Dodany: 30.01.2008 23:24|Autor: aborygen
Żyjąc do Końca
"Czekając na Godota" - sztandar teatru absurdu, stał się dla mnie pozycją literacką zupełnie niezwykłą, co brzmi tak zwyczajnie.
Dlaczego?
Chyba dlatego, że według mnie nie ma większego, a zarazem skromniejszego, dramatu-metafory w historii literatury. Patrzę z uznaniem na wszystkie dzieła klasyków tworzących i żyjących przed Beckettem, tych olbrzymów - Szekspira, Sofoklesa, Moliera. Porównując możemy doznać wrażenia, że "Czekanie..." jest śmiesznie małe. Liche i nieskomplikowane - bez wielkiego muru ze słów typu wieczność, miłość i odwaga za swoimi plecami. Sam szkielet dramatu.
Mym skromnym zdaniem to tu właśnie kryje się jego wielkość.
Minimalizm, z jakim Beckett ukazuje swe postacie i ich perypetie, ogołaca jego sztukę z wszelkich kontekstów. Jest jeden plan, istnienie reszty świata spowija mgła. To samo dzieje się z człowiekiem czytającym jego dramat. Zrzucamy z siebie wszystko, bo wiemy, że dopóki nie staniemy z nagą duszą przed tym szarym obrazem, nasze oczy będą szukały żartu, wyjaśnień, gry. A znajdą tylko ich liche odbicia, bo nie o nie autorowi chodzi.
Burzyć wszystko. Pozostawić postacie na białej plamie, która może być "wszędzie". Postacie z czystym umysłem człowieka zderzającego się z tak wielką "nicością" - jego murem. To sposób Becketta. Jego obchodzi samo istnienie. Nie poprzestaje na pustce planu.
Jego bohaterowie czekają (!). Jak wielkie wyzwanie rzuca innym twórcom tym czekaniem! Oni nie walczą, nie gonią, nie giną, oni NAWET SIĘ NIE PODDAJĄ. Oni czekają na Godota. Postać-klucz, która niczego nie wyjaśnia. Która może być Bogiem, śmiercią, ukochaną, żoną, dziadkiem, szwagrem, papieżem albo niczym.
Ostatecznym bezsensem. Odgłosy zdarzeń świata normalnego są dalekim echem, mimo to oni dalej czekają, ludzka nadzieja?
Przestaje się liczyć czas. Już nie wiadomo, gdzie, kiedy i po co.
Życie-czekanie na Godota-Wielką Niewiadomą.
Mistrzostwo zabijania formy. Beckett rozkłada na czynniki pierwsze scenę życia, by ukazać jej absurdalność, powtarzalność i "zawiła prostotę".
Uwielbiam (jest tu odpowiednim słowem) tę prostotę, która rozszyfrowuje świat.
Podziwiam. Podziwiam słowa, jakich autor użył do zbudowania swego dzieła... ale jeszcze bardziej podziwiam sposób, w jaki uniknął niektórych słów, wydawałoby się, niemożliwych do ominięcia w dramacie egzystencjalnym!
Polecam.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.