflikty na tle artystycznym, ale generalnie towarzystwo żyło w miarę zgodnie, spotykało się w warszawskich restauracjach i kawiarniach, jeździło na te same festiwale, wakacje spędzało w Sopocie, na Mazurach bądź w Zakopanem. Najważniejsze, że wszyscy mieli czas na spotkanie, rozmowę czy wreszcie imprezowanie. I właśnie tego wspólnie spędzanego czasu najbardziej dzisiaj brak ówczesnym celebrytom. Ale – jak mawiał klasyk – to se ne wrati...

Książkę przeczytałam z ogromnym wzruszeniem – trochę takiego PRL-u, w jego schyłkowej formie, pamiętam z dzieciństwa. Dlatego polecam ją szczególnie moim rówieśnikom – jako świetny pretekst do podróży w przeszłość.

Dla młodych ludzi natomiast może to być ciekawa lektura i powód do zastanowienia się nad współczesnymi ikonami stylu. Wystarczy bowiem porównać Natalię Siwiec i Kalinę Jędrusik – obydwie mogą poszczycić się pięknym biustem, tyle że w przypadku pani Siwiec jest to jedyny atut, natomiast pani Jędrusik była przy okazji wspaniałą artystką i prawdziwą osobowością polskiej kultury.


[Tekst opublikowałam na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1114
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: