Dodany: 14.05.2010 15:00|Autor: December

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Listy do brata
Gogh Vincent van

Próżniak, który tworzył


Prócz wielu osób, które są przekonane o wielkości malarstwa Vincenta van Gogha, jest także spora grupa, która odnosi się do niego co najmniej lekceważąco. Wariat, szaleniec, niezrównoważony frustrat, nieraz spotkałam się z tymi określeniami. Niewątpliwie bierze się to stąd, że twórczość tego malarza utożsamia się z tym nieszczęsnym, odciętym uchem. Takie są prawa rynku, takie informacje ludzie najłatwiej „kupią”. Sam Vincent zdecydowanie tego nie chciał. „Zawsze zdawało mi się, że artysta, który pokazuje ludziom swoje dzieło, ma prawo nie wspominać nikomu o zmaganiach i kłopotach swojego prywatnego życia. A te zmagania są ściśle związane ze szczególnymi trudnościami, które towarzyszą powstawaniu każdego dzieła sztuki. (…) Więc to po prostu bezczelność ze strony krytyka, gdy nie potrafiąc wypowiedzieć się o dziele, chce coś wyłowić w prywatnym życiu artysty”[1]. Do tych słów nie potrzeba dalszego komentarza.

Co jednak nie znaczy, że nie mamy prawa życiu artysty się przyglądać. Nie można przecież zaprzeczyć, że ma ono zawsze wpływ na to, co powstaje na płótnie. Zmiany miejsca, spotkani ludzie, przeczytane książki – to wszystko przekłada się następnie na proces twórczy.

Wiele lat temu zetknęłam się z „Pasją życia” i jak wiele innych osób wpadłam w pułapkę „vincentmanii”, zwłaszcza że byłam dość młoda i podatna na wszelkie sugestie, szczególnie zaserwowane w tak pięknej oprawie, jaką jest książka Stone’a. Ale minęło trochę czasu, a mnie van Gogh się nie znudził. Wręcz przeciwnie, im byłam dojrzalsza, tym więcej potrafiłam z tego malarstwa wyciągnąć. Nic więc dziwnego, że zdecydowałam się sięgnąć po jego korespondencję z bratem. Niełatwo było do niej dotrzeć. Jedyny egzemplarz w bibliotece stale się przede mną ukrywał, aż wreszcie któregoś dnia udało mi się przybyć na miejsce o odpowiednim czasie i go pochwycić.

Zdaje się, że van Gogh od zawsze był przekonany, że jest stworzony do czegoś wielkiego. „Ale są inni próżniacy, próżniacy mimo woli, których trawi wielkie pragnienie czynu, którzy nie robią nic, ponieważ nie mają żadnych możliwości, żeby cokolwiek zrobić (…) tacy nie wiedzą sami, co mogliby robić, ale czują instynktownie, że są zdolni do czegoś, że mają swoją rację istnienia! Wiem, że mógłbym być zupełnie innym człowiekiem. Na co więc mógłbym się przydać, czemu mógłbym służyć? Jest we mnie coś, ale co to jest?”[2]. Przez większą część swojej egzystencji malarz właśnie poszukiwał tego czegoś, w czym mógłby wreszcie być naprawdę sobą, by zburzyć mury otaczającego go więzienia. Nieważne, czemu w danej chwili był oddany, zawsze poświęcał się do ostatka sił. Gdy było to kaznodziejstwo, studiował Biblię, żył i ubierał się jak górnicy, którymi się opiekował, jadł to co oni. Zakochany, a później odtrącony nie poddawał się i do końca walczył o swoją miłość. W końcu odnalazł się w malarstwie, za które „zapłacił ryzykiem życia, ono zabrało mu połowę rozumu”[3].

Często odnosiłam wrażenie, że pisząc do brata malarz tak naprawdę pisze dla siebie. Zresztą sam wielokrotnie o tym wspomina. Listy pomagają mu uporządkować myśli, uspokoić się, znaleźć motywację do dalszej pracy, przekonać samego siebie, że to wszystko ma sens. Jako że nigdy nie udało mu się zdobyć przyjaciela na dłużej, z którym mógłby swobodnie rozmawiać i dyskutować, dzielił się wszystkimi rozterkami z jedyną osobą na świecie, która go w pełni rozumiała czy podzielała jego poglądy, czyli Theem.

Prócz wiedzy o życiu malarza, jego korespondencja dostarcza nam także wrażeń „czysto literackich”. Holendrowi nie można odmówić żywego języka, pięknych opisów. Wszystko to ujęte jest w bardzo osobistym tonie, przez co możemy zbliżyć się do Vincenta jak nigdy przedtem. Odniosłam wrażenie, że wydawca oszczędził czytelnikom tych stricte malarskich wstawek, gdzie opisywany jest proces powstawania obrazu. Więcej tu życia prywatnego: kłótni o pieniądze, wrażeń z lektury (van Gogh był niezwykle oczytaną osobą!), miłości czy relacji z innymi malarzami. (Tak przy okazji, informacja dla wszystkich zainteresowanych: cała korespondencja Vincenta van Gogha jest dostępna bezpłatnie w Internecie).

Trudno dostrzec w słowach Van Gogha szaleństwo. Wręcz przeciwnie. Są one zawsze przemyślane, schludne i zrównoważone. Nawet gdy pisze on o własnej chorobie, nie można zaprzeczyć, że analizuje ją ze spokojem i optymizmem. Aż trudno uwierzyć, że ten sam człowiek mógł pisać tak spokojnie, a równocześnie mieć kłopoty z porozumieniem się z innymi ludźmi.

Wszyscy mamy taką plotkarską naturę, że lubimy zajrzeć przez dziurkę od klucza w czyjeś życie. „Listy do brata” niemalże otwierają nam drzwi, za którymi znajduje się ciąg obrazów z życia wybitnego malarza i zagubionego człowieka, który pozostawił po sobie spuściznę złożoną nie tylko z płócien, ale także z tych zapisanych słowami kartek. A kto skusi się, by za te drzwi zajrzeć, na pewno nie pożałuje.



---
[1] Vincent van Gogh, „Listy do brata”, tłum. Joanna Guze i Maciej Chełkowski, wyd. Czytelnik, 1997, s. 157.
[2] Tamże, s. 91-92.
[3] Tamże, s. 512.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5972
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: miłośniczka 14.05.2010 19:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Prócz wielu osób, które s... | December
-> "Więc to po prostu bezczelność ze strony krytyka, gdy nie potrafiąc wypowiedzieć się o dziele, chce coś wyłowić w prywatnym życiu artysty."

Idealne! :)
Użytkownik: Czajka 21.05.2010 04:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Prócz wielu osób, które s... | December
Bardzo się cieszę, że przypominasz książkę, którą warto czytać i do której warto wracać. Van Gogh mnie od wielu lat wzrusza swoją pasją i niezwykłą skromnością.
Piszesz, że trudno znaleźć szaleństwo w tych listach, myślę, że trzeba wziąć pod uwagę, że on je pisał w lepszych momentach, w tych gorszych biegał po Arles albo kłócił się z Gauguinem.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: