Dodany: 09.03.2010 16:01|Autor: miłośniczka

O wojnie na nowo


Od czego by tutaj zacząć? Przed chwilą właśnie napisałam do jednej z biblionetkowiczek, że nie wiem, czy napiszę tę recenzję – że boję się niemożności znalezienia odpowiednich słów. Postaram się jednak podzielić z Wami choć częścią tej wielkiej uczuciowej kotłowaniny, jaka teraz we mnie tkwi.

„Patrz pod: Miłość” czyta się ciężko i, niestety, zabiera przez to dużo czasu. Choć tak do końca chyba nie jest to nawet wada; z niektórymi książkami trzeba po prostu przez chwilę pobyć, pożyć, przez jakiś czas trzymać je pod poduszką, choć w tym wypadku nie polecam – można by jedynie przywołać nią senne koszmary. Bez wątpienia jednak dzieło Grossmana skłania do wielu przemyśleń. Bez wątpienia.

Nie, nie jest to kolejna opowieść o Holokauście, nie są to kolejne szokujące fakty, które, powtarzane w tej samej formie od wielu lat, przestały nawet szokować, co właśnie z kolei stało się szokujące (och!). To mocno koloryzowana opowieść o świecie, w który wdarła się wojna. O wojnie, która wymiotła z Ziemi świat taki, jakim był do pewnej pory i zaprowadziła nowy porządek. O najgorszej wojnie świata – II światowej.

Opasłe tomiszcze podzielone jest na cztery dość obszerne części, które wydają się ze sobą niepowiązane w żaden sposób. To jednak zaledwie pozory, to misternie zbudowana ułuda (żebyś, Czytelniku, mógł choć na chwilę odetchnąć i nie dźwigać brzemienia poprzedniej części, bo i tak ono powróci i uderzy cię z podwójną mocą).

Pierwsza z nich to przerażająca opowieść o chłopcu – Momiku – staraniami rodziców tak odizolowanym od wojny i jej faktów, że doprowadziło to do kolejnej tragedii. Nie takiej widzianej gołym okiem; do spustoszenia w duszach ludzi, których imć pani wojna nie raczyła ominąć. Matka i ojciec nie potrafią w każdej sytuacji pominąć bolącego tematu, w związku z czym traktują go aż zanadto ogólnikowo: „tam”, „wtedy” staje się wszechobecne w Momikowym domu. Chłopak, przekonany, że „to” musiał być jakiś fantastyczny świat, za którym teraz wszyscy tęsknią i od tej tęsknoty wariują, postanawia przywrócić go do ich życia. Otoczony podręcznikami, informacjami o żydowskiej zagładzie, zaczyna w ciemnej piwnicy eksperymentować na swych starych sąsiadach i bracie własnej babki.

Część druga. Momik jest już dorosły i jego marzeniem jest napisanie rzetelnego, grubego dzieła o Holokauście... dla dzieci. Postanawia także odszukać zaginione opowiadanie Bruno Schulza. Dla swojej „pasji” zaniedbuje rodzinę i dociera w najdalsze zakątki... Przyznam, że tę część czytało mi się najgorzej i niejeden raz myślałam o tym, żeby po prostu komuś oddać książkę i nigdy do niej nie wracać. Denerwowała mnie jak mało która. Bo z metaforami jest tak, że powinny być czytelne, inaczej na zawsze należeć będą tylko do autora i nikt nie będzie nawet podejmował prób ich interpretacji. A tutaj metafora ma ponad dwieście stron, o ile dobrze pamiętam (no dobrze, już sprawdziłam: 170), i nie jest jakoś szczególnie czytelna. Do końca pozostaje dla mnie niejasnym, dlaczego w ogóle autor wprowadził do swej książki Schulza... Mężczyznę, Żyda, o którego zaczynają toczyć spór ziemia i morze. Dwa żywioły. Są fale i sztormy wywoływane przez morze jako... niestrawność? po niesmacznej potrawie... Nie, nie przemawia to do mnie. Wcale. Apeluję jednakże do tych, którzy również zastanawiają się po około dwusetnej stronie, czy odłożyć książkę na półkę: nie czyńcie tego! Jeśli koniecznie chcecie opuścić ten duży fragment, proszę bardzo. Ale wytrwajcie do końca (tak, wytrwaj, Czytelniku!). Naprawdę warto.

„Wasserman”. Anszel Wasserman. Brat babki Momika. Nie umiera w komorze gazowej, nie da się „zlikwidować” go strzałem w głowę. Cierpi na dziwną przypadłość: nie potrafi umrzeć. I bardzo nie podoba mu się ten wyjątkowy dar. Może jednak jest w tym całym darze jakiś sens? Stary pisarz spróbuje delikatnie, powoli naprawić świat albo przynajmniej jego część. Wykorzystując do tego celu bohaterów opowiadań, które pisał w dzieciństwie, bohater części trzeciej zacznie zbawianie świata od prób nawrócenia jednego z esesmanów. Moim zdaniem jest to najlepsza, najbardziej wzruszająca część całej opowieści... To pisanie o wojnie na nowo, w inny sposób, to przywoływanie jej przed oczy Czytelnika jeszcze raz, ale tak, żeby na zawsze utkwiła w tym miejscu. Żeby poruszyła. Bardzo, do głębi, do łez.

I część czwarta... Mam wrażenie, że nie mogę napisać o niej niczego, żeby nie zepsuć lektury innym. Chociaż... Można chyba powiedzieć, że Momikowi udało się stworzenie osobliwego dzieła, o jakim marzył. Patrz więc pod: Holokaust. Patrz pod: Krzyk. Patrz pod: Sprawiedliwość. Patrz pod: Miłość.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1482
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: