Dodany: 14.04.2018 21:01|Autor: A.Grimm

Postapokaliptyczna Bildungsroman


Od wydania pierwszej powieści z Uniwersum "Metra 2033" minęło już 13 lat. Przez ten czas eksploatacja wątków apokaliptycznych i postapokaliptycznych, tak w filmach, jak i książkach, nabrała tempa. To nie dziwi — po dekadzie uśpienia, Pax Americana i mrzonek o końcu historii przyszedł 11 września i Historia przez duże "H" znowu wkroczyła na arenę dziejów, ciągnąc za sobą całe spektrum zjawisk o wymiarze globalnym. Rosyjski pisarz Dmitrij Głuchowski był jednym z pierwszych, którzy spróbowali dać wyraz tej "nowej" perspektywie. Jego "Metro 2033" przedstawia świat, w którym nikt nie uciekł przed walcem historii. Apokalipsa w formie wojny atomowej dotknęła wszystkich, nieliczni zaś, którzy przeżyli, schronili się pod ziemią, w moskiewskim metrze.

Jednym z ocalałych jest Artem, główny bohater powieści. W zasadzie nie schronił się on sam w podziemiach. Zabrała go tam matka, która niebawem straciła życie w strasznych okolicznościach. Chłopiec przeżył dzięki pomocy żołnierza Suchego. Kolejne lata spędził już pod jego opieką w północnej stacji — WOGN, przez długi czas stosunkowo spokojnej i słynącej z produkcji herbat z grzybów. O tym wszystkim czytelnik dowie się post factum, bo kiedy "Metro 2033" się rozpoczyna, WOGN nie jest już spokojnym miejscem. Osadę zaczynają nachodzić tajemnicze stwory, ni to ludzie, ni to demony — czarni. Nie atakują fizycznie jej mieszkańców, ale sam ich pochód i wycie powodują przerażenie i pomieszanie zmysłów. Coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że zagrożenie jest większe niż w przypadku zwykłych mutantów. Niebezpieczeństwo ściąga też jednego ze stalkerów, żołnierzy wychodzących na powierzchnię. Hunter przybywa do Suchego, aby zbadać, jak można pokonać czarnych. Przed wyruszeniem w dalszą drogę poleca Artemowi, który zrobił na nim dobre wrażenie, żeby w razie niepowodzenia misji udał się do stolicy Metra, Polis, i odszukał niejakiego Młynarza. Nie trzeba chyba dodawać, że stalker nie wróci. Dla Artema rozpoczyna się długa i pełna niebezpieczeństw podróż.

Droga bohatera (i powieść) nie mogła być krótka, ponieważ metro u Głuchowskiego odzwierciedla układ tego rzeczywistego (książka obowiązkowo zawiera mapkę), — a w moskiewskim metrze, wpisanym w coś na kształt okręgu, stacji i linii nie brakuje. Jak się prędko przekonamy, to podziemne państewko podzielone jest na mniejsze frakcje, wśród których znajdziemy Hanzę (ekonomicznego potentata), komunistów z Linii Czerwonej, faszystów, parę sekt, w tym wyznawców kultu Wielkiego Czerwia, krisznowców, satanistów, a także kilka innych, mniej charakterystycznych grup. No i Polis, czyli centrum, jedyne miejsce, gdzie zachowały się resztki upadłej cywilizacji. Daje się zauważyć, że przynajmniej w pewnym stopniu autor nie silił się tu na oryginalność — przykładowo grupy faszystów i komunistów stanowią w wymiarze ideowym i retorycznym odwzorowanie bez większych zmian historycznych grup politycznych. Jak można się domyślić, fabuła została tak poprowadzona, aby czytelnik miał szansę dowiedzieć się czegoś o każdej z frakcji.

Rozczarowani będą szczególnie ci, którzy chcieliby widzieć w "Metrze 2033" wielowątkowy utwór, równolegle przedstawiający kilka postaci i ich losy na tle jakichś społeczno-politycznych przemian w obrębie tego małego uniwersum. Autor podszedł do swojego pomysłu bez takich aspiracji i stworzył dość tradycyjną Bildungsroman, a więc powieść o formowaniu się osobowości; jej główny bohater to młodzieniec, na którego podróży (klasyczna powieść drogi) skupia się uwaga narratora. Artem przemierza kolejne stacje metra, gdzie poznaje różnych ludzi, czasami dość dziwnych, i przeżywa liczne przygody, ale te w zasadzie nie tworzą wielowątkowej, pełnej zależności sieci. Łączy je tylko postać Artema, którego osobowość kształtuje się w jakimś stopniu w czasie podróży.

Kreacja bohatera i pewna zależność od reguł właściwych powieści o dojrzewaniu z elementami przygodowymi sprawiają, że "Metro 2033" tylko chwilami jest tak mroczne i ciężkie, jak mogłoby się wydawać, a długie jego fragmenty są całkiem bliskie utworom młodzieżowym. Owszem, znajdziemy w nim sceny i obrazy dość brutalne, a także wypełnione napięciem, ale jak przesadą byłoby nazywanie go utworem psychologicznym, tak i horrorem bez wątpienia nie jest. To, że nie pasuje do gatunkowych szufladek, nie byłoby jednak jeszcze zarzutem, rzecz w tym, iż z wymienionych powodów nie byłem w stanie traktować dzieła Głuchowskiego do końca poważnie. Mimo postapokaliptycznego sztafażu Artem przypomina Alicję w Krainie Czarów albo Plastusia poznającego świat po wyjściu ze szkolnego piórnika, a ten etap literackich zainteresowań mam już — „stety” czy niestety — za sobą. Przewijające się tu i ówdzie próby „filozofowania”, wśród których eksploatowane są szczególnie koncepcje relatywistyczne, raczej nie podnoszą poziomu całości, a w zasadzie to właśnie one czynią tę powieść naiwną. Samo metro, z jego czernią, ponurością, brzydotą i czającymi się tu i ówdzie drapieżnikami, ma sugestywną atmosferę; kłopotem, przynajmniej dla mnie, była interakcja Artema z tym światem, usilne konfrontowanie go z czym się da, wpisujące się właśnie, jak już napisałem, w ramy utworu opowiadającego o formowaniu się wyobraźni młodego chłopca, bombardowanej jak największą liczbą bodźców.

Podsumowując, jakkolwiek niesprawiedliwością byłoby ocenianie „Metra 2033” jako powieści „pulpowej” czy odpowiedniej do lektury w pociągu, to jednak wierzę, że postapokalipsa z mutantami w tle może wyjść poza konwencję prozy przygodowej, w której kluczowe jest dojrzewanie głównego bohatera. Być może przeczytałem tę książkę o dziesięć lat za późno, być może za szybko zgorzkniałem, powieść Głuchowskiego nie pozostawiła we mnie jednak większego śladu.


[Tekst został opublikowany również na stronie lubimyczytac.pl i na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1930
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: