Powędrowałam z Hopem, który kiedyś mnie zaszokował obrazem apartheidu w RPA do jego ojczyzny po raz kolejny. „Kochankowie mojej matki”, to obraz Południowej Afryki od wojen burskich (Ghandi!), do czasów współczesnych.
I zachciało mi się szukać książkowych tropów w obszarze pozapowieściowym. Nie pierwszy raz, bo to bywa emocjonujące. Moim przewodnikiem stała się książka
Republika Południowej Afryki: Trwałość czy zmierzch potęgi w regionie? (
Solarz Marcin Wojciech)
. Mam nadzieję, że mnie nikt nie zamknie za przydługie cytaty. :/
Na początek skomplikowana struktura społeczności w RPA, a przede wszystkim te różnice między „białym” i „białym”, bo one mnie zafascynowały. Zresztą podział ludności tam jest w ogóle dość specyficzny.
„Południowa Afryka jest krajem bardzo zróżnicowanym pod względem etnicznym. W czasach apartheidu koncentrowano jednak uwagę raczej na strukturze rasowej[…]. Dla porządku trzeba zaznaczyć, że apartheidowska klasyfikacja ras nie miała dużo spólnego z rzeczywistością i poważnie odbiegała od klasycznego podziału G. Cuviera. Do rasy białej z przyczyn politycznych zaliczano Japończyków, Równocześnie Hindusi i Chińczycy tworzyli oddzielną kategorię Azjatów. Wyróżniano grupę Koloredów, którą stanowili nie tylko Mulaci, ale również czarne plemiona Buszmenów, Hotentotów, Dunnow, Nunnów Finnów, Oppermanów, Griqua i Carolus-Baajaties. W ten sposób kategoria czarnych została zarezerwowana jedynie dla ludów Bantu”[s.86-87].
I dalej BIALI KONTRA BIALI:
„Grupa białych (około 13% społeczności RPA) jest również zróżnicowana etnicznie. Dzieli się ona na trzy podgrupy: Afrykanerów, białych pochodzenia angielskiego (anglofonów) i innych. Afrykanerzy są jedynym białym narodem lub, jak twierdzą inni – plemieniem Afryki. Podstawową cechą ich tożsamości narodowej jest język afrykanerski - jedyny język germański, który rozwinął się poza terenem Europy.[…] Afrykanerzy jako naród powstali w wyniku przenikania się kilku grup etnicznych. Według teorii przedstawianych w okresie apartheidu Afrykanera w 40% konstytuują pierwiastki narodowościowe holenderskie, w 40% niemieckie, w 7,5% francuskie oraz w 7,5% brytyjskie. Pozostałe 5% stanowią inne. Niektórzy badacze twierdzą, że te 5% to krew krajowców i Koloredów. Twierdzenie to przez znaczną część Afrykanerów może być jednak uznane za obraźliwe” [s.88-89]. (haha, Cindy?!)
„Pozycja anglofonów w południowoafrykańskiej społeczności białych nigdy nie była jednoznacznie określona. Nie chodzi tu już nawet o reminiscencje z okresu walk z Wielką Brytanią, gdyż na tym tle sama społeczność afrykanerska jest podzielona i ma nie zaleczone rany. Tę ich szczególną pozycję oddaje w pełni niepochlebna nazwa - »soutpiel« - jaką opisuje się angielskojęzycznych białych. »Soutpiel«, inaczej: »salt dick«, to człowiek stojący jedną nogą w Południowej Afryce, drugą zaś w Anglii. Wyczuwalny jest odmienny stosunek obu społeczności do RPA. Wielu anglofonów nie przestało czuć się Brytyjczykami, Europejczykami, zawsze mogą oni wrócić do swojej prawdziwej, w ich mniemaniu, ojczyzny, jaką jest Zjednoczone Królestwo. Z Afrykanerami sprawa jest zupełnie inna. Oni nie mają dokąd wracać. Ich jedynym domem i ojczyzną jest RPA. Oni też stanowią w dosłownym sensie jedyny biały naród Afryki”[s. 115-116].
PRZESTĘPCZOŚĆ I PRZEMOC
„Sheerhaven zbudowano w pobliżu pola golfowego i w przeliczeniu na metr kwadratowy była to […] najdroższa i najlepiej strzeżona dzielnica. Miała uzbrojone patrole i śmiertelnie groźne ogrodzenie, a pod okalającym ją murem znajdowały się czujniki podczerwieni, by powstrzymać każdego, komu przyszłoby do głowy kopanie tunelu. Działał też stały monitoring. W Sheerhaven nie było przestępczości; żadnych napadów, kradzieży, gwałtów ani zamieszek. Nie było tu również żadnych sklepów, banków ani restauracji; w istocie nie było tu żadnego wielkomiejskiego zgiełku i zamętu. Miałem wrażenie, że w ogóle nie było żadnego ruchu, oprócz tego ... legalnego” [
Kochankowie mojej matki (
Hope Christopher)
, przeł. Ewa Pankiewicz, WAB, 2008, s.306]
i
Republika Południowej Afryki: Trwałość czy zmierzch potęgi w regionie? (
Solarz Marcin Wojciech)
„Biali przed pierwszymi wyborami z udziałem czarnych obywateli sądzili, że przestępczość stanowi jedynie problem czarnych mieszkających w odległych townshipach. Wkrótce jednak liberalizacja systemu spowodowała, że całe społeczeństwo południowoafrykańskie poczuło się zagrożone narastającą falą przemocy - zarówno biali, jak i czarni.[…]
Zmiana w stosunku do czasów apartheidu polega na tym, że teraz również biali czują się zagrożeni. O wiele większym jednak problemem niż liczba zbrodni jest ich szczególne okrucieństwo i bestialstwo. Biali reagują na spadek poczucia bezpieczeństwa budową ufortyfikowanych domów, osiedli, a nawet miast. Wznoszą mury, montują systemy zabezpieczeń elektronicznych, ogradzają domy drutami pod napięciem elektrycznym, wynajmują firmy ochroniarskie. Ceny tak zabezpieczonych domów podskoczyły w 1994 r. o 25%, a mimo to są one wykupywane na pniu. Ich nabywcami mogą być obecnie także czarni, ale przeszkodą jest fakt, że niewielu na to stać”[s.84-85]
PRZYCZYNY WZROSTU PRZESTĘPCZOŚCI
Upadek systemu autorytarnego w RPA wyzwolił podstawowe wolności, dotychczas niedostępne dla większości obywateli. Nagły wzrost otwartości społeczeństwa spowodował załamanie się wielu struktur społecznych, do czasu przemian trwale organizujących i porządkujących życie społeczne w Południowej Afryce. Zniszczenie omnipotentnej struktury rasowej otworzyło przed czarną większością nowe możliwości rozwoju i działania. Z kolei pojawienie się owych możliwości rozpoczęło proces erozji tradycyjnych afrykańskich struktur społecznych. Postępująca liberalizacja wymusiła także zmiany w funkcjonowaniu aparatu państwowego przejawiające się w spadku intensywności nadzoru nad społeczeństwem. Zarazem jednak - paradoksalnie - system prawny i policyjny ancien regime'u zmienił się w niewielkim stopniu, gdyż jego ludzie bądź nie chcą, bądź nie potrafią odnaleźć się w radykalnie zmienionej rzeczywistości. Brak takiej akomodacji spowodował powstanie luki między realiami życia a systemem porządku i bezpieczeństwa. Ta luka rychło została wypełniona przez przestępców. Zwiększenie praw obywatelskich w połączeniu z nieudolnością systemu sprawiedliwości oraz bardzo trudnymi warunkami życia powoduje zatem, że coraz więcej jednostek dostrzega dla siebie szansę w wystąpieniu przeciwko ustalonemu porządkowi i strukturom społecznym, w ich przekonam blokującym im drogę do lepszego życia.[…]
Paradoksalnie, z obsesją zagrożenia przestępczością, łatwo zauważalną w Południowej Afryce, współistnieje de facto społeczne i moralne przyzwolenie na przemoc, na użycie siły. W okresie apartheidu rząd zwalczał czarną opozycję i zapewniał porządek przez użycie siły. Ruch narodowowyzwoleńczy próbował wywalczyć wolność, także odwołując się do przemocy. Genracje czarnej społeczności rosły w przekonaniu, że szacunek w townshipie jest odwrotnie proporcjonalny do przestrzegania prawa, że bohaterem zostaje się, łamiąc prawo. Broń stała się w RPA niezwykle łatwo dostępna. Zakończenie wojny w Mozambiku uwolniło olbrzymie zapasy broni, które przez nieszczelną granicę przepływają na chłonny rynek południowoafrykański. Zawarcie pokoju i stabilizacja w Angoli mogłyby dać podobne efekty"[s.82-83].
