Dodany: 01.05.2017 07:58|Autor: misiak297

Zniknęła


Hunter i Caroline Shipley wraz z dwiema małymi córkami Michelle i Samanthą wyjeżdżają do Rosarito w Meksyku, aby uczcić dziesiątą rocznicę ślubu. Razem z nimi świętują brat Caroline z żoną oraz czworo przyjaciół. Trwa uroczysty wieczór, wszyscy siedzą w hotelowej restauracji. Jedzą kolację, rozmawiają. Co jakiś czas Hunter i Caroline na przemian zaglądają do pozostawionych w hotelowym pokoju córeczek. Nagle okazuje się, że młodsza z nich – dwuletnia Samantha – zniknęła.

Minęło piętnaście lat. Pomimo drobiazgowego śledztwa Samanthy nie udało się odnaleźć. Życie Shipleyów zupełnie się rozpadło. Hunter i Caroline się rozeszli. Przyjaciele się od nich odwrócili. Michelle – roszczeniowej, kolczastej, trudnej – nigdy nie udało się zbudować dobrych relacji z matką (toczy się między nimi wieczna wojna, w której tyle samo jest miłości, co obcości i nienawiści). Hunter i Caroline – zwłaszcza Caroline jako matka – stali się swoistymi antybohaterami prasy. Krzyczące tytuły tabloidów, oskarżenia, hejt, nagonka dziennikarzy, okrutne żarty, łatwy osąd i niezdrowa ciekawość społeczeństwa – zamieniły codzienność bohaterów w koszmar. Sprawa w końcu przycichła, ale ciągle jest atrakcyjnym materiałem prasowym. Zniknięcie Samanthy wraca przy okazji kolejnych rocznic, w artykułach pojawiają się fotomontaże ukazujące, jak dziewczynka – gdyby żyła – mogłaby aktualnie wyglądać.

I właśnie po jednej z takich publikacji do Caroline dzwoni dziewczyna, która przedstawia się jako Lili. Ona i Caroline długo nie mogą się porozumieć. W końcu Lili mówi:

"– Ja chyba naprawdę mam na imię Samantha. Chyba jestem pani córką"*.

To zdanie uruchamia całą lawinę zdarzeń i emocji. Historia opowiedziana przez Lili niczego nie rozstrzyga, ale daje do myślenia, wzbudza niepokój. W Caroline niedowierzanie walczy z nadzieją. Nie jest też wolna od podejrzliwości. Michelle reaguje agresją. Obie postanawiają polecieć do Calgary, aby poznać rzekomą Samanthę. Czy ich spotkanie dojdzie do skutku? Wkrótce wychodzą na jaw pominięte szczegóły i niewygodne sekrety sprzed piętnastu lat. Obraz sytuacji nie jest tak jednoznaczny, jak mogło się dotąd wydawać. Wszystko prowadzi do, jak przypuszczam, zaskakującego dla wielu osób rozwiązania. I tylko szkoda, że powstał rozdział, w którym feralny wieczór został odtworzony z odpowiednim komentarzem – zupełnie jakby autorka zwątpiła w inteligencję czytelnika.

To thriller, jakich mnóstwo w naszych księgarniach. Nie można jednak Joy Fielding odmówić dopracowania powieści. Przez większą jej część kolejne zdarzenia poznajemy naprzemiennie – w chwili obecnej i w retrospekcjach. Kanadyjska pisarka świetnie stopniuje napięcie – od książki nie sposób się oderwać. Co ważne, dba o psychologię bohaterów. Główne dramatis personae przedstawia z wyczuciem. Caroline – kobieta zamknięta w swojej żałobie i tęsknocie, a jednocześnie zmuszona do prowadzenia zwyczajnego życia – wypada bardzo przekonująco. Równie świetny jest portret zbuntowanej Michelle – żyjącej w cieniu zaginionej siostry ze świadomością, że sama nie jest tak bardzo kochana. Postaci drugiego planu, choć mniej wyraźnie narysowane, także są ciekawe – jak żałosny, dwulicowy Hunter czy matka Caroline, apodyktyczna, zaślepiona Mary, faworyzująca syna-utracjusza. Znakomicie został ukazany także proces niszczenia przez media życia jednostki.

"Nie ma jej" to może powieść jednorazowego użytku, może oparta na tradycyjnych schematach thrillera psychologicznego, może do przeczytania i zapomnienia – ale świetnie się ją czyta, jest ciekawa i dopracowana. To niezobowiązująca rozrywka – ale na dość wysokim poziomie. Wielbiciele dobrego, nieprzekombinowanego thrillera nie powinni czuć się zawiedzeni.


---
* Joy Fielding, "Nie ma jej", przeł. Edyta Jaczewska, wyd. Świat Książki 2017, s. 16.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 525
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: