Wyznania sfrustrowanego czytelnika, czyli o Ulissesie słów gorzkich kilka
Na pewno każdy ma na swoim koncie nieudaną próbę przeczytania książki, którą bardzo chciał przeczytać - takiej którą WYPADA znać, a na pewno miło zabłysnąć jej znajomością w towarzystwie, książki uznanej za wielką, ambitną, kultową, fenomenalną, należącą do chlubnego kanonu literatury powszechnej. Mam tu na myśli szczególnie "Ulissesa" i dzeła Prousta, ale z pewnością jest ich więcej.
Moją ostatnią wielką klęską był "Ulisses" właśnie, którego doczytałam z wielkim poświęceniem do połowy, z czego zrozumiałam może 1/9. A taką miałam nadzieję że mi się spodoba, że przeczytam ją bez trudu i zdobędę ten Mount Evertest przed którym wszyscy mnie ostrzegali! Dumna i pewna siebie "jak pies albo skrzynka pocztowa" czytałam ją w każdym wolnym czasie robiąc minę wielce intelektualną. Po miesiącu jednak, kiedy piąty raz czytałam to samo zdanie, odrzuciłam ją do kąta >metaforycznie oczywiście - w rzeczywistości książka grzecznie wróciła do biblioteki<.
Poskutkowało to przewidywanym przez znajomych "kompleksem Odysa".
Symptomy choroby:
- zwątpienie we własny intelekt
- przygnębienie i stany depresyjne
- napady wściekłości i niepokoju na bodziec słowny: "Ulisses" lub "Joyce"
- w skrajnych wypadkach masowe palenie wyżej wymienionej książki, pobicia nauczycieli języka polskiego oraz próby samobójcze
No u mnie tak źle nie było, ale na pewno niepowodzenie to podziałało na moją ambicję. Długo z niechęcią czytałam te wszystkie re-we-la-cyjne recenzje na temat "Ulissesa" i wybuchłam gorzkim, autoironicznym śmiechem kiedy ktoś nazwał mnie swoim "autorytetem do spraw literatury" - Ja? Ja miałabym być czyimś autorytetem? Do spraw literatury właśnie? Człowieku, ja nawet Ulissesa nie zdołałam przeczytać.
Oczywiście jak zawsze trochę przesadzam >drramatyzuję<, nie chcę żeby ktoś ocenił mnie jako snobkę, dla której dramatem jest nieprzeczytanie jakiejś tam książki. Po prostu niektóre z nich są bardzo frustrujące >mam nadzieję że ktoś się ze mną zgodzi<. Niedawno przeczytałam w "Dobrym Stalinie" Jerofiejewa myśl, która bardzo tu pasuje. Jest to wypowiedź wydawcy który odrzuca artykuł o Nabokovie mówiąc, że amerykański czytelnik który tekstu prawdopodobnie nie zrozumie, nie wyciągnie złego wniosku o sobie, ale o gazecie. Tak więc myślę, że czasami dobrze jest pobyć sobie takim amerykańskim czytelnikiem >byle nie za długo ^^ <.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.