Dodany: 06.08.2017 23:22|Autor: Lykos

Czytatnik: Fascynacje i drobiazgi

3 osoby polecają ten tekst.

25. rocznica śmierci Zbigniewa Raszewskiego


7. sierpnia mija 25 lat od śmierci profesora Zbigniewa Raszewskiego, najwybitniejszego znawcy historii polskiego teatru, jednego z najwybitniejszych humanistów polskich XX wieku, jednocześnie twórcy piszącego doskonałym stylem – jasnym, bezbłędnym, bogatym i pełnym stonowanego humoru.

Nie będę opisywał życiorysu ani charakteryzował twórczości Profesora, każdy może znaleźć sporo materiału na ten temat chociażby w internecie. Tak się składa, że miałem honor Go znać, mogę więc przekazać parę wspomnień osobistych. Mój ojciec przyjaźnił się z Nim od czasów wojny. Razem z grupą bydgoskich harcerzy w wieku gimnazjalno-licealnym stworzyli grupę samokształceniową, opisaną później przez Raszewskiego w „Pamiętniku gapia” w rozdziale „Grupa ideowo-mglista”. Zajmowano się zwłaszcza nauką języka polskiego, literatury, historii, a także organizowano małe przedstawienia teatralne z duża rolą muzyki i oprawy plastycznej, dyskutowano na tematy aktualne, prowadzono też szkolenie wojskowe i poznawano okolice Bydgoszczy na wypadek ewentualnych akcji zbrojnych. Grupa ta stała się podstawą służby łączności wewnętrznej garnizonu bydgoskiego Armii Krajowej. Gdy Niemcy wysłali ojca na roboty do Prus Wschodnich, Raszewski przejął po nim szefostwo tej służby, mimo że należał do młodszych członków „grupy ideowo-mglistej”.

Po wojnie, w czasie studiów, ojciec mieszkał z panem Raszewskim we wspólnie wynajmowanym pokoiku na czwartym piętrze domu przy ulicy Reya 1 w Poznaniu. Niejasno przypominam sobie, że jako małe dziecko bywałem w tym lokum z mamą, ale w mojej pamięci nie pozostał żaden ślad spotkania z kolegą ojca. Po latach zdarzyło mi się obejrzeć ten pokoik – mieszkała w nim wtedy moja koleżanka z pracy, Grażynka Sz. Co mnie uderzyło, to jego niewielkie rozmiary. Panowie studenci mieli naprawdę bardzo trudne warunki bytowe, należy więc podwójnie podziwiać doskonałe wyniki naukowe pana Raszewskiego.

Potem, gdy pan Raszewski się ożenił, jego kontakty z ojcem uległy rozluźnieniu, a po jego wyjeździe do Warszawy niemal zupełnie ustały. Docierały jednak do nas wiadomości o jego kolejnych sukcesach naukowych i publicystycznych, a czasem – odbitki prac. Od czasu do czasu je komentowano; rzekłbym, tworzyła się w rodzinie legenda Raszewskiego, a ja żyłem w jej cieniu. Dopiero od końca lat sześćdziesiątych, a może od początku lat siedemdziesiątych, ściślejsze kontakty zostały wznowione – w pewnym wieku wraca sentyment do lat młodości. Nałożyły się na to sprawy kombatanckie, a także próby spisywania wspomnień z czasów wojennych. Byłem już wówczas w wieku uważanym przez starszych za znamionujący pewien rozsądek, byłem więc dopuszczany do konfidencji. Zresztą nasze warunki mieszkaniowe utrudniały ewentualną izolację. Brałem zatem udział w dyskusjach starszych na prawach raczej milczącego słuchacza. Myślę, że ojciec traktował to jako swego rodzaju zabiegi kształcąco-wychowawcze, w końcu należałem do drugiego pokolenia AK.

Ojciec nie zachowywał w tajemnicy korespondencji z panem Raszewskim. Mogłem więc czytywać listy od niego – zwykle jedno-, niekiedy dwustronicowe na kartkach A5, czasem pisane na maszynie i tylko podpisywane ręcznie, czasem pisane ręcznie bardzo wyraźnym i czytelnym drobnym pismem, bardzo pięknym językiem i z dużą dawką humoru. Dotyczyły spraw aktualnych, ale też i wspomnień wojennych, a pod koniec lat osiemdziesiątych zostały zdominowane tematyką „Pamiętnika gapia”. Bywało, że nawet moja ułomna wiedza mogła się przydać, np. przypomniałem panu Raszewskiemu słowa popularnej piosenki „Komu dzwonią temu dzwonią”, granej przez orkiestrę wracającą z pogrzebu.

