Dodany: 20.01.2018 12:03|Autor: ahafia

Czytatnik: Groch z kapustą

1 osoba poleca ten tekst.

Inne dziecko


Harriet i David wydają się być nieco archaiczni w swoich poglądach w szalonych latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, ale gdy w końcu wpadają na siebie, niemal natychmiast realizują marzenie o szczęściu, które ma być wynikiem życia rodzinnego toczącego się w wielkim domu pełnym dzieci. Jak to często bywa, marzenie jest dość naiwne bo nie bardzo ich stać nawet na pusty dom, jednak nie zrażeni tym, żywo zabierają się do powiększania rodziny i w rekordowym czasie sześciu lat zaludniają cztery dziecięce pokoje. To nic, że marzenie jest finansowane przez dziadka dzieci, szczęście szaleje i przyciąga całą liczną rodzinę, a zachwyceni powodzeniem małżonkowie nie ustają w wysiłkach i wkrótce pojawia się i piąta ciąża, a z nią Ben. Ale Ben jest inny, dziki i w niejednym wymiarze destrukcyjny, kompletnie nie pasujący do trwającej idylli.

Piąte dziecko (Lessing Doris) można dzielić na dwie odrębne części: tę przed Benem i po. W pierwszej drażni bezmyślne życie ponad stan i samolubne płodzenie dzieci - ich przychodzenie na świat jest przez rodziców traktowane niemal tak, jak kolekcjonowanie kosztownych gadżetów przez znudzonego bogacza, przede wszystkim ma być ich dużo. Harriet zresztą nie wydaje się być zachwycającą matką, ona jedynie realizuje swoje marzenie o dużej liczbie dzieci, które, gdy rodzą się kolejne, przenosi do coraz to bardziej oddalonych od rodzicielskiej sypialni pokoi. Przy tylu maluchach na raz nie ma zbyt wiele czasu na zajęcie się każdym z nich oraz na czułość i zabawę, co zresztą widać później, gdy dzieci między sobą wytwarzają znacznie silniejszą więź, niż z rodzicami. Sama Lessing nie była zresztą wzorem matki - gdy opuszczała Afrykę by osiedlić się w Londynie, zostawiła dwoje kilkuletnich dzieci z ich ojcem, a ze sobą zabrała tylko najmłodsze z kolejnego małżeństwa. Później rozgrzeszała się twierdząc, że dla inteligentnej kobiety nie ma nic bardziej nudnego niż spędzanie czasu z małymi dziećmi. W małżeństwie Lovattów można zauważyć podobne skoncentrowanie na własnych potrzebach - płodząc kolejne dzieci realizują założony plan i mało widać w tym miłości i oddania, jest radość wynikająca z osiągniętego celu.

Pojawienie się Bena powoduje powolny rozkład rodziny i ucieczkę starszych dzieci najpierw we własny świat, a potem z dala od domu i o ile w pierwszej części bulwersuje bezrefleksyjne realizowanie marzeń cudzym kosztem i uznawanie tego za oczywistość, to w drugiej fakt, że matka w końcu zostaje sama w obliczu nieszczęścia. Ben równie dobrze mógł urodzić się jako pierwszy, wtedy nie byłoby czwórki cierpiących dzieci, ale problem byłby ten sam. Zaskakuje bezsilność lekarzy, ich niechęć do niesienia pomocy, oraz stan przytułku, w którym przez krótki czas przebywał chłopiec. Tutaj też rodzą się moje wątpliwości, bo pod koniec ubiegłego wieku (czyli mniej więcej w okresie wydawania książki) miałam możliwość poznania polskiego i brytyjskiego systemu opieki nad ludźmi doświadczonymi przez los i w porównaniu do powieści widziałam raj.

Trochę rozczarowuje styl noblistki - reporterski, prosty, momentami naiwny. Autorka jedynie sprawozdaje nie zajmując stanowiska, ani nie oceniając - to treść ma przemówić i wywrzeć na czytelniku wrażenie oraz wzbudzić emocje. Niestety, nie znam twórczości Lessing i nie wiem, na ile był to zabieg celowy, a na ile jej własny styl. Nie poprawia odbioru tłumaczka, która zasiedla podlondyński dom dziećmi z dziwnie brzmiącymi, jak na ten kraj i te sfery, imionami: jest Janeczka i Łukasz, Helena i Pawełek, aż zaskakujące, że John zachował oryginalnie imię i nie stał się Jankiem. Również dorosłym nadano polsko brzmiące imiona. Ten zabieg spowodował, że często miewałam poczucie czytania infantylnej powiastki dla najmłodszych, czym książka zdecydowanie nie jest.

Powieść może drażnić, z pewnością nie pozostawia czytelnika obojętnym i zmusza do zastanowienia się nad własną postawą w obliczu pojawiających się trudności. Czy mielibyśmy siłę, by przeciwstawić się wszystkiemu i wszystkim, jak Harriet, czy uleglibyśmy presji w imię wygody i szczęścia i oczywiście "dla dobra wszystkich"?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 527
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: misiak297 22.01.2018 22:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Harriet i David wydają si... | ahafia
Bardzo ciekawa opinia!

"samolubne płodzenie dzieci - ich przychodzenie na świat jest przez rodziców traktowane niemal tak, jak kolekcjonowanie kosztownych gadżetów przez znudzonego bogacza" - też tak to widzę. Są tam później wzmianki o zabawach (w "przedBenowych" czasach), ale nadal pozostaje wrażenie pewnej bezrefleksyjności.

Styl kupiłem za drugim razem - przynajmniej w pierwszej części mi pasował, bo ona przy tej całej swojej skrótowości uderzała w punkt. W tym miesiącu przeczytałem jeszcze "Idealne matki" (podobnie niejednoznaczna historia), ale tu już to streszczenie bardziej mi przeszkadzało.
Użytkownik: ahafia 24.01.2018 16:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo ciekawa opinia! ... | misiak297
Wygląda więc na to, że ten styl może być stałą cechą Lessing. Czytałam dość krytyczną recenzję Podróż Bena (Lessing Doris) w The Guardian i również zwrócono na to uwagę. Jednak z perspektywy czasu uważam, że nie ma on znaczenia dla przedstawionych w "Piątym dziecku" problemów, możliwe, że nawet je uwydatnia.

"samolubne płodzenie dzieci" brzmi paskudnie i w każdej innej sytuacji byłoby obraźliwe, ale Lessing tak to właśnie pokazuje, a w każdym razie ja tak to odbieram.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: