Chciałabym napisać coś złego
Jeśli symbolem Warszawy jest Syrenka, to godłem warszawki mogłaby być spokojnie Magdalena Miecznicka. Odpowiednio pochodząca, nienagannie wykształcona, doskonale ustosunkowana i starannie zrobiona. Być może to te właśnie przymioty ducha i ciała sprawiają, że jako krytyczka literacka nie pisze już właściwie o nikim poniżej Nobla, przy czym przeważnie źle. Pracując w korporacji medialnej, która zarabia głównie na wciskaniu Niemcom historii o polskich złodziejach, Polakom zaś bajań o dojczach wykupujących ich ojcowiznę, Miecznicka stawia w literaturze na marki znane, współczesną polską prozę mając zazwyczaj w głębokim de. A tu nagle niespodzianka, ponieważ na własne życzenie z krytyczki staje się autorką (i to polską autorką) wydając "Cudowną karierę Magdy M.". Wspaniale - pomyślałam i kupiłam - teraz się po szkodniku przejadę.
Ale nic z tego. "Cudowna kariera Magdy M.", z pozoru pisana lukrem na stronach z pierniczka, jest tak naprawdę głębokim studium narodzin potwora. Życie i przygody towarzyskie tytułowej bohaterki są jak wspaniała współczesna bajka, a słowa "miłość" i "uroczy" padają w niej średnio raz na dziesięć zdań. Właściwie można tę książkę przeczytać tak, jak się ogląda następny odcinek "Seksu w Wielkim Mieście" i mniej więcej tyle z tego wyciągnąć. Można wcale nie zauważyć, że Magda M. to bliska znajoma Patricka Batemana, bohatera "American Psycho". Oboje na nowojorskim szczycie pławią się w sukcesie i powodzeniu, wewnątrz duszy pielęgnując koszmarną czarną dziurę. Z jedną różnicą. Bohater Ellisa chce za wszelką cenę od niej uciec i robi rzeczy potworne, aby choć na chwilę cokolwiek poczuć. Magda M. biegnie w drugą stronę, pożąda pustki i jedynym jej celem jest właśnie uczucia zagłuszyć. I też robi rzeczy straszne, tylko że z zimną krwią robi je sobie. Jest typowym przypadkiem mojego pokolenia, jakimś kolejnym dzieckiem z niewielką rodzinną tragedią w tle. I przez całe życie ma złudzenie, że to właśnie od tego ucieka w karierę, imprezy i niezobowiązujący seks. Tyle że tak naprawdę ucieka od samej siebie i "cudownie" jej się ta przemiana udaje.
Miecznicka nie napisała jednak moralitetu ani poradnika i nie daje odpowiedzi jednoznacznych. Nie dowiecie się, czy według autorki warto robić karierę, czy mieć na przykład teleżycie rodzinne. Czy uwiera świadomość tego, że wszystkie rzeczy wydają się małe i nic niewarte, kiedy ogląda się je z samego szczytu. Najbardziej nie dowiemy się, co realna Magda M. sądzi o równoległej Magdzie M., bo książka pisana jest z chłodnym dystansem dźwięczącym czasem platynowym smutkiem Houellebecqa. Natomiast zagadką pozostanie dla pokoleń czytelników, czy koszmarne zdjęcie autorki na tylnej okładce wystylizowanej jak do "Gali" jest grą, kluczem do powieści, czy też może nieudolną próbą uzyskania większej liczby dżiarpisów (1 grp = jeden kontakt z reklamą w języku marketingowym). Nie jest ważne jednak, ile osób przeczyta "Cudowną karierę Magdy M.", ważne, ile ją zrozumie. Warto do tego celu oddzielić w głowie krytyczkę od autorki i wgryźć się przez chwilę w ten debiut, moim zdaniem bardzo udany.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.