Dodany: 13.07.2010 14:24|Autor: misiak297

Czytatnik: Misiakownik

13.07.2010 - "Noce i dnie mojego życia" i nie tylko


W sumie nie lubię recenzować autobiografii. Jak dla mnie nie dają całkowitego pola do popisu. Co tu oceniać poza stylem? Czyjeś życie? Osobowość? To - łagodnie mówiąc - nieprofesjonalne. Nie uśmiechało mi się zatem, że dostałem do zrecenzowania "Noce i dnie mojego życia" Jerzego Antczaka. Pocieszałem się, że przynajmniej dowiem się czegoś o kulisach powstania jednego z najpiękniejszych filmów w historii polskiego kina.
No i cóż - autobiografia jak autobiografia. Forma ciekawa, bo nieciągła - wszystko składa się z pojedynczych epizodów uszeregowanych tak sobie a muzom. Antczak pisze różnie. Załatwia osobiste porachunki, wystawia za dużo laurek ludziom, o których czytelnik nie ma bladego pojęcia - więc co to czytelnika obchodzi? Bywa też interesujący, autoironiczny. Ma w sobie coś z daru gawędziarstwa, a to wydaje mi się niezwykle ważne. Wiele historii w jego ustach naprawdę przybiera jakiś niezwykły wymiar. Zresztą cóż się dziwić. Takie scenariusze pisze czasem życie. Zdarzały mu się też dziwne potknięcia stylistyczne, wyrazy niewiadomego pochodzenia (nawet google nie wiedzą co to znaczy "nagrdulone"!) i błędy rzeczowe (Kamas grał Daniela Ostrzeńskiego, a nie Lucjana Kociełła). Również niebezpiecznie balansuje na granicy dobrego smaku - pisząc o genitaliach Leona Niemczyka czy Beacie Tyszkiewicz załatwiającej swoje potrzeby fizjologiczne. Ale za to jak pięknie pisze o swoich kotach! Po prostu cudownie!

A jednak można się sporo dowiedzieć o samych "Nocach i dniach" - w sumie mało brakowało, a nie oglądalibyśmy w rolach głównych Jadwigi Barańskiej i Jerzego Binczyckiego. Antczakowi zarzucano nepotyzm, kiedy chciał obsadzić żonę w roli Barbary. Z kolei Binczycki zupełnie nie radził sobie z rolą (trudno w to uwierzyć, prawda?). Ponadto scena z nenufarami napotkała na bardzo wiele trudności.

W ramach przerywnika poczytywałem sobie "Pianistkę" Elfride Jelinek i... to nie był chyba najlepszy wybór. Książka jest koszmarna. I jest rewelacyjna. W każdej literce jest aż gęsto od emocji i to od tych emocji, o których raczej się nie mówi - pełen toxic albo zwierzęca prawie żądza. "Pianistkę" nadal poczytuje - bo choć proza Jelinek porusza, to nie mogę jej brać w wielkich ilościach.

Za to zacząłem czytać też "Bierki" Szczygielskiego. Tym razem bohaterowie o takich samych imionach grają w zupełnie inną grę. Wydaje mi się, że Szczygielski miał trudne zadanie. Musiał napisać coś pod stworzony przez siebie cykl, niejako od tej samej matrycy, ale przecież zupełnie inaczej. Tym razem nie ma wyemancypowanego geja i moherowej baby. Jest chłopak odkrywający dopiero swoją seksualność i poważna nauczycielka historii, kobieta po przejściach. Dodatkowo wybija się też plan drugi - ambitna bogata dziewczyna, brat-sadysta, jurny wuefista... Szczygielski porusza ważne kwestie, ale wpisuje je w niezwykle przystępny nurt. Książkę bardzo dobrze się czyta, a głównych bohaterów nie sposób nie polubić. Powieść zawiera w sobie też nieco humoru, choć pisze o sprawach niewesołych. Nawet iście szekspirowska komedia omyłek nosi jakieś krwawe piętno. To kilka godzin wspaniałej i pouczającej rozrywki.

Warto czytać, przekonywać nikogo nawet nie trzeba - i nie zapomnę o tym chyba nawet na urlopie, na który się właśnie wybieram. Mam ochotę w cieniu pięknych gór odświeżyć sobie po raz enty "Panny z Wilka". I wyurlopować się za wszystkie czasy!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 351
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: