Pomijając pozycje czysto rozrywkowe, czyli wszelkiego rodzaju sensację, po przeczytaniu każdej książki próbuję odpowiedzieć sobie na pytanie: O czym ona jest? Staram się znaleźć cel jej napisania lub jakieś przesłanie, zapewne niekonieczne zbieżne z tym, co autor miał na myśli, ale np. takie, które pomoże mi zobaczyć jakieś sprawy w nowym świetle. No to sobie przeczytałam
Brzemię (
Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))
i pozostał mi dręczący brak odpowiedzi.
Nigdy wcześniej nie czytałam książek Christie pisanych pod pseudonimem i gdy taka chęć się pojawiła, ta właśnie wpadła mi w ręce jako pierwsza. Do lektury przystąpiłam z pełną świadomością, że jest oceniana nisko, początek był jednak dość obiecujący i gdyby autorka ograniczyła się do postaci obu sióstr i ich wzajemnych relacji, a zwłaszcza do Laury i jej przemiany w stosunku do Shirley, gdyby portrety psychologiczne zostały pogłębione zyskalibyśmy być może powieść znacznie ciekawszą. Jednak tak się nie stało i w całej galerii osób jedyną zrozumiałą i budzącą sympatię jest przyjaciel rodziny, Baldock, całą resztę odbieram jak przechodniów na ulicy, którym się przyglądam i zgaduję ich charaktery na podstawie wyglądu i zachowania, bo Westmacott daje nam niewiele więcej materiału. Nagromadzenie bohaterów nie byłoby takie złe, gdyby akcja ograniczyła się do jednego miejsca, jak to zazwyczaj bywa w kryminałach Christie. Niestety, w tym przypadku nadmiar jest grzechem, a dla pojawienia się apostoła-wizjonera całkiem nie znajduję uzasadnienia i za jego sprawą powieść przeciętna staje się powieścią dla kucharek, przy całym szacunku dla tych ostatnich.
Wciąż zastanawiam się czym jest tytułowe brzemię. Czy są to czyny, czy także pragnienia i modlitwy? Może nim być zazdrość mylona z siostrzaną miłością lub wielka, nieodwzajemniona romantyczna miłość, ale te wątki zostały ledwie naszkicowane, bez głębszej analizy. Może więc chodzi o brzemiona - takie lub inne ciężary, jakie nosi każdy człowiek? Może o to, że nikt nie jest zawsze w pełni szczęśliwy, że zawsze towarzyszą nam jakieś troski wynikające z poczucia winy, przyzwoitości, obowiązku lub zaistniałych okoliczności? Że osiągamy upragnione cele, gdy nie potrafimy się już z nich cieszyć? Nie potrafię na te pytania znaleźć satysfakcjonującej odpowiedzi.
Choć tym razem nie mamy do czynienia z kryminałem, to autorka kilkakrotnie daje sygnały, że jednak morderstwo odbędzie się ...
Podsumowując, cieszę się z tej lektury, choć była kiepska, bo jednak pokazuje twórczość autorki z zupełnie innej strony, a w moim przypadku daje też nadzieję, że każda kolejna napisana przez Mary Westmacott będzie lepsza.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.