O tym, jak Benkowi było zimno
Przyznaję bez bicia, że "Lodem" byłem zachwycony już po kilku pierwszych stronach. Oczarowała mnie ta powieść swoją stylistyką, scenografią, językiem i unikatowym klimatem. Do czynienia mamy tutaj z alternatywnym biegiem historii, w którym pierwsza wojna światowa nigdy nie wybuchła, w związku z tym Polska nie istnieje. Imperium Rosyjskie ma się nad wyraz dobrze, pomijając taki "mały" szkopuł, że jest całe skute lodem. Historia rozpoczyna się pewnego lipcowego dnia w Warszawie, przy padającym śniegu i mrozie sięgającym kilkunastu stopni poniżej zera; po raz pierwszy stykamy się tu z Lutym – wcieleniem Mrozu, tworem skupiającym w sobie przeraźliwe Zimno, zjawiskiem natury - który w ślimaczym tempie przemarzając z miejsca na miejsce, paraliżuje całe życie w swoim otoczeniu. Benedykt Gierosławski, niepoprawny hazardzista, obgryzający nałogowo paznokcie wąsaty matematyk, zostaje przyprowadzony przed oblicze Władzy, która sugeruje mu podróż na Syberię w celu odwiedzenia ojca. Tylko tyle. Władzy nie sposób odmówić, więc Benek, nie do końca rozumiejąc "po co?", czym prędzej wyrusza Koleją Transsyberyjską ku przygodzie odnawiającej zardzewiałe więzi rodzinne. Bo najistotniejsze w tym wszystkim jest ogólne przekonanie, że Gierosławski senior, zesłany dawniej na syberyjską katorgę, zasymilował się z Mrozem na tyle, by móc "rozmawiać" z Lutymi. A taki mediator to potężna broń polityczna.
Dukaj stworzył istną powieść–wyzwanie. Ponad tysiąc stron niełatwej do lektury narracji, najczęściej bezosobowej (nie bez powodu, zwróć uwagę), stylizowanej na XIX wiek, w której aż gęsto od rosyjskich zwrotów i terminów, z wtrętami z języka francuskiego, angielskiego, niemieckiego czy włoskiego. Jest sporo grząskich rozpraw i dyskusji na tematy prawdy, polityki, historii, nauki, Boga (a jakże!), czasu, idei. I jakby tego było mało, autor bezustannie stymuluje wyobraźnię czytelnika, wprawia ją w wysokie obroty, wierząc w jego inteligencję i zdolność stworzenia w głowie obrazu licznych elementów fantastycznych. Zawiedzie się ten, który oczekiwał klasycznych, oklepanych motywów z co drugiej powieści fantastycznej. Brak tu smoków, elfów, gadającego zaczarowanego miecza, pięknych, baśniowych krajobrazów, a nawet zaklętego w żabę księcia. Jest za to niebanalnie, oryginalnie i subtelnie, choć znacząco. Dzięki temu unika się wrażenia, że to fantastyka dla nastolatków. Dukaj na potrzeby powieści stworzył mnóstwo neologizmów. Ćmiatło (przeciwieństwo światła), świecień (negatyw cienia), tungetyt (jeden z przemrożonych pierwiastków), zimnazo (uodpornione na ekstremalny mróz żelazo), wspomniane Lute i ich gniazdo – Soplicowo (zapomnijmy na chwilę o "Panu Tadeuszu"), a także wiele innych. Dodatkowo, aby jednak nie było zbyt fantastycznie, autor tworzy alternatywne losy znanych, historycznych postaci. Nie zdradzę, jakich.
Dukaj w "Lodzie" tworzy gęstą, skomplikowaną sieć politycznych koneksji i intryg, która jest swoistym kręgosłupem powieści. Czy udźwignął, to każdy oceni sam. Mnie natomiast urzekło przede wszystkim kilka elementów (pomijając już kapitalny styl powieści, idealnie trafiający w moje gusta).
- Mistrzowskie opisanie Mrozu. Poczynając od lekko mroźnej Warszawy, po syberyjską Zimę i zmrożony doszczętnie Irkuck. Z kartek powieści aż czuć zimny powiew. Umiejętnie oddane przejmujące zimno, poprzez opis otoczenia i ubioru bohaterów. Wyobraźnia potrafi wrzucić dreszcz na plecy. Zimny dreszcz, oczywiście.
- Wątek Ekspresu Transsyberyjskiego, gdzie na tak małej przestrzeni dzieje się nieporównywalnie wiele, gdzie dominują opisy ludzi i ich zachowań, a co za tym idzie…
- … kreacja Panny Jeleny. Dukaj tak ujmująco oddał jej charakter, że nie sposób się takiej kobiecie oprzeć. Charakterna, silna i temperamentna, ale także chłodna, subtelna i… no, kobieca. Opis jej nawet najdrobniejszych gestów, szczegółów zachowania wyciąga na wierzch to, co w kobiecie jest najbardziej pociągające i mamiące. Dawno nie spotkałem się z tak działającym na mnie opisem kobiety. Bo przecież "(…) nie pocałunek otwarty, nie obłapianki w bramie ciemnej i nie słowa proste, ordynarne, ale – jedno przelotne spojrzenie, uśmiech zza chustki, muśnięcie paluszka, rąbek sukni pod stołem na nogawkę kawalera opadający"[1].
- Pan Szczekielnikow. Gbur, brutal i prostak, ale z onieśmielającymi, bezpośrednimi tekstami. "Ładnie to tak, przyp***lać się do człowieka kulturalnie pijącego?"[2].
Przez "Lód" przebijałem się prawie dwa miesiące. Po trosze to kwestia braku wolnego czasu, ale przede wszystkim chęć jak najdłuższego upajania się lekturą. Lekturą trudną i wymagającą, ale proporcjonalnie satysfakcjonującą. Przyjemnie było obcować z tą, ważącą pewnie ponad kilogram i prawie tak grubą jak szeroką, książką, Panie Dukaj. Ma Pan nowego fana.
---
[1] Jacek Dukaj, "Lód", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, s. 380.
[2] Tamże, s. 604.
[tekst umieściłem na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.