Dodany: 27.01.2005 22:27|Autor: groch
Liryczne światy Harasymowicza
„Wybór liryków” Jerzego Harasymowicza jest ostatnim przedsięwzięciem poety, o którym nieco już zapomniano, choć zmarł zaledwie kilka lat temu (1999). To dosyć dziwne jak na kogoś, kto całe swoje życie zajmował się poezją i wydał ponad pięćdziesiąt jej tomów w nakładzie, bagatela, siedmiuset tysięcy egzemplarzy. A dziś tylko w nielicznych księgarniach Harasymowicza można spotkać i to najczęściej internetowych. Tak wspaniałe tomy jak „Cuda”, „Wieża malancholii”, „Zielnik”, „Samotny jastrząb” czy subtelne „Erotyki” nie doczekają się chyba wznowień.
Harasymowicz debiutował w 1956 roku tomem „Cuda” i przez prawie pół wieku wędrował po swojej baśniowej krainie Bieszczad (lecz nie tylko), by w końcu połączyć się z nią po śmierci (życzeniem jego było, by prochy tam właśnie były rozsypane). Zaistniał na łamach „Życia Literackiego” wraz z Herbertem, Białoszewskim, Czyczem i Drozdowskim, a w recenzji pierwszego tomu Kwiatkowski i Wyka obwieścili po prostu: „Jest Gałczyński!”.
Dlaczego? Poezja jego jest bowiem specyficzna, kto przeczyta kilka tomów, zawsze już chyba będzie rozpoznawał jego styl. I choć motywów miał wiele (czasami zajmowały go po kilka lat, na przykład wskrzeszał zaginiony świat Łemków i Bojków, wgłębiał się w sarmackie meandry polskiej kultury i swego czasu do nazwiska dodał drugi człon — Broniuszyc), to jednak zawsze pozostawał w ścisłym zespoleniu z Naturą. Obserwował ją zachwycony i przekształcał w poetyckie wizje, jak w wierszu „Sad, styczeń” z pierwszego tomu:
Oto zimą jabłonie,
Oto gil w pąsie tonie.
Gil ma jak pestka serduszko.
Gil — zimowe jabłuszko.
Na korę jabłonek głupiutkie zajączki
Siekaczami nakładają ślubne obrączki.
Jest nieruchomo i cicho dokoła,
Czasem tylko gawron, jak marszałek coś zawoła.
A w nocy znów błękitne pokłony
Sad bije pełen lęku
Nocy zimowej, wielkiej, białej sowie,
Co siada na księżyca sęku.
Jest to bowiem poezja pełna cudowności, niezwykłych skojarzeń; czasami może jednak drażnić pewną dziecięcością, której nie znajdziemy na przykład u Herberta. Jednak w „Wyborze liryków” prawie jej nie ma, tak jak nie znajdziemy całej barokowej sarmatczyzny i rozrachunków ukraińskich, jakby poeta chciał pozostawić po sobie coś ponadczasowego, coś, co uważał tylko za swój prawdziwy świat. Zaobserwować możemy też specyficzne kurczenie się owego świata — od rozległych połonin aż do enklawy Ogrodu Botanicznego w Krakowie, jak poezja jego nabiera coraz to bardziej metafizycznego charakteru, staje się coraz bardziej ascetyczna, oszczędna w słowach - ale taką najbardziej u niego lubię:
Być jak księżyc
wśród bezlistnych drzew
na który nikt nie zwraca uwagi
Przemknąć przez życie
lekko świecąc
wśród bezlistnych drzew
(Jesienny wieczór III)
Cóż, z około pięćdziesięciu tomów poezji i setek wierszy powstał jeden, który oddać miał całą liryczność, subtelność, ciekawość życia i specyficzny obraz świata poety. Czy oddał? Przekonajcie się sami. Szkoda tylko, że sam poeta nie doczekał jego wydania.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.