Pan Raszewski miał swoją wizję okładki „Pamiętnika gapia”. Miała na niej być ilustracja dość jarmarcznej figurki popularnej w latach trzydziestych. Niestety nie pamiętam już jej nazwy czy raczej imienia postaci wędrowca. Zostałem wydelegowany w tej sprawie do pana Dolczewskiego, kierownika poznańskiego Muzeum Sztuk Użytkowych (a może Rzemiosł Artystycznych – nie pomnę już, która nazwa wtedy obowiązywała). Okazało się, że pan Dolczewski, który również pochodził z Bydgoszczy, wiedział już o pisaniu „Pamiętnika gapia” i zainteresował się poszukiwaniami, jednak nic z tego nie wyszło. Dowiedziałem się tylko, że figurka była pochodzenia duńskiego, a po wojnie jej rysy zostały wykorzystane przy stworzeniu postaci Furdygi z komiksu o Furdydze i Cynamonku zamieszczanego w bydgoskim „Ilustrowanym Kurierze Polskim” w latach czterdziestych i na początku pięćdziesiątych (mam nadzieję, że dobrze pamiętam imiona – byłem wtedy w wieku przedszkolnym). Zresztą wkrótce kwestia i tak upadła – kierownictwo Wydziału Kultury Urzędu Miejskiego w Bydgoszczy, który finansował wydanie książki, zdecydowało, że okładka będzie gładka, bez żadnych ilustracji. Dzisiaj, w dobie internetu, podjąłem próbę namierzenia tej figurki. Nie wiem, czy dobrze trafiłem, ale mogło to być https://collectablefigures.files.wordpress.com/201​3/05/dscf32551.jpg .

I jeszcze jedno wspomnienie. Pan profesor Jarosław Maciejewski, poznański polonista zaprzyjaźniony z profesorem Raszewskim, przekazał mu przeze mnie jakąś przesyłkę. Mógł to być rok 1983. Zostałem wprowadzony do gabinetu – biblioteki w mieszkaniu profesora Raszewskiego przy ulicy Długiej w Warszawie. Po przywitaniu, przekazaniu przesyłki od prof. Maciejewskiego i pozdrowień od ojca, odbyłem dość długą rozmowę z profesorem Raszewskim. Potraktował mnie bardzo poważnie, wysłuchując moich „mądrości” na temat aktualnej sytuacji w kraju, a także stosunku Polaków do Niemców, Rosjan i Ukraińców. To, co mnie zachwyciło, to jego umiejętność słuchania. Czułem się pełnoprawnym rozmówcą, traktowanym z należytą atencją.

W rozmowie poruszyliśmy też kwestię zdrowia Profesora. Mój ojciec miał nadzieję, że jego skargi listowne to raczej specyficzny kod związany z inwigilacją Raszewskiego i prawdopodobnym przeglądaniem jego korespondencji. Niestety, kłopoty zdrowotne były jak najbardziej prawdziwe. Choroba nowotworowa, jaka uwidoczniła się już wówczas, utrudniała życie i działalność naukową i literacką. Nie pomogły zabiegi i operacje w dobrych klinikach polskich, ani – dzięki pomocy Tadeusza Nowakowskiego – w Monachium. Po wieloletniej chorobie prof. Zbigniew Raszewski zmarł 7. Sierpnia 1992 roku.
Wydawało mi się, że w wolnej Polsce osiągnięcia Profesora zostaną docenione. Od kilkunastu lat działa w Warszawie Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego. Ale – o ile mi wiadomo - ani Warszawa, ani Poznań – miejsce urodzenia i studiów, ani Bydgoszcz, której poświęcił pomnikowy „Pamiętnik gapia” nie nazwały Jego imieniem żadnej ulicy. Najbliżej uhonorowania Raszewskiego wydaje się Bydgoszcz, gdzie od lat mówi się o nadaniu Jego imienia skwerowi przed Teatrem Polskim, w pobliżu miejsca, gdzie Profesor mieszkał przed wojną i zaraz po niej. Mimo porozumienia ponad podziałami politycznymi garstki sprawiedliwych, pomysł nie może się przyoblec w ciało. Moim zdaniem profesor Raszewski zasługuje zresztą na patronat nad znacznie ważniejszym miejscem.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 651
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: margines 07.08.2017 00:48 napisał(a):
Odpowiedź na: 7. sierpnia mija 25 lat o... | Lykos
Świetna czytatka!
Zazdroszczę znajomości😊
Użytkownik: Lykos 07.08.2017 11:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna czytatka! Zazdro... | margines
Nie moja zasługa. Znajomość odziedziczyłem.
Użytkownik: Anna125 07.08.2017 09:24 napisał(a):
Odpowiedź na: 7. sierpnia mija 25 lat o... | Lykos
Niewątpliwie zasługuje! Wspaniale, że napisałeś czytatkę, dzięki niej dowiedziałam się prof. Raszewskim i wspaniale, że mogłeś go poznać :). Zaczęłam wertować Internet w poszukiwaniu dalszych informacji o nim. Niesamowity.

Korespondował z Musierowicz (naturalnie to nie najważniejsze!)Ukochał teatr. Znalazłam żartobliwe [a może nie :)]zdanie, które mi się spodobało.
"Póki są na świecie klauzurowe zakonnice, buddyjscy mnisi i historycy teatru, jeszcze nie wszystko stracone. (za: "Pamiętnik Teatralny" 1993, z. 3-4).
Użytkownik: Lykos 07.08.2017 11:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Niewątpliwie zasługuje! W... | Anna125
Gorąco polecam "Listy do Małgorzaty Musierowicz". Ale inne książki też są warte przeczytania - ze względu na treść i fantastyczną formę. "Bogusławski" dostał nagrodę Pen Clubu wygrywając z "Końcem świata szwolerzerów" Mariana Brandysa.
Użytkownik: Anna125 07.08.2017 17:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Gorąco polecam "Listy do ... | Lykos
Dziękuję za informację :). Wrzucę w takim razie do schowka i Listy.
Użytkownik: Lykos 07.08.2017 23:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Gorąco polecam "Listy do ... | Lykos
Szwoleżerów, oczywiście, tfu, diabli nadali!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: