12.08.2010 "Między aktami" i nie tylko...
Nie wiem skąd ostatnio ta ochota na Virginię Woolf, jednak na fali mojego zainteresowania literaturą feministyczną i tej pisarki nie mogłem pominąć. Znam już jej najsłynniejsze dzieło - z tym powszechnie znanym pierwszym zdaniem "Pani Dalloway powiedziała, że sama kupi kwiaty". W podobnym stylu - strumieniem świadomości, ale jakimś takim strumieniem podlegającym określonym regułom - napisana została jej ostatnia powieść
Między aktami (
Woolf Virginia)
. Cóż, płynie się tym strumieniem przez umysły kolejnych bohaterów - i to wcale nie nudzi. To naprawdę wspaniała wyprawa. Łatwo daje się temu porwać. Wszystko rozgrywa się w przeddzień drugiej wojny światowej, w starym wiejskim dworze celebruje się rytuały, żyje się swoim niespiesznym rytmem... i ogląda wystawianą aktualnie sztukę. Tyle że aktorzy są i po tej i po tej stronie - na widowni i na scenie. Jedni (sceniczni) odgrywają historię Anglii w kilku odsłonach, zaś inni (ci z widowni) odgrywają własne życie z jego myślami, zwyczajami. Podczas lektury nie przestaję też myśleć o tej kobiecie, która niedługo po napisaniu "Między aktami" wybrała samobójczą śmierć topielicy.
Wczoraj skończyłem też czytać
Ból istnienia (
Krzeszowiec Marcin)
Marcina Krzeszowca. To w sumie wyjątkowa książka, nie tylko klasyka polskiej prozy gejowskiej. Pomijam już fakt, że to powieść praktycznie nie do zdobycia - nie uświadczyłem jej w bibliotekach, a i allegro powieści Krzeszowca nie widziało. W każdym razie pożyczyłem ją szczęśliwym trafem i wreszcie przeczytałem.
Być może wiele ludzi sądzi, że polska literatura gejowska zaczęła się od "Lubiewa" - i rzeczywiście była to pierwsza książka otwarcie homoseksualna i dostępna masowemu czytelnikowi. Jednak wiele było powieści jawnie homoseksualnych przed słynnym dziełem Witkowskiego. Pomijam już opowiadania Iwaszkiewicza czy powieści Gombrowicza, a nawet postaci homoseksualne z polskiej literatury (Janusz Ostrzeński z "Nocy i dni" Dąbrowskiej). W każdym razie na początku lat dziewięćdziesiątych miał miejsce "bum" literatury homoseksualnej. Jednak były to dzieła zahaczające o grafomanię, a ich nakład należał do znikomych. Ich autorzy zasadniczo nie napisali już nic więcej. Na tle tych powieści - Romanowicza, Gorgola - wybija się właśnie "Ból istnienia".
Powieść Krzeszowca to prawdziwy melanż poezji i prozy - znajdują się tu poruszające, złożone wiersze, jak i wiersze kiczowate (autor płodzi poezję na potęgę), a wszystko osadzone w bardzo konkretnej historii. Ta historia nie jest czytelnikowi od razu znana - składa się trochę jak puzzle, coraz więcej rozumie się z każdą stroną, aby na ostatnich stronach złożyć sobie pełny obraz złożonej osobowości bohatera. Jest tu trochę z tej pikiety, o której później napisze Witkowski. Jest trochę romantycznych, chwytających za serce historii. Jest wiele dramatów. Nieco śmiesznych scen. Prawdziwy kalejdoskop. Wymagająca lektura, uczta dla badacza literatury czy psychoanalityka. Szkoda, że dzieło tej rangi - a jest naprawdę znakomite - przepadło w zapomnieniu. Zabawne, że dziś literatura tego nurtu przeżywa swój powtórny renesans - teraz już zupełnie jawny. A ja sam się zastanawiam, dokąd nas to wszystko zaprowadzi. Ale to już temat na większy esej.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.