I jeszcze trochę o białych ludzkich typach po zniesieniu apartheidu.
„Taki był właśnie Schevitz w całej jego chwale - chronił słabych przed państwowymi łobuzami. Schevitz, który zdobywał forsę dla czarnych adwokatów na pomoc dla więźniów politycznych, trzymanych w pojedynczej celi[…]. Schevitz, któremu eksperci i prorocy zgodnie przepowiadali, że w jakimś lepszym, sprawiedliwszym, nierasistowskim rządzie całkiem nowej Południowej Afryki z pewnością będzie Sędzią Sądu Najwyższego lub nawet - czemu nie? - Ministrem Sprawiedliwości.
Ale potem ...
Nad Schevitzem zawisła chmura goryczy. Więcej niż goryczy - niezadowolenie wręcz wylewało się z niego. Schevitz się zmienił - "ewoluował", by użyć jego słowa - z głównego atakującego, jakim był w czasach starego reżimu, w zrzędliwego krytyka nowych kolesi, którzy rządzili naszym tęczowym narodem, i na końcu swego kolorowego marzenia, za którym tak chętnie się idzie, znalazł nie złoto, ale "cholerną puszkę robaków" [
Kochankowie mojej matki (
Hope Christopher)
, przeł. Ewa Pankiewicz, WAB, 2008, s. 143] .
„The Economist” (cokolwiek to jest) dzieli białych na trzy grupy: „odtworzonych prawicowców” (to ci od bomb i terroru), „zagubionych liberałów” oraz „nostalgicznych narodowców” (zwolenników Partii Narodowej). I takim „zagubionym” widzi mi się Schevitz Hope’a.
„Druga grupa białych to »zagubienie liberałowie«. W większości obóz ten składa się z anglofonów. »Zagubieni liberałowie« w okresie apartheidu stanowili »białą« opozycję wobec systemu. Paradoksalnie teraz, gdy spełniły się ich marzenia o wyzwoleniu czarnej większości z ucisku apartheidu, znaleźli się oni w poważnych tarapatach. Czują się zagubieni w nowej rzeczywistości. Wychodzą na jaw rasowe uprzedzenia, które poprzednio chcieli przypisywać jedynie Afrykanerom.[…]Liberałowie powoli odkrywają ciemne strony upodmiotowienia czarnej większości: obawiają się narastającej fali czarnej przestępczości, o której do przemian ustrojowych sądzili, że zamyka się w granicach czarnych gett, boją się też o swoje miejsca pracy” [
Republika Południowej Afryki: Trwałość czy zmierzch potęgi w regionie? (
Solarz Marcin Wojciech)
, s.126].
Uzupełnienia:
Odrębne światy (
Hope Christopher)
Bez człowieka-ikony ani rusz, więc „Mandela” – film w reż. Philipa Saville (jest tego więcej, ale ten widziałam)
Tsotsi (
Fugard Athol)
i film pod tym samym tytułem (oczywiście z nieśmiertelnym hollywoodzkim zakończeniem),
Dzieje Afryki po 1800 roku (
Oliver Roland,
Atmore Anthony)
24 współczesne opowiadania południowoafrykańskie (antologia;
Mtshali Oswald Mbuyiseni,
Delius Anthony,
Uys Sannie i inni)
Wiek żelaza (
Coetzee John Maxwell)
Zapach kwiatów i śmierci (
Gordimer Nadine)
Czarny prezydent: Rewolucja w RPA (
Jaszuński Grzegorz)
i książki
Brink André.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.